MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

02/05/2016 08:28:00

Felieton: Dziennikarstwo nie żyje. Został tylko PR

Felieton: Dziennikarstwo nie żyje. Został tylko PRPojęcie „niezależnego dziennikarstwa” brzmi dziś niczym oksymoron, o ile w ogóle kiedykolwiek było inaczej. Choć żurnalistyka, w przytłaczającej części, zawsze była zależna od kapitału, to jednak we współczesnym świecie ta relacja przybiera groteskowe formy.
Jak wynika z ostatnich danych amerykańskiego urzędu pracy, w USA na jednego reportera przypada pięciu pracowników public relations, czyli specjalistów od „miękkich” łgarstw. Przy czym epitet „miękkie” jest nieco na wyrost, bo nie trudno o przykłady piaru, który łże – jak to się mawia z charakterna – jak pies. Zresztą miękkość w piarze jest raczej miarą retorycznej sprawności tej dziedziny niż walorem „moralnym”, wynikającym z tego, że piarowiec nie serwuje jawnych kłamstw, a jedynie umiejętnie selekcjonuje fakty (w praktyce często wychodzi na jedno, w sumieniu – niekoniecznie).

Na temat piaru można oczywiście mieć rozmaite opinie (w sensie: jego kwalifikacja etyczna nie jest tak oczywista jak kwalifikacja etyczna ludobójstwa) i niuansować zagadnienie z wnikliwością  godną Tomasza z Akwinu, podobno świętego. Ale w gruncie rzeczy piar to szambo: służy forsie i nieprawdzie. Mogę sobie pozwolić na taki sąd, bo robiłem fuchy w tej branży. Dla samooczyszczenia dodam, że nigdy dla zbrojeniówki, farmacji ani polityki.

To zresztą jeden z powodów tego, że gdy ktoś pyta mnie o zawód, usilnie staram się unikać terminu „dziennikarz”. Faktycznie, ocieram się o tę profesję, bo chałturzę tu i tam, zasadniczo staram się pisać prawdę, a jeśli ją naginam, to nie w formie celowego łgarstwa, tylko popadania w emo, używania uproszczeń językowych lub niedostatecznej kwerendy, wynikającej z prozaicznego braku czasu. W efekcie często jestem nieobiektywny. To praktycznie nieuchronne. Bo na dobrą sprawę dziennikarstwo (w ogóle żadna forma piśmiennictwa oprócz wywodu stricte naukowego, choć i w tym przypadku jest to mocno dyskusyjne) z natury nie jest obiektywne (wbrew założeniu głupawej obiegowej frazy „obiektywne dziennikarstwo”), gdyż nieobiektywny jest człowiek – istota posiadająca poglądy i podlegająca emocjom. A jeśli w dodatku jest robione na szybko, bo mało który wydawca jest w stanie płacić na tyle „rzetelnie”, żeby opłacała się rzetelna praca w tym fachu, to już w ogóle trudno mówić o zaciętej pogoni za faktami.

Kolejny powód jest taki, że dziennikarstwo, rozumiane jako z założenia wierne (czyli niewypaczone ideologicznie lub z pobudek merkantylnych) opisywanie faktów na dany temat w celu doinformowania opinii publicznej, a nie zapychania łamów za wierszówkę, propagowania idei lub nakręcania sprzedaży, to obecnie pobożne życzenie. Nie jestem pewien, czy tylko obecnie, bo żyję od stosunkowo niedawna, jednak mam podejrzenie, że sprawy miały się w ten sposób od zarania branży, choć obecnie mają się coraz gorzej. Poza segmentem „obywatelskim”, czyli w znacznym stopniu nieprofesjonalnym, dziennikarstwo niezależne właściwie nie istnieje. Na przekór temu stwierdzeniu idzie działalność nielicznych wolnych strzelców publicystów-zawodowców (czyli też nie do końca dziennikarzy), którzy odwalają złotą robotę, tyle że jeśli nie mają odpowiednio ugruntowanej pozycji, by zarabiać z crowdfundingu, to prędzej czy później klękną przed mamoną. No i są nieliczni.

