To tylko maleńki wycinek tego, co zostało wyzwolone przez polityków tego kraju. Coś, co zalegało w najbardziej ciemnych zakamarkach serc Brytyjczyków. Niektórzy z komentatorów nazywają to nostalgią za utraconym imperium, ale należy jasno powiedzieć, że to jest po prostu zwyczajne chamstwo – nie rasizm, nie ksenofobia. Chamstwo i niedouczenie, a braki w edukacji na poziomie szkoły podstawowej (skoro zdarza się, że w brytyjskich szkołach nauczyciele potrafią uczyć dzieci, że pingwiny latają – autentyk z jednej ze szkół w londyńskiej dzielnicy Westminster). I co ma taki biedny Brytyjczyk począć, skoro jego jedyną rozrywką intelektualną jest składanie literek podczas porannego przeglądu „The Sun”?
Spóźnione deklaracje
Opinia o tym, że podsycanie nastrojów społecznych leży po stronie tego tabloidu i mediów, jest jak najbardziej słuszna. Nie minął nawet dzień od ogłoszenia wyników, kiedy brukowiec na swoich stronach internetowych za wszystkie najgorsze rzeczy oskarżył Polaków i wybił w tytule: „Ulice pełne polskich sklepów, dzieci niemówiące po angielsku… jednak brytyjska flaga znowu wzniesiona wysoko” – to taki „niewinny” komentarz odnośnie imigrantów, na którym swoją potęgę zbudowało Zjednoczone Królestwo.
Takie rozzuchwalenie spowodowane jest tym, że wcześniej politycy robili to samo, nie reagując na rasistowskie ataki brytyjskich mediów. Zatem teraz, kiedy David Cameron na mównicy w Izbie Gmin głosi, że sprzeciwia się atakom na imigrantów, w tym na Polaków, jest niewiarygodny. Gdy atakował, wbrew statystykom i danym z budżetu, polskich pracowników i obarczał ich bezrobociem wśród mieszkańców Wielkiej Brytanii, taki zapobiegawczy nie był. Co takiego się wydarzyło, że brytyjscy politycy rozmawiali o Polakach na posiedzeniu brytyjskiego parlamentu?
W nocy z soboty na niedzielę, zaraz po referendum, na drzwiach Polskiego Ośrodka Społeczno Kulturalnego w Londynie, pojawił się napis „Fuck You OMP…”
Powiadomiono policję, a sprawa bardzo szybko przedostała się do mediów polskich oraz brytyjskich i spowodowała falę oburzenia polityków. W kilku przypadkach, tych samych, którzy wcześniej nie mieli problemów, żeby polską społeczność na Wyspach oskarżać o wszelkie „plagi egipskie”.
Po całoniedzielnym grillowaniu tematu, w poniedziałek doczekaliśmy się reakcji w brytyjskim parlamencie. Jeszcze podczas weekendu swoje oburzenie – jak donosi depesza Polskiej Agencji Prasowej – wyrazili posłowie Andy Slaughter (Partia Pracy) oraz Greg Hands (Partia Konserwatywna). To oburzenie zostało powtórzone na sali plenarnej Izby Gmin, a do oburzonych dołączył poseł Daniel Kawczynski, który przed referendum raczej nie był widoczny, chyba że w obozie „Leave”. Wtedy dopiero David Cameron ogłosił, że jednak nie ma pozwolenia na ksenofobiczne zachowanie i że Polacy są mile widziani w UK. Szkoda tylko, że tak późno.
Super, że są dobrzy mieszkańcy Londynu, a o tym codziennie przekonują się pracownicy POSK-u, gdzie od kilku dni przyjmowane są gesty solidarności, a recepcja POSK-u tonie w kwiatach z liścikami ze słowami poparcia dla Polaków.
Jeśli ktoś myśli, że brytyjski rząd powie imigrantom „idźcie już sobie”, to jest pewne, że to nie nastąpi. Jednak kiedy ulica zacznie mówić „wypierdalać”, to żadne stanowisko rządu nie pomoże.
W podobnej sytuacji byli Polacy w protestanckich dzielnicach Belfastu, traktowani jako wrogowie ze względu na katolicyzm. Wtedy oficjalne władze też się oburzały na ataki ksenofobii wobec naszych rodaków, a polski ambasador protestował, jednak Polacy i tak musieli opuścić swoje miejsca zamieszkania, bo nikt nie chciał ryzykować.
W Wielkiej Brytanii zaryzykowali politycy, żniwo zacznie zbierać ulica.
Piotr Dobroniak, Cooltura