Agata Dmoch, radca prawny, United Poles
Na 100 proc. nie można nic konkretnego powiedzieć, decyzja należy do parlamentu brytyjskiego, a nie do kampanii. Kampanie mogą tylko różne rzeczy obiecać. Wszystko zależy od tego, jak będą prowadzone negocjacje i jakie będą rezultaty tych rozmów.
Najprawdopodobniej Wielka Brytania będzie chciała zatrzymać dostęp do wolnego rynku, co oznacza że będzie musiała zgodzić się na wolny przypływ ludzi, a to oznacza, że sytuacja Polaków nie zmieni się. To jednak jedna z opcji. Obecnie nadal obowiązuje prawo unijne, ale nie wiadomo, czy w przyszłości nie będzie nacisków na ograniczenia poziomu imigracji. Być może wówczas będzie to dotyczyło tego, jaką ilość i jakich ludzi Wielka Brytania będzie chciała przyjąć. Kwestie dostępu do NHS, świadczeń socjalnych, emerytalnych, to sprawy szczegółowe, decyzje w tej kwestii będą zależały od szczegółowych negocjacji. Mamy obecnie grupy ludzi, którzy są na Wyspach powyżej 5 lat, oni mogą aplikować o rezydenturę. Wówczas będą mogli pozostać w kraju bez względu na to, jak sytuacja będzie się rozwijać. Rezydentura nie oznacza posiadania i prawa do obywatelstwa, więc te osoby na skutek np. konfliktów z prawem, mogą podlegać prawu deportacji. Rezydentura kosztuje 65 funtów, aby ja otrzymać należy wypełnić 90-stronicowy formularz, z kolei koszt otrzymania paszportu to już 1500 funtów. Trzeba również zdać egzamin. W przypadku 4-osobowej rodziny koszt zamyka się w sześciu tysiącach funtów, to może już stanowić barierę, jeżeli rodzina jest uboga. Ucierpią więc najbiedniejsi. Uważam, że wielkiej Brytanii Brexit się nie opłaci, bo jeżeli pozostanie przy wolnym rynku, to nadal będzie musiała uiszczać opłaty do budżetu UE, ale nie będzie jej przysługiwało prawo decyzji w kwestii UE.