Przeszczepy i cyborgizacja
Ale nie wszyscy rozwiązanie widzą w genach. Są i tacy, którzy swoją uwagę kierują na transplantologię oraz robotykę. Niekiedy łącząc jedno z drugim i tworząc własną opowieść o tym, jak wydłużymy swoje życie – opowieść o bezproblemowej wymianie zużytych organów oraz zamianie ludzi w cyborgi o ogromnych możliwościach, a także wielkiej odporności.
Na początku bieżącego roku dr Sergio Canavero, Włoch, który pracuje w Chinach – można się domyślać, że chodzi o względy etyczne, bo w Państwie Środka można więcej – ogłosił, że wraz ze swoim lokalnym partnerem dokonał udanego przeszczepu głowy u małpy. Wielu ma wątpliwości, czy jest to prawda, ale pewne jest, że takie próby są podejmowane. Pojawiają się również obietnice, że to samo uda się już w przyszłym roku zrobić u człowieka.
Problemem może być tylko znalezienie dawcy całego ciała. Jednak – jak mówią złośliwi realiści – w Chinach powinni sobie poradzić z tym problemem, bo życie ludzkie ma tam zdecydowanie mniejszą cenę, niż w Europie.
Są też ludzie oraz firmy, które przyszłość człowieka widzą w robotyce. Wielkim echem odbiło się stwierdzenie historyka z Jerozolimy, prof. Yuvala Noaha Harariego. Ten w ubiegłym roku powiedział, że zmieszanie się człowieka i maszyny będzie największą zmianą „w biologii”. To pozwoli homo sapiens nie tylko żyć dłużej, ale też przekraczać naturalne granice organizmu. Izraelczyk przewiduje, że ludzie będą stawiać kolejne kroki w kierunku cyborgizacji i w perspektywie 200 lat „rozwijanie” nowych funkcji i umiejętności dzięki wszczepianiu implantów będzie czymś zupełnie normalnym. Przynajmniej wśród ludzi bogatych. I nie są to rojenia fantasty. Co do tego, że takie możliwości się pojawią, w świecie naukowym panuje zgoda. Pytanie dotyczy jedynie tego, jak je wykorzystamy i kto skorzysta.
W kontekście możliwości przedłużenia ludzkiego życia pojawiają się też spory tzw. etyczne – o to, czy w ogóle należy z nich korzystać. Nasza planeta już dziś mierzy się z przeludnieniem i większej liczby mieszkańców może po prostu nie znieść.
Homo sapiens ulegnie degeneracji?
Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że przeludnienie nam nie grozi, bo człowiek zamiast żyć dłużej, będzie żyć coraz krócej. Wynika to z przekonania, że pomagając swojemu organizmowi i poprawiając życie jednostkom, szkodzimy całemu gatunkowi. Zwolennicy tego przekonania odwołują się do teorii doboru naturalnego Karola Darwina. Ta – w największym skrócie – głosi, że w przypadku każdego gatunku osobniki zdrowsze oraz lepiej przystosowane pozostawiają więcej potomstwa. Dzięki temu (działa tu czysta statystyka) udaje się eliminować, lub przynajmniej ograniczać podatność na choroby oraz występowanie niekorzystnych cech, i promować korzystne.
W przypadku ludzi było tak jeszcze do niedawna. Ale – mówił o tym choćby sir David Attenborough – już nie jest. Przynajmniej, gdy chodzi o najbardziej rozwinięte kraje Zachodu. Nie jest, ponieważ rozwinęliśmy medycynę do poziomu, w którym jesteśmy w stanie nie tylko utrzymać przy życiu nawet najsłabsze jednostki, ale też zapewnić im możliwość posiadania potomstwa. Dotyczy to ludzi, którzy poddani presji selekcji naturalnej, nie mieliby na to szansy – przede wszystkim dlatego, że nie dożyliby dorosłości. Jest to powód, dla którego przybywa ludzi cierpiących z powodu chorób zapisanych w genach, a także słabnie naturalna odporność ludzkich organizmów, które nie muszą się bronić same i liczą na pomoc z zewnątrz. Dowodem, że tak się dzieje, ma być między innymi rosnąca liczba dziedzicznych chorób psychicznych, które 100 lat temu uniemożliwiały normalne funkcjonowanie, a dziś są trzymane w ryzach z pomocą leków.
Jest to informacja, która może wpędzić w depresję i niektórzy rzeczywiście wyciągają z tego przygnębiające wnioski. Ich wizja przyszłości opowiada o powolnej, ale konsekwentnej degeneracji homo sapiens, który będzie coraz słabszy, coraz mniej inteligentny i coraz bardziej podatny na choroby. Długość ludzkiego życia będzie więc coraz krótsza. Większość znających się na rzeczy, nie poddaje się jednak pesymizmowi. I tak jak sir David Attenborough wskazuje, że nie tyle zatrzymaliśmy ewolucję gatunku, co przenieśliśmy ją na inny poziom – z biologii na kulturę.
Przestaliśmy po prostu – jako gatunek, a przynajmniej ta jego część, która żyje we względnej zamożności oraz wygodzie – odpowiadać na wyzwania ewolucji, nieświadomie poddając się jej presji. Wzięliśmy sprawy w swoje ręce i próbujemy okiełznać jej siły. Szukając na przykład metod pozwalających na manipulowanie genami, wydłużenie ludzkiego życia oraz zapanowanie nad gnębiącymi nas problemami. Kiedyś pojawienie się chorób – wspomnijcie choćby średniowieczne epidemie „czarnej śmierci” – powodowało, że o przetrwaniu decydowała naturalna odporność organizmu. Dziś decyduje o nim przede wszystkim dostęp do leków. O czym przekonuje choćby porównanie przebiegu epidemii AIDS w Europie i w Stanach Zjednoczonych oraz w Afryce.
***
Powodów do optymizmu jest w każdym razie więcej, niż tych do pesymizmu. I wprawdzie dziś jeszcze nie sposób powiedzieć, czy już niedługo ludzie będą żyli 150, 200, a może nawet 1000 lat, to da się napisać, że jest to wielce prawdopodobne. Można też dodać, że my najpewniej z tych odkryć nie skorzystamy, ale – żeby nie być zbytnim pesymistą – że jest spora szansa, byśmy także byli nieco do przodu. Trwają prace nad lekami, które (jeżeli zacznie się je brać w okolicach 40. lub 50. roku życia) wydłużą jego przewidywaną długość o 10 lat. Są już takie, które zadziałały u myszy, a teraz czekają na testy na ludziach. Oraz na postępy w innych dziedzinach, bo żeby cała rzecz miała sens, musimy nie tylko potrafić zapewnić sobie dłuższe życie, ale i to, by było to życie w pełni formy fizycznej oraz psychicznej. Dziś największą przeszkodą jest choroba Alzheimera.
Tomasz Borejza, Cooltura