MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

29/05/2016 09:52:00

Punks not dead

– W 1975 roku wszystko było gówniane. Londyn wyglądał jak wysypisko śmieci, ubrania były obrzydliwe, a wszyscy słuchali Abby i The Carpenters – wspomina pisarz Jon Savage. Nie jest w tym odosobniony, bo lata 70. na Wyspach wielu kojarzą się z bylejakością i szarzyzną. Właśnie na takim gruncie eksplodował punk – ruch, który przeorał brytyjską popkulturę, modę i mentalność. W tym roku obchodzone jest 40-lecie jego powstania.

Potargane podkoszulki, kurtki nabijane ćwiekami i agrafkami, spodnie odbarwione wybielaczem, ciężkie wojskowe buty, czyli nieodłączne elementy ulubionych strojów punków na całym świecie, to właśnie wspólne dzieło Malcolma i Vivienne. I to właśnie butik Sex był miejscem, w którym powstało Sex Pistols. Basista, Glen Matlock, zatrudnił się tam, ponieważ w poprzednim sklepie zbyt mocno się upił i zapomniał go zamknąć na noc. W nowej pracy musiał uważać na stałego bywalca sklepu, kieszonkowca Steve'a Johnsa, późniejszego autora nieśmiertelnych riffów z płyty „Never Mind The Bollocks”. Gdy pewnego dnia do sklepu wpadł Johnny Rotten, McLaren już wiedział, że ten zawadiaka pociągnie zespół i swoją charyzmą przykryje fakt, że żaden z jego członków nie potrafi grać, o znajomości nut nie wspominając.

Robotnicy i artyści

Według socjologów ruch społeczny może mieć wpływ na świat tylko wtedy, kiedy uda mu się połączyć różne grupy, z reguły od siebie oddalone. Tak było w przypadku polskiej „Solidarności”, kiedy po raz pierwszy wspólnie przeciwko władzy wystąpili i robotnicy i intelektualiści. I podobnie było w przypadku punk rocka.

Klasowy tygiel najlepiej widać na przykładzie innej ikonicznej londyńskiej kapeli, The Clash. Frontman i główny ideolog zespołu Joe Strummer zyskał dobre wykształcenie, był synem dyplomaty i w młodości dużo jeździł po świecie, podczas gdy jego koledzy z zespołu rzadko wypuszczali się poza znane rewiry londyńskich sypialni. Mimo to znaleźli wspólny język i stworzyli najbardziej rozpolitykowany zespół na brytyjskiej scenie muzycznej. Buntowali się przeciwko imperializmowi Stanów Zjednoczonych, krytykowali działania wojenne, które z racji tego, że miały miejsce „gdzieś daleko”, nie zaprzątały sumień wyspiarskich mieszczan. Mocno podkreślali rolę kobiet i ich prawo do decydowania o własnym życiu i ciele. Paternalistyczna Anglia, gdzie kobieta może już co prawda głosować, ale decyduje głównie w kuchni, również na ten element kontrkultury sprzed 40 lat patrzyła dość nieufnie.

W połowie lat 70. co dziesiąty nastolatek w Wielkiej Brytanii nie kończył szkoły. Dwa miliony z ośmiu miało poważne problemy ekonomiczne i pomimo młodego wieku, było zdanych głównie na siebie. Mimo to, „dzieci śmieci” spotykały się z „paniczykami” z dobrych szkół na koncertach, gdzie wspólnie popychali się w tańcu i rzucali obelgi w stronę plujących na nich kapel. Ta wspólnota pokoleniowa była nowym doświadczeniem dla klasowego społeczeństwa, gdzie status rodziców niósł wraz z sobą odpowiedni zestaw nawyków i rozrywek, niezrozumiały dla innych grup. Dlatego też subkultura punk rocka przetrwała w świadomości Brytyjczyków znacznie mocniej niż ruch „dzieci kwiatów”, czy bananowej młodzieży spod znaku „Gorączki sobotniej nocy”. Dzisiaj stare naszywki, pożółkłe ziny i niemożliwe do odtworzenia na żadnym sprzęcie kasety można znaleźć zarówno w mieszkaniu szanowanego doktora z Croydon, jak i górnika z Wolverhampton.

