Na Europejskiej mapie rasizmu, a ściślej: Europejskiej mapie utajonych uprzedzeń rasowych (European map of implicit bias), Polska świeci się na czerwono. Ale tylko na jasnoczerwono, co znamionuje rasizm o natężeniu przykrym, lecz nie radykalnym. O wiele większe zacietrzewienie na tle rasowym można wyczytać z krwistej czerwieni pokrywającej Litwę, Białoruś, Ukrainę i – co za zaskoczenie – Czechy, kojarzone przecież z beztroskim doświadczaniem rzeczywistości. Niewiele lepiej jest w Estonii, Mołdawii, Bułgarii, na Słowacji trapionej plagą Cyganów oraz Rumunii, która zmaga się z podobnym problemem.
Jednak – o zgrozo! – rasizm zdradzają również narody Europy południowej, ale tej lepszej i bardziej zachodniej w sensie kulturowym: Włochy, Portugalia i Hiszpania. Nawet Francję pokrywa niejednoznaczna barwa, skłaniająca się chyba bardziej ku czerwieni niż błękitowi. Co ciekawe, i chyba trochę śmieszne, najbardziej niebieski region na mapie to Bałkany, w szczególności Serbia. Być może ma to związek z unijnymi aspiracjami tych krajów, których obywatele wyczuwają, że muszą być bardziej papiescy od papieża (europejscy od komisarza), by dołączyć do obozu koncentrującego dobrobyt i bogactwo, czyli UE. Rasy kolorowe lepiej tolerowane są też w UK, Irlandii i państwach skandynawskich – z wyjątkiem Finlandii, która imigracyjnej nawałnicy bodaj wciąż nie doświadczyła i możliwe, że najwyraźniej doświadczać nie zamierza.
Generalnie rzecz biorąc Europejska mapa rasizmu jest bardziej czerwona niż niebieska. To oczywiście poważny powód do niepokoju dla struktur rządzących. Taki rozkład barw oznacza bowiem, że unijna praca u podstaw i miliardy Sorosa przelane na walkę o wolność, równość i braterstwo dają słabe rezultaty, a mieszkańcy Europy uporczywie nie chcą przestać odróżniać kolorów skóry.
Mapa przedstawiająca tę opłakaną sytuację oparta jest na badaniu typu implicit association test, oceniającym bezpośrednie reakcje jego uczestników na prezentowane „bodźce”. W tym przypadku za bodziec służyły m.in. reprezentacje odmiennego koloru skóry. Badanie wykazało, że jego uczestnicy są bardziej skłonni kojarzyć widok czarnej twarzy z negatywnymi cechami. U respondentów z Litwy czy Ukrainy takie skojarzenia są mocniejsze niż u badanych z państw bardziej „postępowych”, jednak w żadnym europejskim kraju – nawet najbardziej „niebieskim” – czarna twarz nie budzi jednoznacznie pozytywnych skojarzeń.
O przypadku nie może być mowy. Mapa oparta jest na 288 076 wynikach badań białych Europejczyków przeprowadzonych w latach 2002–2015. Test skonstruowany jest w taki sposób, by wykluczyć możliwość świadomego wpływania na rezultaty. Wskutek tego nawet osoby, które deklarują silnie antyrasistowskie przekonania, często dawały się złapać na uprzedzeniach – i okazały się „ukrytymi rasistami”. Cóż, jak widać nawet politpoprawne pranie mózgu nie jest w stanie skutecznie przeprogramować instynktu samozachowawczego.
A może jednak jest? Poniekąd świadczyłby o tym wynik Szwecji – kraju, który polityka multikulti doprowadziła na skraj cywilizacyjnej dezintegracji. No i UK, w którym Bliski i Środkowy Wschód również dość burzliwie miesza się z Czarnym Lądem. Z drugiej strony nieśmiała czerwień zdobiąca Francję może świadczyć o tym, że wielbicielom żab, ślimaków i kulturowych tygli wraca rozum do głowy.
Rozum, który niewątpliwie opuścił Theresę May. Brytyjska premierzyca w imię „walki z rasimem” na początku swojej kadencji zaordynowała ukrócenie policyjnej praktyki stop and search, polegającej na zatrzymaniach przypadkowych osób w celu dokonania przeszukania. Taktyka była krytykowana jako „rasistowska” przez rozmaitych mętnych „aktywistów”, ponieważ policja zwykle brała na celownik osobników o ciemnej karnacji. No i Theresa May, uznawszy, że procedura jest „niesprawiedliwa w stosunku do młodych czarnych mężczyzn”, zaordynowała jej ukrócenie – co nieuchronnie wpłynęło na wzrost liczby przestępstw z nożem w ręku. Na koniec zeszłego roku wyniosła ona 32,5 tys. – o 14 proc. więcej niż w roku poprzednim. To wynik najwyższy od roku 2011.
Ale może to mnie opuścił rozum, a nie panią premierową. Ja w gruncie rzeczy nie mam nic przeciwko czarnym ani Arabom, a jedynie przeciwko nieudanym próbom ich inkulturacji w środowisku, do którego zupełnie nie przystają. Natomiast Thersa May może wcale nie być idiotką, tylko właśnie zwyrodniałą rasistką, która w perfidny sposób realizuje zbrodnicze cele. W końcu ja wygłaszam tylko głodne hejtspicze, a szefowa brytyjskiego rządu jednym zarządzeniem zwiększa wskaźnik śmiertelności wśród kolorowych ludów UK.
A może ta cała polityka multikulti to jeden wielki rasizm obliczony na zwiększanie etnicznych waśni?
Pan Dobrodziej