Choć trudno w to uwierzyć, na początku meczu to Legia przeprowadziła trzy groźne akcje. Najpierw Steeven Langil szarżował do prostopadłej piłki i bramkarz Sportingu musiał zagrywać głową na aut, będąc juz poza polem karnym. A później Bartosz Bereszyński obsłużył dobrym podaniem na piąty metr Nemanję Nikolića. Akcja nie zakończyła się jednak strzałem. I jeszcze Guilherme z rzutu rożnego dośrodkował na drugi metr przed bramkę - nikt nie doszedł do tej piłki.
Po tych harcach mistrzów Polski (którzy wystąpili w Lizbonie z biało-czerwoną flagą na koszulkach), do głosu doszli gospodarze i nie oddali inicjatywy do końca pierwszej połowy. Bruno Cesar huknął z 30 metrów tuż przy lewym słupku bramki Malarza, a ten czujnie wyłapał strzał. Od tego momentu jednak gra toczyła się głównie na połowie Legii. Gracze Sportingu raz po raz, w tym po stałych fragmentach gry, dochodzili do strzałów z pierwszej piłki. Większość z nich była jednak umiejętnie i szczęśliwie blokowana.
W 18 minucie Gelson Martins po rzucie rożnym doszedł do opadającej na przeciwległym słupku piłki i w pełnym biegu trafił z trzech metrów w poprzeczkę.
Po jednym z kolejnych rzutów rożnych padła bramka. Przedłużone nieszczęśliwie przez Radovića na dalszy słupek dośrodkowanie, przejął nadbiegający Kostarykańczyk Bryan Ruiz i z pierwszej piłki strzelił tuż nad murawą, uzyskując prowadzenie.
Na 2:0 podwyższył Bas Dost, który uderzył płasko na krótki słupek, z ósmego metra, natychmiast po wstrzeleniu piłki przez Adriena Silvę. Gospodarze mieli doskonałą szansę na trzecią bramkę, ale Arkadiusz Malarz pięknie wybronił strzał głową Coatesa z jedenastego metra.
Po przerwie Sporting przyspieszył, czego efektem było m.in. nastrzelenie piłką w łokieć Jakuba Rzeźniczaka, przez Basa Dosta na trzecim metrze pola karnego. Na szczęście sędzia (słusznie zresztą), nie podyktował w tej sytuacji rzutu karnego. Kolejną groźną akcję zakończył strzałem Adrien Silva z 16-go metra na wprost bramki, ale Malarz znowu zdołał obronić. Legioniści usiłowali przenieść ciężar gry dalej od bramki, lecz w kilku przypadkach zanotowali szybkie straty, tuż za linią pola karnego. Po jednej z takich sytuacji Adrien Silva znalazł się w dogodnej sytuacji. Strzelił natychmiast, przenosząc piłkę nad poprzeczką.
Spotkanie nie zmieniło się w desperacką obronę Częstochowy w wykonaniu Legii. Stopniowo ciężar gry przeniósł się do strefy środkowej, a momentami Legia miała szanse na zdobycie bramki kontaktowej. Tak było choćby w 69 minucie. Adam Hlousek wpadł w pole karne z lewej strony i płasko dograł na środek do Miroslava Radovića. Ten jednak nie trafił czysto w piłkę, która przeszła obok słupka. Do końca meczu mistrzowie Polski nie oddali celnego strzału w światło bramki gospodarzy, osiągając honorową porażkę 0:2.
Adam Hlousek miał dobre momenty w meczu przeciw Sportingowi Lizbona (fot. archiwum Paweł Śrutwa)
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.