MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

12/09/2016 07:12:00

Felieton: Pić czy nie pić?

Felieton: Pić czy nie pić?Kto jak kto, ale Polak wypić lubi. Ale kto nie lubi? Lubi Rosjanin i Ukrainiec. Lubi i Czech, choć inne trunki. Podobne jak Belg i Niemiec. Francuz, Hiszpan, Włoch i Grek – też mają swoje preferencje. Podobnie jak Brytyjczyk i Irlandczyk. Mówiąc bez filozofowania: chleją wszyscy. Tylko czemu?
Gdy ktoś w służbie dobrych obyczajów zwrócił uwagę Janowi Himilsbachowi, by nie pił w miejscu publicznym, ten odpowiedział następująco: „Ja do organizmu wprowadzam bajkowy nastrój”. Nie wiem, czy tak faktycznie było, ale „riposta” brzmi na tyle efektownie, że weszła do obiegu jako cytat.

Himilsbach znany jest z jeszcze jednego wspaniałego bon motu: „Tyle dróg budują, tylko, kurwa, nie ma dokąd iść”. Myślę, że świetnie koresponduje on z tym wcześniejszym. W PRL-u piło się przecież z beznadziei – bo faktycznie nie było dokąd iść, nawet w sensie dosłownym, skoro władza decydowała o tym, kto dostanie paszport. Można było najwyżej zaszyć się w Bieszczadach. Albo uciec w bajkowy nastrój.

Na sąsiednim Wschodzie w pewnym sensie jest tak po dziś dzień, dlatego pije się na umór. Choć bajkowy nastrój w tamtejszym wydaniu czasem przypomina elektrowstrząsy. Ale na umór pije się i w Skandynawii. Dania, kraj socjalnego szczęścia, ma jeden z najwyższych na świecie wskaźników pijaństwa wśród młodzieży. A Norwegia, jedno z nielicznych państw wolnych od problemu długu, stoi bimbrem (również ze względu na restrykcyjną politykę antyalkoholową tamtejszych władz). Z powodu chandry wywołanej niedosłonecznieniem wielu mieszkańców tego kraju najwyraźniej również „nie ma dokąd iść”.

Bardziej na wesoło piją południowcy – weseli z natury. Alkohol pewnie doprawia im radość życia, która najwyraźniej bez niego nie byłaby kompletna. Choć możliwe, że ostatnimi czasy zmarkotnieli z powodu sytuacji ekonomicznej. Z kolei mieszkańcy Wysp piją, jakby to powiedzieć, z gestem. Trochę „po rusku”, gdyby nie fakt, że Rosjanie często piją z większą kulturą i pod zakąskę – nawet jeśli do upadłego. To w końcu Brytyjczycy są wynalazcami „stylu” binge, w którym zabawa polega na tym, by wlać w siebie jak największą ilość alkoholu w jak najkrótszym czasie. W tym przypadku możliwe, że – wyjątkowo – nie chodzi o wprowadzanie bajkowego nastroju, tylko o niedowład pewnego organu.

Można by tak lecieć kontynentami i krajami do, nomen omen, upadłego. Nawet  Azjaci, którym brakuje enzymu metabolizującego alkohol, nie wylewają za kołnierz. Przykładowo, Japonia słynie z wysokojakościowej whisky. Wygląda na to, że cały świat wprowadza do organizmu bajkowy nastrój. Aż strach zapytać, jaki jest standardowy nastrój panujący w organizmach ludzkiej populacji.

Jeśli rzutować drugą z wymienionych maksym Himilsbacha na współczesną, „kapitalistyczną” rzeczywistość, to pewnie należałoby z niej odjąć czynnik topograficzny. Dziś jest dokąd iść, bo choćby z Lądka do Londynu. Ale jeśli przyłożyć do tej topografii miarkę inną niż geograficzna – powiedzmy, egzystencjalną – to właściwie wiele się nie zmieniło. Większość z nas chodzi w kieracie przyjmującym postać tygodnia pracy. Przez pięć dni angażujemy się w bezsensowne lub społecznie szkodliwe i jedynie z rzadka pożyteczne czynności, które zapewniają nam środki niezbędne do tego, by w ciągu dwóch kolejnych dni tygodnia wprowadzić do organizmu bajkowy nastrój – no i utrzymać swój materiał biologiczny w stanie zdatnym do wykonywania wymienionych czynności. Różnica w porównaniu do czasów PRL-u jest taka, że więcej konsumujemy i jeździmy w dalsze rejony na wakacje – i mamy mniej czasu na życie.

