Mecz w Marsylii nie był spacerkiem. Zgodnie z przewidywaniami drużyna ukraińska potwierdziła swoje ofensywne zdolności, ale zaczęło się od dwóch mocnych akcji Polaków. W ciągu pierwszych pięciu minut Arkadiusz Milik i Robert Lewandowski wyszli na czyste pozycje strzeleckie. Żaden z nich nie skierował jednak piłki do bramki. Strzał Milika z kilku metrów odbił Pjatow, a Lewandowski przestrzelił mając piłkę sam na ósmym metrze po podkręconym dośrodkowaniu Milika.
Po tak świetnym początku, nikt by nie dał wiary, że były to ostatnie groźne sytuacje stworzone przez polski zespół w pierwszej części spotkania. Tymczasem do głosu doszli Ukraińcy i nie oddali już inicjatywy do przerwy.
Raz po raz na nasza prawą stronę, strzeżoną w defensywie przez Cionka i Kapustkę, sunęły ataki Butki i Konopljanki. Akcje okazywały się na tyle skuteczne, że kilka razy piłka została wstrzelona w pole karne do czających się tam Zozulji, Jarmolenki i wchodzącego Zinczenki.
Jarmolenko zresztą samodzielnie zmarnował sytuację sam na sam z Fabiańskim, gdy w 18 minucie doszedł do prostopadłego podania i przestrzelił na widok Fabiańskiego.
Nie opanowaliśmy środka pola i jedynie Robert Lewandowski, po indywidualnych dojściach do piłki starał się szachować defensywę kierowaną przez Andrija Chaczeridiego.
Na szczęście nie powiodły się także próby wymuszenia rzutów karnych, w 23 minucie przez Zozulję i wcześniej, bo w 16 minucie, gdy Jędrzejczyk na pograniczu faulu atakował Jarmolenkę. I pierwsza część meczu zakończyła się sprawiedliwym remisem bezbramkowym.
Jakub Błaszczykowski indywidualną akcją przesądził o wyniku spotkania z Ukrainą. To jego 17 trafienie w 82 występie w barwach narodowych na przestrzeni ostatnich 10 lat (fot. archiwum Jakub Zajączkowski)
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.