MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/09/2016 09:28:00

Żelazna Dama czy wiedźma?

Żelazna Dama czy wiedźma?„No job to be found in this country, can’t go no more, people getting angry” – zaśpiewali The Specials w 1980 roku, rok po tym, jak Margaret Thatcher zasiadła w fotelu premiera.
Rok później w londyńskim Brixton ludzie wyszli na ulice. Po raz pierwszy, ale nie ostatni,  pojawiły się na nich koktajle Mołotowa. Spalono 56 radiowozów. W zamieszkach brało udział 5000 osób. Policja brutalnie spacyfikowała protest, choć i sami funkcjonariusze nie wyszli z tego bez szwanku – rannych liczono w stosunku 3 do 1, na każdego pobitego „cywila”, przypadało trzech mundurowych, którzy wymagali opieki medycznej. Straty oszacowano na 6,5 mln funtów. Szczególnie ucierpiały te firmy i budynki, które słynęły z dyskryminowania ze względu na rasę lub orientację seksualną. Zdemolowano pub, który nie wpuszczał czarnych. Spłonął kiosk, którego właściciel nie obsługiwał „pedałów”. W sumie podpalono 30 budynków. Do zamieszek oraz demonstracji dochodziło też w innych miastach Wielkiej Brytanii. Powodem było bezrobocie, bieda i brak perspektyw – w tym czasie wszystko to coraz pewniej wkraczało do brytyjskich domów.

Zaledwie dwa lata wcześniej wybory wygrała Margaret Thatcher, która wkrótce po tym zaczęła wdrażać „terapię szokową”. Torysom udało się odsunąć laburzystów od władzy, ponieważ ci nie radzili sobie z efektami światowego kryzysu naftowego. Zimą przełomu 1978 i 1979 roku doszło do serii strajków – pracę porzucili nawet londyńscy grabarze, nie pracowali też śmieciarze. Świat obiegły zdjęcia, na których Leicester Square bardziej przypominało wysypisko śmieci niż reprezentacyjny plac brytyjskiej stolicy. Fotografie do dziś robią wrażenie. Wydarzenia nazwano „zimą niezadowolenia” i nikt nie mógł mieć wątpliwości, że ludzie chcą zmiany. Tę obiecali torysi.

– „The Sun” to nie jest torysowska gazeta. „The Sun” jest przede wszystkim RADYKALNĄ gazetą. I wierzymy, że tym razem jedyne radykalne rozwiązania to te, które przedstawiła Maggie Thatcher oraz jej torysowski zespół – ogłaszał w 1979 roku we wstępniaku na pierwszej stronie, przed wyborami, które wyniosły do władzy konserwatywny rząd, jeden z brytyjskich tabloidów.

Pięć milionów bezrobotnych

Stanowisko premiera objęła Margaret Thatcher i zaczęła wdrażać zmiany. Jedną z pierwszych decyzji była obniżka podatków, które były wówczas w Wielkiej Brytanii bardzo wysokie i bardzo progresywne. Przy czym obniżano bardzo nierówno. Podstawową stawkę zmniejszono z 33 do 30 proc. Ta płacona od najwyższych dochodów została obniżona z 83 (sic!) do 60 proc. Jednocześnie podnoszono podatki pośrednie. Przede wszystkim połączono dwie stawki VAT (8 i 12,5 proc.) i w ich miejsce wprowadzono jedną – 15 proc. Wyższa nie była tylko dlatego, że w kampanii torysi obiecali, że nie podwoją dotychczasowej wysokości podatku od towarów i usług.

W ślad za cięciami podatków poszły jednak liczne cięcia, podwyżki cen usług publicznych oraz, to był kluczowy element programu, „schładzanie” gospodarki z pomocą podwyżek stóp procentowych. Ich celem było obniżenie inflacji, która pod koniec lat 70. wahała się między 15 i 25 proc. rocznie. Oprocentowanie rat kredytów hipotecznych szybko skoczyło do 13 proc. Za leki na receptę trzeba było płacić o 600 proc. więcej, ceny usług dentystycznych NHS wzrosły o 170 proc. Rynek pracy zaczął się załamywać i w kilka miesięcy przybyło 800 tys. nowych bezrobotnych. Jednocześnie w dorosłość zaczął wchodzić wyż demograficzny, dla którego nie było zajęcia.

W ciągu dwóch lat poziom bezrobocia skoczył do 12 proc. (w czasie „zimy niezadowolenia” bez pracy było 6 proc. Brytyjczyków). Zależnie od przyjętej metody wyliczano, że brakuje zajęcia dla od 3 do 5 milionów ludzi. W ciągu pierwszego roku po przejęciu rządów przez Margaret Thatcher w brytyjskich pubach sprzedano o jeden miliard pint piwa mniej niż w ciągu poprzednich 12 miesięcy. Jednocześnie, mimo malejącej produktywności, rosły zyski właścicieli fabryk. W ślad za bezrobociem przyszły problemy społeczne. Szacowano, że klej wąchało 10 proc. 14-latków.

