MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

17/01/2017 09:49:00

Z drapieżnikiem pod wspólnym dachem

Z drapieżnikiem pod wspólnym dachemPsy, koty, kanarki? To byłoby zbyt prozaiczne. Dla wielu Brytyjczyków, jeśli już coś hodować, to konkretnie. Lwy, tygrysy, wilki, krokodyle, jadowite węże… Liczba niebezpiecznych zwierząt, trzymanych na prywatnych posesjach, systematycznie rośnie.
Kocham moje stadko, bez niego nie wyobrażam sobie życia – przyznaje Steven Crockford, mający w swojej domowej hodowli między innymi węże, pytony królewskie, gekony, żółwie, żaby oraz różne gatunki tarantul i skorpionów. Jak przyznaje, to duża frajda, ale też poważne zobowiązanie, z którego wielu ludzi, chcących mieć w domu egzotyczne zwierzęta, nie zdaje sobie sprawy. Wiąże się to bowiem z ciągłym zgłębianiem wiedzy i poznawaniem potrzeb oraz zwyczajów zwierzęcych współlokatorów. A także przystosowywaniem się do nich.

– Jednym z błędów, który zawsze mnie zastanawia, jest fakt, że wiele osób ocenia swoich podopiecznych własną miarą. Chcą, żeby na przykład węże czy żmije wspólnie z nimi oglądały telewizję, a przecież znacznie lepsze dla tych gadów będzie, jak ukryją się gdzieś pod skałą – zauważa Crockford.

Weryfikując hodowców

Kilka tysięcy. Tyle niebezpiecznych zwierząt jest hodowanych w brytyjskich domostwach. Dane, uzyskane na podstawie Freedom of Information, opublikowała Press Association. Dziennikarze tej agencji wysłali zapytania do wszystkich councili na terenie Wielkiej Brytanii, z których odpowiedziały 363. Jak się okazuje, ponad 100 z nich wydało licencje DWA (Dangerous Wild Animals), uprawniające do legalnego trzymania w warunkach domowych niebezpiecznych, dzikich zwierząt. Posiadacze pozwolenia są zobowiązani do zapewnienia środków bezpieczeństwa, poprzez zagwarantowanie swoim pupilom odpowiednich pomieszczeń, które uniemożliwiają ich wydostanie się w strefę publiczną. Muszą też uiścić opłatę.

A lista „udomowionych” drapieżników robi wrażenie. Są na niej między innymi lwy, tygrysy, lamparty, gepardy, pumy, rysie. A także jadowite węże, żmije oraz krokodyle. Niektórzy hodowcy trzymają po kilka różnych gatunków jednocześnie. W angielskich i walijskich miastach – Londynie, Swansea, Stoke, Sheffield, Hull czy Portsmouth – znajdują się specjalne menażerie, w których właściciele wystawiają swoich pupili na widok publiczny.

Przedstawiciele organizacji, zajmujących się ochroną i opieką nad zwierzętami, nie kryją wątpliwości w związku z tą sytuacją.

– Jesteśmy głęboko zaniepokojeni wysoką liczbą dzikich stworzeń, trzymanych w warunkach domowych oraz faktem, że ich dobro zostaje wystawione na ryzyko. Licencje koncentrują się bowiem głównie na ludziach, ich bezpieczeństwie i wygodzie, a nie na zwierzętach i warunkach, w jakich żyją. Potrzebna jest większa weryfikacja hodowców, gdyż obecnie praktycznie każdy, kto chce, może mieć drapieżnika pod swoim dachem – czytamy w oświadczeniu The Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals (RSPCA).

Rzeczniczka tej organizacji podkreśliła, że wielu ludzi, chcących hodować egzotyczne gatunki, nie ma świadomości, jakie problemy wiążą się z ich utrzymaniem. Części z tych osób brakuje fachowej wiedzy i odpowiedniego przygotowania, a kiedy czar nowości i pierwszej fascynacji mija, zwierzęta niejednokrotnie stają się balastem, żyjąc w fatalnych warunkach. Dlatego RSPCA zachęca każdego, kto planuje nabycie drapieżnego pupila, o dokładne przemyślenie tematu.

Dama Cezara

Był oficerem więziennictwa, przez 40 lat pracował w więzieniu w Rochester. Teraz, ciesząc się urokami emeryckiego życia, Chris Weller w swoim domu w Strood w hrabstwie Kent, urządził prawdziwy zwierzyniec. 69-letni mężczyzna nie ma rodziny, ma za to trzy papugi, nimfę, kakadu, żółwie wodne i pięć stawów z rybami. Jaszczur o imieniu Monty mieszka w jego sypialni, ale największym mirem cieszy się mający niemal dwa metry długości Cezar – kajman okularowy rodem z Ameryki Południowej, którego Weller kupił jako podrostka w sklepie zoologicznym.