To sytuacja przypominająca nieco zabawę w kija i marchewkę, w której obu narzędzi dostarcza nam „System” za pośrednictwem naszych własnych (już niedługo) mózgów: kijem jest strach przed utratą źródła utrzymania, marchewką – bajkowy nastrój, który przynosi ulgę od lęków i napięć dnia powszedniego.

Oczywiście bajkowy nastrój nie zawsze przyjmuje formę ochlejstwa albo nawet rauszu. Liczne zastępy niewolników tygodnia pracy użyźniają pola wyobraźni oglądaniem telewizji, graniem w playstation, obsesyjnym surfowaniem po internecie, a nawet aktywnością fizyczną. Jednak w każdym przypadku  w grę wchodzą mechanizmy nagrody i uzależnienia, mające podłoże neurofizjologiczne. Nawet poczciwy sport to tak naprawdę uzależnienie od endorfin, które zacierają w pamięci ślady bólu po intensywnym wysiłku, pozostawiając jedynie miłe wspomnienie spełnienia.

I tym sposobem dochodzimy do olśniewającego wniosku, że maraton biegowy niewiele różni się od pijackiego. Tym bardziej że i ten pierwszy może zaszkodzić – choćby i na serce – w nie mniejszym stopniu niż ten drugi. Chyba że ma się odpowiednie przygotowanie – ale przecież to samo dotyczy długotrwałej libacji, w którą niebezpiecznie jest się angażować jako alkoholowy świeżak.

Jeśli o mnie chodzi, to na pytanie zadane w tytule jednoznacznie odpowiadam: tak. Ze zdroworozsądkowym zastrzeżeniem: byle z umiarem. To zdecydowanie mniej szkodliwe niż oglądanie telewizji, granie w gry, surfowanie po internecie, a jeśli połączyć to z umiarkowanym uprawianiem sportu – wprowadzimy do organizmu nastrój z dwóch różnych bajek, które nieźle ze sobą rezonują.

Chyba że znacie inny sposób na ratunek od prozy obyczajowej, pozwalający w miarę trwale utrzymać się w bajkowym nastroju bez uszczerbku dla zdrowia i porządku publicznego?

Pan Dobrodziej

PS. Pisane na trzeźwo, w przerwie maratonu rowerowo-piwnego.
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

     
    Linki sponsorowane
    Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

    Komentarze (wszystkich 4)

    galadriel

    821 komentarz

    13 wrzesień '16

    galadriel napisała:

    Syntetycznie, to to sie nazywa amfetamina i to ona przejmuje kontrole.

    Tak wiec nie polecamy; )

    profil | IP logowane

    Kasia_red

    239 komentarzy

    13 wrzesień '16

    Kasia_red napisała:

    Gal, a można to pozyskać syntetycznie? I potem zażyć w sposób ukierunkowany, aby np. zakochać się w pracy, aktywności fizycznej czy brokułach...

    profil | IP logowane

    galadriel

    821 komentarz

    13 wrzesień '16

    galadriel napisała:

    Inny sposob:

    C8H11N

    Fenyloetyloamina. Chemiczna formula zakochania.

    Tylko po jakims czasie przestaje dzialac i trzeba obiekt uczuc zmienic.



    : 8

    profil | IP logowane

    stanislawski

    469 komentarzy

    12 wrzesień '16

    stanislawski napisał:

    W moim sąsiedztwie mówiło się "wlać w siebie trochę optymizmu".
    Podoba mi się również "chodźmy trochę usprawnić rzeczywistość".

    profil | IP logowane

    Reklama

    dodaj reklamę »Boksy reklamowe

    Najczęściej czytane artykuły

          Ogłoszenia

          Reklama


           
          • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
          • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
          • Tel: 0 32 73 90 600 Polska