W przypadku mainstreamu wierne opisywanie faktów polega już na wiernym selekcjonowaniu faktów. Wiernym, ma się rozumieć, nie w stosunku do prawdy, ale do zleceniodawcy, „patrona”, reklamodawcy. Przykładowo, w polskim mainstreamie  działają aktualnie dwa wyróżniające się „stronnictwa medialne”: okołopisowskie i okołoberlińskie. W skład tego pierwszego weszły niedawno media publiczne, a od kilku lat wchodzą również media papierowe, internetowe i Telewizja Republika. W skład tego drugiego wchodzi niemieckie nadwiślańskie miniimperium medialne w postaci pokaźnego segmentu prasy rozmaitej oraz portalowych i telewizyjnych produktów ze stajni ringier-szpringier, a ponadto duże prywatne stacje o proweniencji agenturalnej. Stwierdzić (z przekonaniem), że któreś z nich stawia sobie za cel docieranie do prawdy, a nie wygranie wojny, to cofnąć się intelektualnie do wczesnego liceum.

No dobra, ale to jest przecież polityka, a jak jest z innymi branżami, dziedzinami, tematami? Mówiąc w skrócie – analogicznie. Tyle że wpływy polityczne są w nich zwykle rozcieńczone obecnością biznesu. Weźmy na przykład niewinną branżę zdrowotną. Jeden z moich funfli pracował kiedyś w hurtowni ziółek. No i opowiedział mi, jak wprowadzali na rynek nowy hit zdrowotny. Mianowicie tak: producent napisał piękny elaborat o cudownych właściwościach chwaścidła z dalekich krajów, a następnie poszukał dystyngowanego profa, któremu brakowało kilku tysi, żeby hajs się zgadzał. W efekcie prof złożył podpis pod elaboratem, zainkasował dutki i wszyscy byli szczęśliwi – wraz z tą częścią konsumentów, na których zadziałał efekt placebo. Materiał poszedł w prestiżowym medium, a potem portale powielały go niczym kserokopiarka, zmieniając ewentualnie składnię i spójniki w zdaniach. Tego typu wrzutki są na porządku dziennym w mediach na całym „cywilizowanym” świecie.

Niestety zamiast lepszego idzie gorsze. Bo media tradycyjne uciekają do internetu, gdzie „wszystko jest za darmo” (plus dane osobowe). A jak jest za darmo, to trzeba na to za darmo jakoś zarobić. Reklamą, marketingiem, piarem. Obecnie trendy w branży „dziennikarskiej” wyznaczają zmiany algorytmu Google i Facebooka. Pozycja w wynikach wyszukiwania i na socialmediowch wallach – a więc oglądalność – zależy od ilości i jakości „kontentu” (bo już przecież nie artykułów), a te zależą od nakładów finansowych, jakie wydawca jest zdolny przeznaczyć na działalność swojego medium. Dlatego w ostatecznym rozrachunku wygrają korporacje ze swoimi kanałami medialnymi, próbujące sprzedać ten czy inny szajs: produkt, usługę, ideę. Molochy gospodarcze coraz częściej tworzą własne „outlety” informacyjne, które zagarniają najwyższe pozycje rankingów Google dla najbardziej „rozchwytywanych” słów kluczowych.

Jeśli dziennikarstwo jeszcze nie umarło, to umiera bardzo przykrą śmiercią, a niedługo zupełnie ustąpi handlowej infosferze podporządkowanej interesom polityczno-gospodarczego oligopolu.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 2)

radiesteta

38 komentarzy

2 maj '16

radiesteta napisał:

I jak tu nie kochać filmu The Village/Osada?

profil | IP logowane

stanislawski

469 komentarzy

2 maj '16

stanislawski napisał:

A to ty nie jesteś niezależnym dziennikarzem?

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska