Przypadki rażącego naruszania praw pracowniczych w magazynach Sports Direct były opisywane od wielu lat. W końcu przed komisją powołaną przez brytyjskie ministerstwo biznesu, innowacji i umiejętności stanął Mike Ashley, założyciel firmy i jej dyrektor generalny.
Parlamentarzyści, którzy weszli w skład komisji, przygotowali druzgocący firmę raport, w którym domagają się pociągnięcia Ashleya do odpowiedzialności za łamanie praw pracowników. Członkowie komisji mówią wprost, że warunki pracy w Sports Direct przypominały, a może nawet nadal przypominają te z czasów wiktoriańskich. Do tego dochodzą jeszcze liczne zgłoszenia dotyczące płacenia za pracę poniżej minimalnych stawek.
W toku obrad komisji przypomniano też incydent z 2014, kiedy to jedna z polskich pracownic magazynu Sports Direct urodziła dziecko w pracowniczej toalecie. Wyjaśniała, że z obawy o utratę pracy nie mówiła przełożonemu o zbliżającym się terminie porodu. Pojawiły się też historie pracownic, którym obiecywano umowy na stałe w zamian za usługi seksualne.
Maksymalizowanie zysku
Z zebranych dowodów wynika, że warunki pracy w Sports Direct przypominają bardziej wiktoriański warsztat niż nowoczesną firmę, której sklepy znajdują się w wielkich centrach handlowych i przy reprezentacyjnych ulicach miast. – To niewiarygodne, że pan Ashley, który odwiedzał magazyn firmy przynajmniej raz w tygodniu, nie była świadomy tych przerażających praktyk. To sugeruje, że prezes przymykał oko na łamanie praw pracowniczych, po to, aby w ten sposób maksymalizować zysk – mówi Iain Wright, przewodniczący komisji.
Członkowie komisji zapowiedzieli też rychłą wizytę w magazynie Sports Direct w Shirebrook. To nie koniec sprawy, bowiem posłowie zapowiedzieli, że nadal będą „deptać po piętach Ashley’owi”. W raporcie znalazły się opisy wielu naruszeń prawa pracowniczych, które dotyczyły m.in. bezprawnych sankcji za nawet jednominutowe spóźnienia, łamania zasad wynagrodzeń. Członkowie komisji stwierdzili wprost, że polityka firmy i zasady pracy w magazynie wskazują na to, że pracownicy byli traktowani “bardziej jak towar, niż jako istoty ludzkie”.
Sporo miejsca poświęcone zostało też praktykowanym przeszukiwaniom pracowników, które miały rzekomo zapobiegać wynoszeniu towaru na zewnątrz. Bardzo często odbywały się one w sposób poniżający dla pracowników. Ogólna atmosfera pracy, wieczne poganianie i straszenie zwolnieniem miało swój efekt – w ciągu tylko dwóch lat do magazynu w Shirebrook ambulans przyjeżdżał aż 76 razy.
Ashley w czerwcu br. zapowiedział reformę zasad pracy i stworzenie nowego kodeksu dobrych praktyk. Wszystko ma być gotowe w ciągu trzech miesięcy. Właściciel Newcastle United zapowiedział też, że prace będą się toczyć w porozumieniu ze związkowcami z Unite. Ashley podkreślił też, że obecnie wszyscy pracownicy – stali i agencyjni – opłacani są powyżej national minimum wage.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk