Od lat w UK trwa dyskusja nad kontrowersyjnym zakazem dotyczącym nieusprawiedliwionych nieobecności dzieci w szkołach publicznych. Chodzi przede wszystkim o sytuacje, w których rodzice w czasie roku szkolnego zabierają dzieci na rodzinny wyjazd. Za takie nieobecności grożą rodzicom kary finansowe, ale jak pokazują liczby, większość rodziców wlicza je w koszty, bo wczasy czy urlop w czasie roku szkolnego są dużo tańsze niż w sezonie.
Z danych ministerstwa edukacji wynika, że ponad jedna czwarta „nielegalnych” nieobecności była związana z rodzinnymi wyjazdami. Prawie milion uczniów opuściło przynajmniej jeden dzień w roku szkolnym. Nauczyciele przyznają, że przepisy są nieskuteczne i raczej nie przemawiają do rodziców, którzy gotowi są do płacenia grzywien.
Tymczasem przedstawiciele ministerstwa nadal zgodnie twierdzą, że nieuprawnione nieobecności są ogromnie niekorzystane dla dzieci i ich szkolnego rozwoju. Co więcej, mają wręcz negatywny wpływ na ich szanse życiowe. Rodzice z Torbay, Bournemouth, Poole, Kornwalii czy Devon chyba się takimi groźbami nie przejmują, bowiem to właśnie w tych rejonach odsetek „wczasowych nieobecności” jest największy. W wielu tamtejszych szkołach ponad połowa nieobecności w roku szkolnym ma związek z rodzinnymi wyjazdami.
Przypomnijmy, że w maju ubiegłego roku ojciec ucznia wygrał sprawę sądową, bowiem nie chciał się zgodzić na zapłatę 120 funtów kary za to, że w czasie roku szkolnego zabrał córkę na Florydę. Władze Isle of Wight odwołały się od wyroku i w styczniu tego roku sprawa trafiła do sądu najwyższego, gdzie orzeczenie utrzymano w mocy.
- Rodzice powinni być świadomi, że dziecko powinno mieć jak najmniej opuszczonych dni w czasie roku szkolnego. To ważne, bowiem każda nieobecność potrafi mieć bardzo negatywny efekt na proces uczenia się. Aby mieć gwarancję, że nasze dziecko prawidło się rozwija i uczy, należy dbać o to, aby uczęszczało regularnie do szkoły. Z drugiej strony obecny system kar finansowych ma swoje wady i jest kością niezgody pomiędzy dyrekcjami szkół, a rodzicami. A tak naprawdę wszystko się rozchodzi o ceny wyjazdów turystycznych. Ani szkoły, ani rodzice nie mają na nie wpływu. Nadal więc będziemy świadkami tego procederu – mówi Russell Hobby z NAHT.
Małgorzata Słupska MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.