Lucas powołuje się na raport firmy McAfee produkującej systemy antywirusowe i antywłamaniowe dla komputerów i sieci informatycznych. Raport informuje, że roczny koszt cyberprzestępczości na świecie wynosi obecnie ponad 400 miliardów dolarów. Ta liczba obejmuje straty finansowe, kradzież własności intelektualnej, działania zapobiegawcze etc. Dalej w raporcie pojawia się informacja, że w samych Stanach Zjednoczonych ataki hakerskie pozbawiły pracy 200 tys. ludzi. Natomiast tylko w Wielkiej Brytanii koszty przestępczości w Internecie szacuje się na 27 miliardów funtów rocznie.
Autor „Cyberphobii” porównuje podejmowanie środków ostrożności, czyli na przykład używanie programów antywirusowych czy anti-malware, do szczepienia dzieci czy podawania antybiotyków, które chronią nie tylko jednostki ale i całe społeczności.
Edward Lucas podaje przykłady. W 2013 roku na Bliskim Wschodzie włamano się do systemu dwóch banków. Straty oszacowano na 45 mln dolarów. Lucas podkreśla, że oznacza to, że był to największy napad na bank w historii. Z kolei np. w 2009 roku firma Nortel Networks – bardzo znana i jedna z najlepszych firm kanadyjskich – musiała ogłosić upadłość. Okazało się, że przez blisko dziesięć lat chińscy hakerzy wykradali z niej różne projekty i plany biznesowe. To pokazuje jaka jest skala zjawiska i jakie konkretne straty może ponieść każdy z nas.
Plan obrony
Teoretycznie jeśli nie ma nas w sieci to nie istniejemy. Jeśli nie istniejemy w sieci, to nie istniejemy też dla przestępców. Tyle teorii. Praktyka jest taka, że nie musimy posiadać smartfona, komputera, konta na Facebooku, żeby „system” wiedział o nas więcej niż się spodziewamy.
Nawet jeśli nie wpisujemy w sieci jakichkolwiek danych, to wystarczy wpisać je tylko w telefonie, żeby odpowiednie aplikacje korzystające z pamięci naszego smartfona odpowiednio je sobie dopasowały. Weźmy na przykład funkcję lokalizacji w systemie Android. Nawet jeśli mamy wyłączoną tę funkcję, to naszą lokalizację śledzą stacje nadawcze naszego operatora i to one ustalają nasze położenie. Nasz telefon w ciągu sekundy wysyła setki danych. Jeśli telefon w ciągu nocy jest np. cały czas w tym samym miejscu, łatwo można się domyśleć, że tam właśnie znajduje się nasze mieszkanie. W ciągu dnia z kolei łatwo ustalić w którym miejscu pracujemy. To tylko jeden z przykładów na to jak wykorzystywane i interpretowane są dane które tak naprawdę produkujemy codziennie.
Jeśli potocznie mówimy o tym, że ktoś i tak czyta nasze maile, to jak wskazuje w swoim artykule Stanisław M. Stanuch, sposoby są bardziej wyrafinowane i zautomatyzowane.
Jeśli chcemy w jakkolwiek zabezpieczyć się przed utratą i dowolnym dostępem do naszych danych nie możemy skupić się na jednym rozwiązaniu, a najlepiej zastosować kilka.
Używać bezpiecznych czatów, zaufanych stron z certyfikatami bezpieczeństwa, unikać podawania danych wrażliwych, nie klikać na wszystko, co nam się wyświetli na ekranie, ignorować podejrzane maile a najlepiej – jak konkluduje w swoim artykule Stanuch – być jak najmniej aktywnym w Internecie.
W dzisiejszym świecie niemożliwe i nierealne. Pozostaje mieć nadzieję, że jeśli dotknie nas jakiś atak hakerski, to nasze straty będą niewielkie. To, że kiedyś zostaniemy albo już zostaliśmy zaatakowani, to pewne.
Piotr Dobroniak, Cooltura