Przygoda w szkockim lokalu nie zakończyła wieczoru panieńskiego Iwony. To była zaledwie część pierwsza. Scenariusz drugiej części rozegrał się w kolejny weekend. Tym razem uczestniczki wydarzenia wybrały się do polskiego salonu spa. – Otrzymałyśmy spory rabat dla pięciu osób i mogłyśmy oddać się temu, co kobiety chyba lubią najbardziej. Poprawianiu swojej urody. Był masaż, peeling złuszczający, maseczka odmładzająca i na koniec profesjonalny makijaż. A kiedy już byłyśmy takie na nowo piękne, uczciłyśmy to święto lunchem w chińskiej restauracji. Zdecydowanie druga część wieczoru dla pań bardziej przypadła mi do gustu – podsumowuje Iwona, która tuż po swoim ślubie zajęła się organizacją wieczoru panieńskiego swojej przyjaciółki. – Zabrałyśmy Ewelinę na koncert Stinga, bo to jej ulubieniec. Poszłyśmy w trzy. A po koncercie była imprezka, którą przygotowali nasi faceci, bo chłopak Eweliny kategorycznie nie chciał jej samej nigdzie puścić. Koncert skończył się późno, a kiedy wróciłyśmy do domu czekała na nas kolacja, przy świecach i z winem. Romantyczny nastrój był zagwarantowany – przekonuje Kowalczyk.
W stodole, na sianie...
Justyna Bednarz jest mężatką od 15 lat. Jej ślub odbył się w Polsce, a tradycja wieczoru panieńskiego wówczas nie była tak silna i ważna, jak na Wyspach. Justyna mówi, że od 17 lat mieszka w Anglii i w tym czasie uczestniczyła w dwóch wieczorach panieńskich. Jeden miał miejsce w sobotnie popołudnie w przydomowym ogródku. Było dużo wina, jedzenie serwowane z grilla, muzyka i rozmowy do białego rana. – To było raczej spotkanie kilku zaprzyjaźnionych z sobą par, które od lat mieszkają na emigracji. Bardzo przyjemne. Zero szaleństwa i niecenzuralnych pomysłów. Z wyjątkiem jednego – brat przyszłej panny młodej upił się i w środku lata postanowił przystroić ogrodową choinkę. Mieliśmy świąteczną aurę wokół nas. A kilka tygodni później wszyscy bawiliśmy się na hucznym weselu. Drugi wieczór, w którym brałam udział odbył się w pubie. Moja koleżanka Kasia, która była organizatorką i najważniejszą osobą wieczoru, zarezerwowała lożę w barze i fundowała wszystkim jedzenie i drinki. Całe szczęście, że tylko po dwa. Za resztę, zgodnie z angielskim zwyczajem, każdy płacił sam. Pamiętam, że bawiłyśmy się do zamknięcia klubu, a potem jeszcze w parku na ławce do rana omawiałyśmy szczegóły ślubu. Kasia wychodząc za mąż była przy nadziei, dlatego zmówiłyśmy się z dziewczynami i każda przyniosła Kasi prezent dla przyszłego potomka. Zebrała się cała wyprawka łącznie z kołyską i przewijakiem – wspomina Justyna, która z kolei niechętnie chce zdradzić szczegóły swojego spotkania przedweselnego z koleżankami. – Chyba nie ma o czym mówić. To były inne czasy, nieznane dzisiejszej młodzieży. Mała wieś na Mazurach. Lato, gorąco, pełno komarów. Od dwóch tygodni nie spadła ani jedna kropla deszczu. Byliśmy po żniwach i na dniach mieliśmy zwieźć snopki do stodoły. Aż tu nagle, w dniu mojego wieczoru, kiedy szykowałyśmy się na wiejską potupajkę, spadł deszcz. I to jaki! Gęsty, rzęsisty. Lało jak z cebra. I my, z kuzynkami w tych sukienkach, makijażach, fryzurach, na komendę ojca w mig znalazłyśmy się na polu. Nie było czasu na przebieranie. Siano mokło. W deszczu i pocie czoła, boso, bo szkoda nam było butów, zbierałyśmy snopki. Ojciec z wujem zwozili je do stodoły. Przemokłyśmy do majtek – opowiada Bednarz. Koniec wieczoru był taki, że dziewczyny już po pracy, brudne, z rozmazanym makijażem, mokrymi włosami, piły wódkę i jadły swojską kiełbasę przygotowaną na wesele w stodole na sianie. – Wujek przygrywał na harmoszce ludowe piosenki. Z oddali dochodził dźwięk muzyki, którą grano w remizie, a my na tym sianie do późna brudne i umorusane, z tą wódką zakupioną na wesele, którą piłyśmy z musztardówek. Ocalało ich jeszcze kilka po starym systemie. Dobrze, że nasi chłopacy nie oglądali nas w takim stanie (śmiech!), bo nie wiem, czy by do wesela doszło. Wyglądałam upiornie z tymi rozczochranymi włosami, jak Jagna z Lipiec. A tymczasem mój kawaler bawił się w remizie i o niczym nie wiedział. Nie doczekał się mnie tego wieczoru – podsumowuje Bednarz.
Imiona i nazwiska respodentów zostały zmienione.
Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.