- Pamiętam msze w Polsce. Nie rozumiałam, przychodziłam z obowiązku, a nie potrzeby serca. Może to wynikało z niedojrzałości. Tutaj przychodzę, bo rozumiem jak ważne i potrzebne są mi te spotkania. Trafiają do mnie kazania księży, którzy są też emigrantami i dostrzegają wszystkie plusy i minusy takiego życia. Kościół jest też otwarty na różnego rodzaju wydarzenia, które mają miejsce w parafii, spotkania z gośćmi z Polski. Jestem wzruszona tym, jak różni ludzie przychodzą na niedzielne msze, bo to dowód, że przed Panem Bogiem jesteśmy równi i że kościół stanowi siłę, która łączy i jedna - przekonuje Maria Jastrzębska, która w Londynie mieszka od dziewięciu lat.
Sezonowi wierni
W innej sytuacji była rodzina Kwietniowskich. Nie są jedynym przypadkiem. Księża pracujący w polskich parafiach doskonale znają takie sezonowe rodziny, które przychodzą w określonym celu i znikają. Jednak są też takie, którym udaje się pozostać na wyznaczonej przez siebie drodze. Kwietniowscy przyznają, że nie przywiązywali wagi do uczestnictwa w niedzielnych nabożeństwach, sytuacja zmieniła się w roku przygotowań ich najstarszej córki do Pierwszej Komunii Świętej. - Na początku traktowaliśmy katechezy, spotkania jak obowiązek, trudność, dodatkową rzecz, którą trzeba wypełnić w natłoku tygodniowych zajęć. Mamy trójkę dzieci i mnóstwo obowiązków. Jednak chcieliśmy, aby Maja przyjęła komunię, bo tak zostaliśmy wychowani. Niedzielę najchętniej spędzaliśmy przed telewizorem. Sytuacja zmieniła się we wrześniu. Rodzinne katechezy to wspaniałe podejście do tematu i świadectwo na to, że można wrócić do Boga, czyli znów odnaleźć wiarę i sens życia - przyznaje Marta Kwietniowska. W przypadku jej rodziny powrót do kościoła okazał się też terapią na poprawę sytuacji w małżeństwie, które od miesięcy przeżywało kryzys. - Jak nie ma zasad i wartości, bo odrzuca się je i szuka namiastek, to wcześniej czy później wszystko runie. Tak było u nas. Może nawet rozstalibyśmy się, ale połączyły nas spotkania podczas mszy. Co niedzielę wreszcie coś robiliśmy razem, rodzinnie, a nie każdy zamknięty w swoim świecie. To dało początek ku nowemu życiu - wyjaśnia Adam Tomczyk.
Lekcje religii
Rodzice przyznają, że lekcje religii dla dzieci w polskiej szkole i współprac szkoły z parafią, dały początek, by wrócić na łono kościoła. Przychodzą na niedziele msze święte dla siebie i swoich dzieci. Stali się częścią wspólnoty, dostrzegają korzyści dla własnego rozwoju.
- Wszystko zaczęło się od katechez dla dzieci w polskiej szkole. Najpierw posłaliśmy dzieci. Lekcje religii okazały się być impulsem by zacząć chodzić do kościoła. Dziewczyny je uwielbiały, a ksiądz, który prowadzi zajęcia ma wspaniałe podejście do dzieci. Śpiewa, tańczy, przynosi zabawki. Religia powinna być obowiązkowa. Zrozumiałam, że jest częścią naszej historii, naszego życia i dziedzictwa kulturowego. Dzisiaj dostrzegam, jakie marne i puste było to nasze życie bez Boga - wyznaje Agata Mazurek, mama dwóch córek w wieku od pięciu do siedmiu lat.
Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.