Obejmując swoje stanowisko w listopadzie 2014 r., Cecilia Malmström obiecywała „świeży start” w negocjacjach dotyczących TTIP. „Głównym priorytetem” miało być zaproszenie do udziału w obradach większej liczby reprezentantów społeczeństwa obywatelskiego i wysłuchanie obaw opinii publicznej. Efekty? W ciągu pierwszego półrocza swojej kadencji komisarz wraz z pracownikami swojego gabinetu odbyła 80 spotkań wyłącznie z lobbystami, podczas których omawiane były szczegóły umowy.
Według danych organizacji strażniczej Corporate Europe Observatory, 92 proc. wszystkich podmiotów lobbujących w sprawie TTIP stanowią przedstawiciele sektora komercyjnego. Jedynie 4 proc. to rzecznicy interesu publicznego. Pozostałe 4 proc. to głównie instytucje akademickie oraz przedstawiciele administracji.
Być może najbardziej niepokojącym aspektem negocjacji traktatu jest niejawność dokumentu i gigantyczna trudność z dostępem do treści umowy. Surowym obostrzeniom pod tym względem podlegają nawet eurodeputowani. W tekście do „GP” Clapham przywołuje kuriozalny przypadek z udziałem prof. Molly Cato, europosłanki z frakcji Zielonych, która jako jedna z nielicznych miała możność zapoznania się z pełną treścią TTIP. Wcześniej jednak musiała podpisać czternastostronicowy dokument, przewidujący szereg sankcji za ujawnienie zawartości traktatu, i zostawić wszystkie rzeczy osobiste przed wejściem do specjalnego pomieszczenia za pancernymi drzwiami, w którym uzyskała wgląd do wyjętego z sejfu dokumentu, a podczas lektury przez cały czas była nadzorowana przez urzędnika.
Teraz Cato, mimo że reprezentuje 5 milionów wyborców, nie może pisnąć ani słowa na temat treści umowy, która będzie miała przemożny wpływ na życie obywateli wszystkich krajów Unii Europejskiej. Czy istnieje bardziej „efektowny” przykład pogardy dla demokracji i społeczeństwa obywatelskiego niż postawa, jaką demonstruje Komisja Europejska w sprawie TTIP?
Kres zdrowej żywności
O tym, jak pomocne może być TTIP w pobudzaniu europejskiej gospodarki, przekonuje przypadek Meksyku. Kraj ten jest od 1994 r. jest członkiem NAFTA, Północnoamerykańskiego Układu Wolnego Handlu, do którego należą również USA i Kanada. Porozumienie miało napędzić rozwój gospodarczy i rynek pracy tego latynoamerykańskiego kraju. Po dwóch dekadach od jego zawarcia dynamika wzrostu meksykańskiego PKB jest o połowę niższa niż w innych państwach regionu; liczba osób żyjących poniżej granicy ubóstwa jest większa niż przed 1994 r.; znaczna część kraju znajduje się pod kontrolą karteli narkotykowych; Meksykanie na potęgę emigrują do USA lub przedzierają się tam przez zieloną granicę, a w tamtejszym sektorze rolniczym doszło do masowych bankructw i utraty 1,6 miliona miejsc pracy – tak wynika z raportu „Did NAFTA help Mexico?”, opublikowanego w 2014 r. przez think tank Center for Economic and Policy Research.
Dramat meksykańskiego rolnictwa powinien być szczególnym memento dla Europejczyków w kontekście negocjowania TTIP – porozumienia w dużym stopniu powielającego model NAFTA. Kwestia bezpieczeństwa żywności jest jedną z najważniejszych podnoszonych przez krytyków paktu transatlantyckiego. Amerykański rynek spożywczy zdominowany jest przez produkty GMO. Stanowią one nawet 80 proc. żywności wytwarzanej w USA. W Unii Europejskiej produkty modyfikowane genetycznie stanowią raptem 1,5 proc. Na rynku amerykańskim nie ma nawet obowiązku znakowania tego typu żywności, konsumenci nie wiedzą zatem, po jakiego typu wyroby sięgają.
W Europie istnieje silny opór przeciwko wprowadzaniu produktów GMO ze względu na ich potencjalną szkodliwość dla zdrowia a także nieobliczalny – w dłuższej perspektywie – wpływ uprawy roślin GMO na stabilność ekosystemu. Poważnym zagrożeniem jest również quasimonopol panujący na rynku GMO, kontrolowanym przez wielkie korporacje. 80 proc. amerykańskiego rynku kukurydzy GMO i 93 proc. rynku soi GMO należy do jednego megakoncernu: Monsanto. Firma ta prowadzi również bardzo ekspansywną politykę na rynkach światowych. Szanse jakichkolwiek małych i średnich producentów żywności w starciu – ekonomicznym lub sądowym – z takim gigantem są praktycznie równe zeru.
Spożywcze lęki Europejczyków nie sprowadzają się do kwestii GMO. Dotyczą również innych praktyk dozwolonych w USA a nielegalnych w UE, m.in. stosowania hormonów w hodowli bydła czy odkażania kurczaków za pomocą… związków chloru, czyli substancji toksycznych dla człowieka.