– Mieszka ze mną już 9 lat i jest świetnym kompanem. Nigdy nie wykazywał agresji, jest bardzo zrelaksowany, nie denerwuje się. Reaguje na swoje imię, a kiedy go wołam, podchodzi do mnie z otwartą paszczą, podobnie jak pies. Czasami pochrząkuje – opisuje hodowca, który wydał około 20 tysięcy funtów, żeby przystosować swój dom na przyjęcie egzotycznego lokatora. Na parterze, w oszklonym pomieszczeniu, wybudowano dla niego specjalny basen; gad ma też własną jadalnię na powietrzu. Co więcej, jako pełnoprawny domownik może się przemieszczać po różnych częściach domu.

– Czasami mijamy się w holu. On idzie w jednym kierunku, ja w drugim. Szanuję go, on szanuje mnie i tak to działa. Przywykliśmy do swoich zwyczajów – mówi Weller, dodając, że Cezar jest bardzo bystry. Jeśli chce oglądać telewizję, kładzie głowę na poduszce w jednym punkcie, a kiedy ma ochotę posłuchać radia, przytula ją do innego miejsca. Lubi muzykę klasyczną, jednak szczególną frajdę sprawia mu wideo ze zwierzętami buszującymi w dżungli. Z kolei w słoneczne, gorące dni, wydaje głośne, rykliwe pomruki – nawet nurkując pod wodą.

– Myślę, że chce w ten sposób przywołać jakąś damę, ale wtedy tłumaczę mu, że w pobliżu nie ma żadnej odpowiedniej dla niego pani. Chyba rozumie, bo wspólnie dobrze się bawimy – opowiada mężczyzna, który twierdzi, że sąsiedzi nie mają nic przeciwko jego hobbystycznej pasji. Zapewne uspokaja ich fakt, że Weller na pracy w więziennictwie zjadł zęby, dlatego szanse wydostania się drapieżnika na zewnątrz wydają się znikome. Jak przyznaje sam zainteresowany, dużo bardziej prawdopodobne jest pogryzienie przez psa niż krokodyla, jednak ze względu na wymogi bezpieczeństwa 69-latek zawsze nosi bransoletkę alarmową, podobną do tych, jakie używają starsi ludzie, jeśli potrzebują wezwać pomoc. Bo chociaż Cezar to prawdziwy przyjaciel, niemniej  trzeba być przygotowanym na wszystkie ewentualności.

Chris Weller nie ukrywa, że domowy zwierzyniec jest dla niego bardzo absorbujący. Emocjonalnie, jak i w dosłownym znaczeniu tego słowa, gdyż poza załatwieniem podstawowych spraw, nie może na dłuższy czas opuszczać domu.

Gady jak psy

Animal Welfare Act. Ten dokument, który wszedł w życie w 2007 roku, nakłada na właścicieli zwierząt prawny obowiązek troszczenia się o swoich podopiecznych. Zarówno tych tradycyjnych, od lat uznawanych za domowe, jak i egzotycznych. Hodowca musi zapewnić im dostęp do odpowiedniego pożywienia, środowiska naturalnego, opieki zdrowotnej, możliwości zachowań charakterystycznych dla danego gatunku oraz właściwe towarzystwo. W przypadku niespełnienia powyższych warunków, właściciel może ponieść odpowiedzialność karną.

Zdaniem obrońców praw zwierząt, wprowadzenie powyższego aktu było krokiem we właściwym kierunku; dodają jednak, że ma on również słabe strony. No bo jak zweryfikować, czy sugerowane zalecenia są wdrażane w życie w stosunku do stworzeń permanentnie trzymanych w domach, gdzie dostęp z zewnątrz jest praktycznie niemożliwy. Dlatego, jak podkreślają, tak ważne znaczenie ma profilaktyka i budowanie świadomości hodowców.

Iain Newby, który prowadzi ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt w Great Wakering w hrabstwie Essex, powiedział radiu BBC, że rozumie fascynację ludzi drapieżnikami.

– Sam zajmuję się nimi od 20 lat. Zacząłem od aligatora o imieniu Rolex, szczególną atencję mam też do serwali (czyli afrykańskich kotów – przyp. PG). Niemniej sądzę, że wiele egzotycznych gatunków nie powinno się traktować jako domowe maskotki. Natomiast czym innym jest zorganizowana hodowla, w celach zdrowotnych bądź utrzymania populacji na właściwym poziomie.
 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska