Eryk ma siedem lat. Na zdjęciu sprzed tygodnia, wygląda na dwa lata mniej. Jego mama mówi, że to z tęsknoty i rozpaczy, ponieważ jej syn od dwóch miesięcy mieszka u brytyjskiej rodzinny zastępczej. Trafił tam rzekomo na skutek licznych zaniedbań ze strony biologicznej matki, która samotnie wychowuje czworo dzieci. Teraz spadło na nią jeszcze jedno wyzwanie. Musi odzyskać syna i udowodnić, że został jej niesłusznie odebrany.
Jestem tu na chwilę
Najstarsza z dzieci Moniki Jastrzębskiej jest Karolina. Ma 17 lat, nie uczęszcza do żadnej szkoły. Do Londynu przyjechała 14 miesięcy temu. Dotychczas mieszkała u dziadków w Polsce. Na Wyspach jeszcze do niedawna zajmowała się młodszym bratem i pracowała dorywczo roznosząc ulotki. Zanim jednak przyjechała do Wielkiej Brytanii, w Polsce wiodła zupełnie inny tryb życia. Szkoła, popołudnia spędzane z dziadkami i młodszym o rok bratem. Czas mijał na oczekiwaniu... Na powrót mamy lub przyjazd do niej, do Anglii. Monika miała ją zabrać po kilku miesiącach pobytu na Wyspach, jednak decyzja o przyjeździe Karoliny zapadła dopiero po ośmiu latach. Dotychczas widywały się dwa razy w roku, w wakacje i Boże Narodzenie. Za to często rozmawiały przez Skype’a. Wreszcie stało się... Karolina mogła przyjechać. Zrobiła to, jak mówi, tylko z ciekawości, bo za mamą przestała tęsknić po dwóch latach wychowywania się z dziadkami. – To oni w pewnym sensie stali się moimi rodzicami. Mama urodziła mnie kiedy miała 16 lat. Ojca nigdy nie poznałam. Podobno siedzi w więzieniu za kradzież i rozboje. Od początku mieszkaliśmy u dziadków: ja, Piotrek – mój młodszy brat i mama – mówi Karolina, która dodaję, że w domu było biednie, ale miło, tylko czasami brakowało na rachunki, nowe ubrania, lepsze jedzenie... Wtedy mama postanowiła wyjechać do Anglii. – Chciała zarobić i potem nas ściągnąć. Piotrek nadal nie chce przyjechać na stałe, chociaż częściej niż ja przyjeżdżał w odwiedziny. Mama wysyła babci pieniądze na jego utrzymanie. Ja przyjechałam z ciekawości, chciałam pojechać za granicę, bo w naszej rodzinie nikt poza mamą nigdy nigdzie nie wyjeżdżał – podsumowuje córka Moniki.
Siedemnastolatka powtarza, że jej mama jest najlepszą matką na świecie. Troskliwa, czuła, pracowita, tylko czasami zbyt nerwowa. – Ale to pewnie z przepracowania, bo mama pracuje całymi dniami, nawet w niedzielę. Wtedy ja popołudniami opiekowałam się Erykiem i jego młodszą siostrą. Wcześniej robiła to znajoma mamy, ale już wróciła do Polski – wyjaśnia Karolina.
Matka Polka
Sytuacja w domu Moniki zmieniała się o 180 stopni, kiedy zapadła decyzja, że jej siedmioletni syn zostanie umieszczony w rodzinie zastępczej. Monika nie potrafi w żaden sposób zrozumieć sytuacji, mówi że nie ma sobie nic do zarzucenia. Nazywa siebie typową matką-Polką, która przede wszystkim dba o rodzinę i dzieci. Jednak władze socjalne były innego zdania i zadecydowały o odebraniu dziecka rodzinie.
– Zabrali mi dziecko. To są rzeczy niesłychane. Nie piję, nie palę, sama o wszystko się staram, oram jak wół na sprzątaniach od świtu do nocy i okazuje się, że zaniedbuję dzieci, bo czasami mają nie na czas uprane i uprasowane ubrania, bo trzy razy zapomniałam o lunchu i frekwencja w szkole była słaba. A mój syn przecież ma prawo chorować – wyjaśnia Jastrzębska, mama 17-letniej Karoliny, 16-letniego Piotra, 7-letniego Eryka i 4-letniej Julii. Dwójka młodszych dzieci pochodzi z innego związku.
Monika Jastrzębska jest samotną matką. Jej pierwszy związek z Pawłem Mostowiczem nie przetrwał próby czasu. Oboje z partnerem byli nieletnimi rodzicami dwójki dzieci. Rozstali się zanim na świat przyszedł ich syn Piotr. Na Wyspy Jastrzębska przyjechała osiem lat temu. Przeczytała ogłoszenie w internecie, że ktoś odda sprzątania w zamian za pieniądze. Zaryzykowała. Mówi, że na ten wyjazd wydała wszystkie swoje oszczędności, około dziesięciu tysięcy polskich złotych, które otrzymała od rodziców. Pieniądze pochodziły ze sprzedaży pola. W Londynie zamieszkała we wschodniej części miasta, najpierw u znajomych, potem u chłopaka. Poznała go w pracy. Remontował dom, w którym ona sprzątała. Planowali wspólną przyszłość, na świat przyszła dwójka dzieci. Marek, jej nowy partner, nie chciał zgodzić się na przyjazd pozostałych dzieci Moniki z Polski.
– Rozstanie było koniecznością. Nic nie miało sensu jeżeli on nie akceptował mojej przeszłości, o której wiedział od początku naszej znajomości. Zresztą nie poświęcał uwagi nawet swoim biologicznym dzieciom, które mieszkały w Londynie i w końcu podobno wrócił do Polski. Do mamusi. Miał tutaj masę długów – wyznaje Jastrzębska.