Rosnącemu bezrobociu towarzyszyła widoczna arogancja torysów. – Wysokie bezrobocie jest dowodem postępów, które czynimy – mówił wówczas Nicholas Ridley, jeden ze znaczących konserwatywnych polityków lat 80., w tonie, który nieodparcie kojarzy się z hasłami głoszonymi w Polsce w czasie tzw. „reform Balcerowicza”. Mówiono, że to, że jest źle, oznacza, że będzie dobrze. Jeden z wpływowych torysów powiedział pewnego razu, że zna metodę na stworzenie 10 tys. nowych miejsc pracy. – Wystarczy zrzucić z klifu 10 tys. pracujących – opowiadał.

Wszystko to spowodowało, że notowania Margaret Thatcher i torysów szybowały w dół. Po roku ich rządów laburzyści mieli w sondażach 24 proc. przewagi. Wszystko wskazywało, że kolejne wybory w cuglach wygra Partia Pracy i torysi stracą władzę. Tak się jednak nie stało.

Krótka, zwycięska wojna

Powody były dwa. Po pierwsze u laburzystów doszło do rozłamu. Powodem konfliktu, oprócz personalnych ambicji liderów, był spór o ideową tożsamość partii. Labour z tego czasu była partią socjalistyczną. Jej lewicowość była bardzo wyrazista, a postulaty gospodarcze wykraczały poza ramy gospodarki rynkowej. Jednak główną osią sporu nie były one, socjalizm był w tym czasie czymś akceptowanym, ale stosunek do Unii Europejskiej. Wśród głównych punktów politycznego programu zapisano bowiem plan opuszczenia struktur europejskich. I to bez powtórnego referendum. To okazało się być nie do zaakceptowania dla pokaźnego grona liderów partii, którzy dokonali rozłamu i stworzyli bardziej centrową SDP. Do wyborów poszli w koalicji z liberałami.

To spowodowało, że choć torysi Thatcher nie zdobyli w 1983 roku większości głosów, to w parlamencie mieli przewagę 140 posłów. Wskazało ich 42 proc. wyborców. Labour i Alliance (pod taką nazwą startowali politycy koalicji liberałów i rozłamowej socjaldemokracji) przekroczyły wspólnie granicę 50 proc. poparcia. Gdyby na Wyspach obowiązywał system proporcjonalny, wspólnie utworzyłyby rząd. Jednak system większościowy spowodował, że w poszczególnych okręgach ich kandydaci dzielili głosy lewicy między siebie i zwykle wygrywał kandydat torysów.

Był też powód drugi. Gdyby głosowano rok wcześniej, nawet rozłam w Partii Pracy mógłby nie pomóc Margaret Thatcher. W 1981 roku mogła liczyć na dobre oceny 24 proc. Brytyjczyków – był to najniższy wskaźnik zaufania dla premiera w historii przeprowadzania sondażu. W 1983 pozytywnie oceniała ją połowa ankietowanych. Powodem zmiany była wygrana wojna o Falklandy.

Na przełomie 1981 i 1982 roku Wielka Brytania z powodu oszczędności budżetowych wycofała z bazy na tej niewielkiej wyspie HMS Endurance. Mniej więcej w tym samym czasie w Argentynie doszło do kolejnego z serii puczów, w których wyniku zmieniał się szef rządzącej junty wojskowej. Tym razem na jej czele stanął gen. Leopoldo Galtieri, który odpłynięcie okrętu Royal Navy odczytał jako manifestację braku zainteresowania Brytanii tymi wyspami i postanowił skorzystać z okazji. Na początku kwietnia 1982 roku argentyńskie wojsko wylądowało na Falklandach.

Odpowiedź była bardzo zdecydowana i Brytyjczycy dość szybko, choć szanse były przeciwko nim, odzyskali straconą pozostałość imperium. Same wyspy były wprawdzie mało ważne, ale wojna wzbudziła falę patriotycznego uniesienia w Anglii. Do mody wróciły flagi, a na ulicach zaczęto śpiewać „Britannia rules the waves”. Zwycięstwo spowodowało, że w 1983 roku Thatcher dobrze oceniało już 50 proc. ankietowanych – dwa razy więcej niż w czasie zamieszek w Brixton. Ta skorzystała z okazji i natychmiast po zakończeniu konfliktu, rozpisała wcześniejsze wybory.

Te, których torysi nie wygrali, ale dzięki którym zyskali ogromną większość w Izbie Gmin.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska