Publikacja pojawiła się na łamach „Publications of the Astronomical Society of the Pacific”. Jej abstrakt dostępny jest
tutaj. Fachowa terminologia nie przeszkadza w zrozumieniu klarownie wyłożonej myśli. Pochodzący z Kanady badacze analizowali widma promieniowania 2,5 miliona gwiazd, by wykryć w nich okresowe modulacje. W przypadku 234 gwiazd naukowcy zarejestrowali sygnały o tej samej okresowości, których nie zdołali wytłumaczyć za pomocą konwencjonalnych hipotez. Rozważane wyjaśnienia zostały opisane w streszczeniu – wraz z informacją o odrzuceniu ich jako nieprawdopodobnych. Ostała się jedynie hipoteza o świadomym działaniu pozaziemskiej inteligencji. Co ciekawe, specyfika odkrytych sygnałów pasuje do wcześniejszej hipotezy z 2012 r. – dotyczącej tego, jak powinny wyglądać sygnały emitowane z kosmosu przez inteligentnego nadawcę.
Temat trafił na nagłówki prasowe nie tylko tabloidów, ale również mediów uchodzących za poważne, m.in. „Independent” czy „New Scientist”. Oczywiście środowisko naukowe pospieszyło z protestami: że hipoteza jest zbyt odważna, że przedwcześnie na takie wnioski, że zapewne jest jakieś inne wyjaśnienie lub że badacze popełnili błąd. Taki odzew to standard w reakcji na odkrycia podważające powszechnie przyjęty paradygmat, zresztą nie tylko w naukach ścisłych. Podobnie rozprawiono się z doniesieniami sprzed dwóch miesięcy, dotyczącymi sygnałów radiowych pochodzących z gwiazdy w konstelacji Herkulesa. Swoją drogą ciekawe, że odkrycie pochodziło z maja 2015 r., a zostało ujawnione ponad rok później – i opakowane w tabloidowy przekaz. Rewelacje Kanadyjczyków mają nad nim przewagę w postaci „umocowania” w publikacji w poważanym źródle naukowym. Prawdopodobnie również dane przemawiające za hipotezą ETI (extraterrestrial intelligence) są w tym przypadku mocniejsze.
Donoszę o tym z pełną świadomością, że w XXI w. wypowiadanie się na temat „UFO” wciąż uznawane jest za obciach i nonsens. Świadczy to jednak w pierwszym rzędzie o stanie intelektu konsumentów mediów. A w drugim – o sile schematu światopoglądowego wypromowanego przez przekaźniki. Zgodnie z tym schematem akceptować powinniśmy tylko to, co pasuje do pozytywistycznego modelu postrzegania rzeczywistości. Czyli takiego, który przykrawa wszystkie wymykające się zdrowemu rozsądkowi zjawiska w taki sposób, by dały się one upchnąć do tejże zdroworozsądkowej foremki, ukształtowanej przez codzienne doświadczenie. Słowem: horyzonty naszego myślenia powinny być wyznaczane (i ograniczane) przez pragmatyzm i quasimaterializm. Piszę „quasi-”, bo należy wziąć poprawkę na historyjki spod znaku „miękkiego” new age i rozwoju „duchowego”, które w dyskursie z jakiegoś powodu uchodzą.
Napisawszy powyższe, zaznaczam, że nie należę do grona cudaków biegających z licznikiem Geigera po „kręgach w zbożu”. Nie jestem promotorem nawiązywania kontaktu z „kosmitami”, channelowania przekazu od obcych cywilizacji i zabaw w sojusze międzygalaktyczne. Uważam, że środowisko ufologów pełne jest niestabilnych emocjonalnie osób, uganiających się za majakami oraz w niewłaściwy sposób interpretujących fakty. Jednocześnie nie mam wątpliwości, że w środowisku tym nie brakuje osób zupełnie poważnych, posiadających wysokie kwalifikacje naukowe i podchodzących do ufologicznego zagadnienia z najwyższą trzeźwością. Przykładem jest grono ludzi skupionych wokół amerykańskiego projektu Disclosure, starającego się wpłynąć na prawodawców w zakresie ujawnienia danych na temat zarejestrowanych i zarchiwizowanych zjawisk na niebie i Ziemi, dla których hipoteza o ETI stanowi najtrafniejsze wyjaśnienie.
Mimo że nie pasjonuję się „kosmitologią”, wielokrotnie ocierałem się o tę tematykę w internetach, czasopismach i książkach. Ilość danych przemawiająca za tym, że inteligentne życie rozwinęło się również poza naszą planetą, a nawet że miało – i ma – ono wpływ na przebieg ludzkiej historii, jest trudna do zlekceważenia dla osoby korzystającej z daru racjonalności. Jedyne, co blokuje nas przed potraktowaniem tej hipotezy poważnie, to fakt, że zostaliśmy uwarunkowani przez kulturę i media do śmiania się na dźwięk/widok terminu „UFO”, jak pies Pawłowa do ślinienia się na odgłos dzwonka.
Pan Dobrodziej