- Kiedy umarła moja siostra, byliśmy zdruzgotani. Do dzisiaj trudno mi o tym mówić. Mieszkałyśmy razem w Londynie od pięciu lat. Wspólnie spędzaliśmy czas, wszystkie święta, niedziele, nawet razem piekłyśmy ciasta i chodziłyśmy na zakupy, chociaż każda z nas miała swoją rodzinę. Śmierć Anny przyszła nagle, mimo że wcześniej chorowała. Zasnęła w piątkowy wieczór i już nie obudziła się następnego ranka. Właśnie szykowałam dzieci do polskiej szkoły. Było już po ósmej rano, a ona nadal nie odbierała telefonu... Zaniepokoiła mnie ta sytuacja. Czułam, że stało się coś złego - mówi Jadwiga Kaczmarczyk, siostra zmarłej.
Kaczmarczyk dodaje, że nigdy nie jest się przygotowanym na śmierć bliskiej osoby, bo jej zdaniem zawsze ma się nadzieję, że ta osoba wyzdrowieje, że znajdzie się dla niej ratunek. - Tymczasem próżne okazały się nasze nadzieje i oczekiwania. Przeżywaliśmy ogromny ból, bo ona zostawiła rodzinę, męża, dzieci i odeszła zaledwie w wieku 36 lat. Ciężko jest się pogodzić z taką stratą, a do tego doszedł wkrótce kolejny szok. Pochówek, koszty, ceny, decyzje i sprawy urzędowe z nim związane. Przykro mówić, ale nie było nas stać na pogrzeb mojej siostry. Chcieliśmy żeby spoczęła w Polsce - mówi Jadwiga Kaczmarczyk, która mimo licznych barier, zdecydowała się na transport ciała Anny do rodzinnego miasta na Kujawach.
Zbiórka na pogrzeb
Kaczmarczyk podjęła heroiczną walkę o zgromadzenie środków na pogrzeb. Liczył się czas, bo przepisy prawne są bezlitosne. W jej przypadku pomogła rodzina i przyjaciele. W ciągu trzech dni udało jej się zebrać ponad tysiąc funtów, które okazały się być niewystraczającą sumą.
Koszt pogrzebu w Anglii zaczyna się od sumy dwóch tysięcy funtów. - Przygotowania do ceremonii można zamknąć najkrócej w ciągu trzech dni, ale mogą trwać też latami, jeżeli trwa śledztwo mające na celu wyjaśnienie okoliczności śmierci danej osoby. Wówczas ciało zmarłego znajduje się w prosektorium, a o jego wydaniu decyduje prokurator - mówi Artur Galla, który pochówkami zajmuje się od ponad 12 lat i potwierdza, że pogrzeby nie są tanie, ale rodzina zmarłego może zwrócić się o pomoc do lokalnego urzędu miasta i gminy.
- Kremacja kosztuje około dwóch tysięcy funtów, transport ciała do Polski zbliżoną sumę, ale trzeba mieć na uwadze, że kwota ta obejmuje tylko zakup podstawowej trumny, odebranie zmarłego ze wskazanego miejsca, ubranie, umycie, ułożenie w trumnie i przewiezienie w Polsce pod wskazany adres. Suma nie zawiera kosztów ceremonii pożegnalnej w UK i opłat za mszę w kościele - mówi Galla. Dodaje, że sytuacje, kiedy rodziny zmarłego nie stać na pogrzeb zdarzają się często. Wówczas można zwrócić się o pomoc do councilu pod warunkiem, że zmarłą osobą jest współmałżonek. Tylko wtedy urzędnicy wypłacą żyjącemu drugiemu współmałżonkowi jednorazowy zasiłek w kwocie 2 tys. funtów, które mogą okazać się pomocne przy organizacji pogrzebu, jeżeli mówimy o jego wersji podstawowej.
Nie myśli się o śmierci...
Anna Matejczyk chorowała na raka piersi, który został u niej zdiagnozowany trzy lata temu. Już wówczas orzeczenie lekarskie wskazywało na zaawansowane stadium choroby. Po podjęciu leczenia operacyjnego i potem chemioterapii, guz w lewej piersi został usunięty. Uznano, że Anna jest zdrowa. Niestety po roku choroba odezwała się ponownie. Matejczyk znów została podjęta leczeniu, z pokorą przyjęła wieści o nowej diagnozie. Rodzina uważa, że chora walczyła do końca i nigdy nie skarżyła się na swój los. - Nie myśleliśmy o ubezpieczeniu, polisie na życie. Zresztą Anna była już chora, która więc firma chciałaby ją ubezpieczyć? Kto też planuje swój pogrzeb lub pogrzeb swoich bliskich, jeszcze za życia? Wierzyliśmy, że wyzdrowieje, że znajdzie się cudowny lek, tyle słyszy się o nowych badaniach i postępach w dziedzinie leczenia nowotworów, ale my kobiety zawsze o sobie myślimy na końcu i wówczas często płacimy najwyższą cenę - żali się Jadwiga.
Matejczyk, jak zdecydowana większość pytanych o polisy Polaków na Wyspach, nie posiadała ubezpieczenia, nie żyła też w formalnym związku. Rodzina nie mogła liczyć na jakiekolwiek środki po jej śmierci, które w chwili zgonu Anny pomogłyby bez dodatkowego stresu zorganizować jej pochówek. Rodzina uważa, że nikt nigdy nawet o tym nie wspominał, że u nich nie było zwyczaju ubezpieczania, tym bardziej, że Londyn miał być tylko przystankiem na drodze ich emigracyjnej wędrówki.