Michał Siewniak, były radny w powiecie Welwyn Hatfied
Brytyjczycy zagłosowali. Było tak, jak to się często mówi w żargonie piłkarskim, blisko, ale przesłanie brytyjskiego narodu jest jasne: Chcemy nasz kraj, chcemy kontrolować nasze granice, będzie nam lepiej bez UE.
O wyniku referendum dowiedziałem się w słoneczny poranek w Rzymie, gdzie brałem udział w bardzo ciekawym spotkaniu z ludźmi z całego świata, którzy biorą aktywny udział w życiu społecznym, obywatelskim i politycznym. Zostałem zaproszony na to spotkanie jako Polak, któremu udało się wygrać wybory do Rady Miasta w Wielkiej Brytanii. Byłem zasypywany pytaniami. Włosi, Hiszpanie, Słoweńcy, a nawet Południowi Koreańczycy chcieli wiedzieć, co było przyczyną głosowania na Brexit. Jako europejski imigrant, czyli ktoś, kto nie posiada obywatelstwa brytyjskiego, starałem się być od samego początku częścią debaty referendalnej, choć sam nie mogłem głosować.
„Zaparkujmy” na moment argument gospodarczy, brytyjskie PKB (w dużym stopniu wypracowane m.in. przez Polaków mieszkających w UK), handel czy pracę. To zupełnie inna historia...
Martwią mnie najbardziej poddziały utworzone przez unijne referendum. Mieszkałem w wielu krajach europejskich, ale nie przypominam sobie niczego takiego. Nienawiść, zupełny brak dojrzałej dyskusji na temat zagadnień, które dotyczą nas wszystkich: globalizacji, migracji, kryzysu uchodźców.
Obawiam się, że wielu obywateli UE, którzy przyjechali tutaj w poszukiwaniu lepszego życia, pracy czy aby rozwinąć się zawodowo, będzie postrzeganych jako intruzi w wielu dziedzinach życia, tylko ze względu na pochodzenie, niezależnie od tego, jaki mamy wkład w budowanie brytyjskiej (nie polskiej) gospodarki.
W moim przypadku, jak również w przypadku innych obywateli UE pobyt w Wielkiej Brytanii, oprócz pracy, kupna domu czy skutecznego kandydowania w wyborach do Rady Miasta w powiecie Welwyn Hatfied, pomogło mi przełamać różne bariery, także te kulturowe. Osiedlając się w Wielkiej Brytanii zawsze starałem się być częścią lokalnej społeczności, która dała mi niesamowitą szansę do poznania innych kultur i ludzi z innych grup wyznaniowych. Całe doświadczenie poszerzyło moje horyzonty, dzięki czemu wydaje mi się, że stałem bardziej dojrzały i otwarty na świat. Wynik referendum nie jest oczywiście końcem świata, ale jestem rozczarowany. Co dalej? Będziemy musieli płacić za leczenie w ramach angielskiego NHS czy za naukę naszych dzieci? Czy moje dzieci, które urodziły się w Wielkiej Brytanii będą miały (ze względu na pochodzenie ich rodziców) gorszy start w życiu?
Trudno jest przewidzieć, jak unijne referendum wpłynie na długoterminową przyszłość i przyszłość wielu innych imigrantów. Żałuję, że brytyjscy wyborcy postanowili odmaszerować od projektu, który ogólnie przyniósł tyle korzyści dla całego kontynentu. Szkoda, że Wielka Brytania, która stała się wzorem dla innych narodów w kontekście budowania mostów i skutecznej integracji miedzy różnymi grupami etnicznymi, postanowiła w ten czy inny sposób zrobić krok do tyłu. Uważam, że błędem jest, aby w dzisiejszych czasach wybrać drogę izolacji. Zawsze czułem, że jesteśmy silniejsi, jeśli współpracujemy. Zawsze mi powtarzano, że jesteś słabszy, jeśli działasz sam lub na własną rękę. Odbudowanie zaufania, które w moim przekonaniu zostało zburzone w trakcie kampanii referendalnej, może zająć dużo czasu. Mam nadzieję, że nie wpłynie to niekorzystnie na budowanie spójnego społeczeństwa, którego ja osobiście, jak również wielu naszych rodaków, chcemy być częścią. Znajoma Angielka wysłała mi smsem naprawdę piękną wiadomość: „Do wszystkich moich europejskich przyjaciół, przepraszam za głosowanie. Wciąż bardzo Was szanuje. Wiem jak wiele wnosicie do naszego kraju i w dalszym ciągu będą dopingować Wasze drużyny piłkarskie".
Mimo dużego rozczarowania wierzę, że tylko poprzez budowanie silnych więzi międzyludzkich, możemy skutecznie stawić czoła wielu wyzwaniom, jakie niesie ze sobą XXI wiek.
Małgorzata Bugaj-Martynowska, MojaWyspa.co.uk
//facebook/