Fenomen punk rocka udowodnił też po raz kolejny, jak silną kulturotwórczą moc ma Londyn. O ile mody lat 60. przychodziły zza Atlantyku, to punk zaraził swoim brudem i prostotą cały świat. W Stanach Zjednoczonych Dead Kennedys prowokacyjną nazwą i jeszcze bardziej prowokacyjnymi tekstami, wywoływało podobne kontrowersje, co brytyjskie odpowiedniki, a w Polsce „Czarna Płyta” Brygady Kryzys i festiwal w Jarocinie wychował całe pokolenie ludzi kontestujących komunistyczny system. W różnych krajach ta subkultura miała różne podłoża, brytyjski brak perspektyw mógł być dla załogantów z Wrocławia nieosiągalnym marzeniem. Wszędzie jednak niosła za sobą ogromny ładunek buntu wobec rzeczywistości i autentyzmu, który porywał za sobą miliony młodych ludzi.

Nastolatkowie 40 lat później

A co zostało z punka w Wielkiej Brytanii po czterdziestu latach? Na pewno muzyka. Trzy akordy, darcie mordy, okazały się rodzajem przekazu, który nie stracił na świeżości, pomimo tego że przez ten czas przeminęło wiele muzycznych mód. Można się o tym przekonać choćby podczas festiwalu o nazwie utrzymanej w klimacie subkultury, Scumfest. Od 10 lat grają tam kapele, które na nowo wykrzykują swój bunt na otaczający świat.

Grało tam Pussy Riot, zaangażowana kapela z Rosji słynąca z happeningów przeciwko polityce Putina, grał tam również Sleaford Mods, duet z Nottingham opowiadający o problemach brytyjskiej klasy niższej w drugiej dekadzie XXI wieku. Ostatni przypadek jest tym ciekawszy, że teksty będące często bluzgiem wymierzonym w całą klasę polityczną są recytowane przy samplach opartych na klasykach Sex Pistols, jak Pretty Vacant czy Submission.

Została też subkultura. „Punk is dead” to hit z 1978 roku kapeli Crass. I aż dziwne, że pomimo niemal czterdziestu lat od ogłoszenia śmierci, ten ruch nadal ma swoich amatorów. Za jego nowy symbol można uznać Lisbeth Salander, bohaterkę kryminałów Stiega Larssona. Łebska dziewczyna jest przez wielu niedoceniana i traktowana protekcjonalnie przez to, że ma niezliczoną ilość kolczyków na twarzy, nosi bluzę z kapturem, skórzane spodnie i kurtkę. Jej z kolei status „śmiecia” bardzo odpowiada, bo pozwala na niewchodzenie w społeczne konwenanse i skuteczne rozwalanie systemu zza ekranu swojego laptopa.

Do obchodzonego w tym roku na Wyspach jubileuszu punk rocka historia dopisała bardzo przewrotną pointę. Obchody ogłosiła królowa Elżbieta, ta sama, która była wyśmiewana w rebelianckim hymnie. W organizację jubileuszu włączyło się miasto Londyn, a sponsorami serii wystaw, odczytów i konferencji jest między innymi The National Lottery. I wszyscy byliby zadowoleni, spijając sobie z dzióbków buntownicze wspomnienia na wystawnych bankietach, ale oto zjawia się Joseph Corré. To syn wspominanych powyżej McLarena i Westwood, Corré ogłosił, że zamierza zniszczyć pamiątki z pionierskich lat punka. Dzisiaj , według różnych szacunków, warte są od 5 do 9 milionów funtów. Happening zaplanował na 26 listopada, dokładnie w czterdziestą rocznicę wydania singla „Anarchy in the U.K.”. Chce w ten sposób zaprotestować przeciwko „mainstreamowym” obchodom i całej pompie, której załoganci z tamtych lat nie wyobrażali sobie w najczarniejszych koszmarach.

I pokazać, że mimo usilnych starań, „Punk nie umarł”.

Piotr Urbanik, Cooltura
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska