Po co Polakom na emigracji wiara?
No tak. Wiadomo przecież po co wiara Polakom w Polsce, gdzie wciąż jeszcze jest, niestety, choć słabnący (dzięki Bogu) nacisk społeczny, gdzie człowiek niekiedy zmaga się z brakiem pracy, gdzie tej trwogi jest więcej, a jak trwoga, to wiadomo, że tylko do Boga… W Polsce wierzyć – normalne. Ale w Londynie? Ani to modne, ani wygodne, z pewnością bardziej wymagające, ofiarne i kosztowne. Po co więc wiara Polakom na emigracji? To demaskuje nasz utylitarny sposób myślenia, że wiara musi czemuś służyć, musi nieść jakieś korzyści (miłość niestety coraz częściej też tak oceniamy).
Opisujemy świat inaczej niż kiedyś. Oceniamy go w kategoriach socjologicznych, niczym analitycy, moralnych, niczym sędziowie, i utylitarnych, niczym biznesmeni, a powinniśmy najpierw w kategoriach metafizycznych i duchowych. Prawdziwa wiara to komunia, wspólnota i miłość. To wszystko wyraża się w modlitwie, która – o czym zapominamy – jest wcześniejsza i bardziej podstawowa niż przykazania, kodeksy, encykliki czy bioetyka, o której tyle w Polsce rozprawiamy. Po co więc wiara? Po co modlitwa? Czy to dzisiaj opłacalne? Jan Vianney, święty proboszcz z Ars, po przybyciu do swej parafii, której inni księża nie chcieli objąć, miał powiedzieć: „Cieszcie się, moi drodzy, że mnie macie, bo bez proboszcza zaczęlibyście kłaniać się krowom”. A poważnie: człowiek na pewno bardziej jest sobą, a ludzie – wspólnotą, gdy kłania się Bogu i tylko Bogu, a nie czemukolwiek. Nasze sukcesy są nad wyraz kruche, miłość pozbawiona perspektywy wiecznej zamienia się w paroksyzm. „Prócz siwych włosów i zmarszczek innego końca świata nie będzie” – powiada Miłosz i chyba ma rację. Albo będziemy udawać, że będziemy młodzi wiecznie, albo przemijanie potraktujemy na serio. Nie jako wyrok, lecz jako cień w jaskini, cień czegoś, co każdy z nas już w sobie nosi, a co potrzebuje Boga. Życie na emigracji przecieka nam między palcami. To przemijanie jest bardziej widoczne. Ale też pokusy są większe, np. pokusa, by kłaniać się funtowi i hołubić pracę, dzięki której tego funta mamy. Dlatego właśnie wiara „jest potrzebna”.
Jakiej najczęściej pomocy szukają u księdza Polacy w UK? Z czym pod względem duchowym mają największy problem?
Może będę nieco przewrotny, ale Polacy u księdza poszukują tego, za czym tęsknią. A tęsknią za duchownymi, którzy umieją się normalnie uśmiechać i rozmawiać z ludźmi, a nie tylko przemawiać, nauczać i kontrolować. Szukają księdza, który pomoże im poczuć się, że miejsce we wspólnocie Kościoła nie jest nagrodą za dobre sprawowanie, ale podstawowym prawem człowieka. To odpowiedź nieco przewrotna. Celowo tak mówię, choć wiem, że chodziło zapewne o inne kwestie, takie jak pomoc w znalezieniu pracy, mieszkania, codziennego grosza. Tak, z takim potrzebami też ludzie przychodzą. Nie tyle jednak ja, co nasza wspólnota Kościoła na South Kensington jest po to, żeby im pomóc, tak w aspekcie materialnym, jak w aspekcie duchowym, nie zapominając jednak, że naszym podstawowym obowiązkiem jest dać człowiekowi nie tyle pracę, czy 20 funtów, ale pomóc mu spotkać się z Bogiem, który jako jedyny ma moc rozwiązać wszystkie jego trudności.
Rozmawiała Katarzyna Kozak, MojaWyspa.co.uk