MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/09/2016 09:28:00

Żelazna Dama czy wiedźma?

„No job to be found in this country, can’t go no more, people getting angry” – zaśpiewali The Specials w 1980 roku, rok po tym, jak Margaret Thatcher zasiadła w fotelu premiera.


Wróg wewnątrz

Jeszcze przed wyborami powoli zaczęła podnosić się gospodarka. Jak twierdzą jedni: dzięki drastycznym reformom. Jak twierdzą inni: pomimo nich, bo tempo odbicia po kryzysie naftowym było większe tam, gdzie ich nie wprowadzano. Korzystała przede wszystkim klasa średnia oraz mieszkańcy tradycyjnie najbogatszego południowego-wschodu wyspy i Londynu (choć jeszcze w 1985 roku bezrobocie w Islington, Hackney oraz Lambeth przekraczało 20 proc.). Dużo gorzej było na przemysłowej północy, skąd masowo przenoszono produkcję za granicę. W tych regionach bezrobocie było o 60 proc. wyższe niż na południu. Źle było także w żyjącej z górnictwa Walii.

Sytuacja była więc wymarzona, by wprowadzić kolejne radykalne reformy. Wśród planów Żelaznej Damy była m. in. całkowita likwidacja finansowanego przez państwo NHS. Ten plan wybili jej jednak z głowy doradcy, którzy bali się narodowej rewolty. Ale nie wybili innego. Głównym celem Thatcher była zmiana charakteru Anglików, których „zepsuło” państwo dobrobytu. – Ekonomia to jedynie metoda. Celem jest zmiana duszy – powiedziała podczas jednej z konferencji partyjnych torysów. By go osiągnąć, musiała, tak uważała, rozprawić się ze związkami zawodowymi.

Te jeszcze w latach 70. de facto rządziły krajem. W latach 80. były już słabsze, ale wciąż chodziło o ruch zrzeszający miliony członków i mający zdolność ogromnej mobilizacji społecznej. Thatcher – to najbardziej znane słowa jakie kiedykolwiek wypowiedziała – nazwała tych ludzi „wrogiem wewnątrz”, po czym poszła z nimi na regularną wojnę. Plan rozprawy był gotowy od drugiej połowy lat 70., kiedy jeden z torysowskich polityków, Nicholas Ridley, na prośbę szefowej partii przygotował opracowanie dotyczące tego, jak rozbić ruch związkowy w Wielkiej Brytanii.

Założenia były takie: 1. Celem „ewentualnej bitwy” powinni być górnicy, którzy mieli mniejszą możliwość uprzykrzenia życia Anglikom niż np. pracownicy elektrowni. 2. Trzeba przygotować duże zapasy węgla. 3. Postarać się, żeby przy transporcie węgla pracowali kierowcy, nienależący do związków. 4. Odciąć górnikom oraz ich rodzinom pieniądze. 5. Zorganizować duże siły policyjne.

Zrealizowano je co do joty. W 1984 roku sprowokowano górników do strajku. Powodem był, nazywany naprawczym, program zamykania kopalń, który miał spowodować zmniejszenie zatrudnienia o 20 tys. osób. Pracę porzuciło wówczas 140 tys. brytyjskich górników – przede wszystkim w Walii. Ich liderem był Arthur Scargill, ciekawa postać, którego tabloidy ochrzciły komunistą, zarzuciły mu agenturalne powiązania ze Związkiem Radziecki i zmieniły w chłopca do bicia. Strajk trwał rok. – Był epicki w swojej skali, często bohaterski w przebiegu i od początku skazany na porażkę – pisał Alwyn W. Turner w świetnej książce o latach 80. „Rejoice! Rejoice!”.

Był skazany na porażkę, bo rząd świetnie się przygotował. Zapasy węgla wynosiły 50 milionów ton. Braki uzupełniał import, w tym z PRL. Górnicy zostali pozbawieni środków finansowych. Zrobiono to tak, że – pomijając brak jakiegokolwiek wsparcia dla strajkujących mężczyzn – obcięto zasiłki wypłacane ich partnerkom. W regionach, gdzie trwał strajk, często nie były one w stanie otrzymać nawet pieniędzy, które prawnie się im należały. Milion osób zaangażowało się w organizowanie pomocy, a na pomoc dla górników zebrano około 60 milionów funtów.

Jednak walczono nie tylko pieniędzmi. W ruch poszły także policyjne pałki. Przeciwko górnikom wysłano policję, która mogła w tym wypadku liczyć na „ekstra” stawki i nie stroniła od przemocy. – Zachowywali się jak zwierzęta. Bili każdego – mówiła Turnerowi jedna z mieszkanek South Yorkshire, która pamiętała ten okres. Policja pacyfikowała protesty zawsze, kiedy pojawił się pretekst, by to zrobić. Niektóre starcia były tak duże i brutalne, że do historii przeszły jako „bitwy”. Tak było np. z bitwą pod Orgreave, która rozegrała się w czerwcu 1984 roku. -–Choreografia była niemal średniowieczna – opisywał ją laburzysta Tristram Hunt. 6 tys. strajkujących starło się tam z 5 tys. grupą policji, która m.in. przeprowadziła kawaleryjską szarżę (te były zresztą częste). W sumie w czasie strajku aresztowano około 12 tys. górników. Mniej więcej 5 tys. postawiono przed sądami. Ponad 200 trafiło za kraty na więcej niż rok. Było też kilka śmiertelnych ofiar brutalności policji.

Po roku, w marcu 1985, strajk został ostatecznie złamany. A wraz z nim siła brytyjskich związków i Partii Pracy. Po nim przyszła fala likwidacji kopalń, za którą nie poszło jednak odejście od energetyki węglowej. Dlatego wkrótce po nim zaczęto importować ten surowiec na dużą skalę.

Żelazna Dama i Wiedźma

Nie o gospodarkę tam jednak chodziło, chociaż jak chcą zwolennicy polityki Thatcher, to sukcesy w tej dziedzinie bronią wszystkich podjętych kroków. Przy czym krytycy twierdzą, że są to sukcesy raczej wątpliwe. Chodziło o to, by z pomocą ekonomii zmienić, mówiąc jej słowami, duszę narodu.

Wojna, na którą Margaret Thatcher poszła, i którą wygrała, na dobre zmieniła charakter Wielkiej Brytanii. Pożegnano się z marzeniami o państwie dobrobytu, zwyciężył indywidualizm i gospodarczy liberalizm. Dziś wydaje się to oczywiste, ale jeszcze w latach 70. na poważnie rozważano w Wielkiej Brytanii zwrot w stronę gospodarki planowanej. 20 lat później, laburzyści, by wrócić do władzy, musieli porzucić socjalizm i pokazać wolnorynkowy program Trzeciej Drogi.

Ale to, w jaki sposób dokonano tej zmiany i to, że Żelazna Dama, jak nazywała Thatcher połowa kraju, bez wahania kazała brutalnie pacyfikować brytyjskich obywateli, spowodowało, że druga połowa kraju zaczęła nazywać ją wiedźmą. Pamięć o wydarzeniach i beznadziei pierwszej połowy lat 80. jest zresztą wciąż żywa w wielu najbardziej dotkniętych regionach kraju. Ale nie tylko w nich. Co było widać, kiedy po informacji o jej śmierci, w wielu miastach, nie wyłączając Londynu, wystrzeliły korki od szampanów, a ludzie zbierali się, by wspólnie świętować na ulicach.

Choć, mogłoby się wydawać, zgon to raczej marna okazja do świętowania.

 
Tomasz Borejza, Cooltura
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska