Na brytyjskich farmach w sezonie pracuje cała masa ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej. Jednym z sezonowych pracowników jest 50-letni Jerzy Kwapniewski, który do UK przyjeżdża od prawie 20 lat. Pracuje na niewielkiej farmie Worcestershire, najczęściej przy zbiorze jabłek i chmielu. - Uwielbiam to miejsce i bardzo lubię tę pracę. Pieniądze są dobre i czuję się potrzebny w tym miejscu. Jestem z nim w jakiś sposób związany. Czuje się też ważną częścią tego biznesu, członkiem zgranego zespołu. Zżyłem się z otoczeniem, jak również z Anglikami – mówi Jerzy.
Podobne obawy mają też inni Polacy, Rumunii, Bułgarzy, którzy pracują na farmie w Worcestershire. Boją się, że przez Brexit zmieni się tryb ich pracy. Obawy też mają właściciele farm, którzy od lat polegają na sprawdzonych i solidnych pracownikach z Europy Środkowo-Wschodniej. Boją się przede wszystkim tego, że zabraknie im ludzi do pracy i nie będzie miał kto zająć się zbiorami.
- Byłem w szoku, gdy poznałem wynik referendum. Myślałem, że wszyscy są zjednoczeni. Uznawałem, że Anglia jest częścią Europy. Od razu zacząłem się martwić, że Brexit nie przyniesie nic dobrego. Myślę, że zarówno mnie, jak i innych pracowników sezonowych od przyszłego roku Brexit dotknie dość mocno poprzez zmiany, które się szykują. To dużo niepewność, bo możemy się spodziewać wszystkiego – dodaje Kwapniewski w rozmowie z „The Guardian”.
Obawy z obu stron
50-letni Polak pojawia się na farmie w Worcestershire dwa razy do roku – wiosną i jesienią. Łącznie na Wyspach spędza około trzech miesięcy. Czasem gdy jest więcej pracy zostaje na trochę dłużej. Duże doświadczenie i perfekcyjny angielski sprawiły, że Polak na farmie jest szefem zbieraczy. – Na naszej farmie jest sporo pracowników, którzy przyjeżdżają tu od 10 lat. Razem chodzimy do pubów, jesteśmy częścią lokalnej społeczności. Jednak wszyscy czujemy się teraz niepewnie – dodaje.
Ali Capper, która wraz z mężem zarządza wspomnianą farmą Stocks, również martwi się o przyszłość. Boi się, że będzie im trudniej znaleźć i zatrzymać tak lojalnych pracowników jak Kwapniewski. – Chcemy po prostu nadal mieć prosty dostęp do pracowników, na których można polegać. Nieważne skąd pochodzą, szukamy zarówno wykwalifikowanych ludzi, jak też i mniej doświadczonych. Po prostu solidnych. To nie kwestia imigracyjna, bo ludzie do nas przyjeżdżają, a potem wracają do domów. Obawiam się, że wkrótce wprowadzone zostaną jakieś nowe przepisy, które utrudnią nam dostęp do tego typu ludzi – mówi Capper.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk