31 stycznia Kamil Łuczak i Marek Michalak przechodzili przez most nad rzeką Ness w Inverness. Michalak wpadł do rzeki, kolega próbował mu pomóc, chwycił go za rękę i chciał wydostać z wody, ale nie był wystarczająco silny. Mężczyzna zniknął pod wodą. Mimo akcji poszukiwawczej, nie udało się odnaleźć Polaka. Tymczasem Kamila Łuczaka czeka deportacja do Polski.
Mężczyzna w Polsce odsiadywał wyrok za drobne przestępstwo. Po wyjściu z więzienia wyjechał na Wyspy i tutaj też ma na koncie zatargi z prawem. Obecnie przebywa w areszcie w Glasgow, gdzie czeka na procedurę deportacyjną.
W obronie Łuczaka wystąpiła Aldona Fryc-Danielewska z Polish Support Group w Inverness. Jej zdaniem po tej tragedii Łuczak cierpi na zespół stresu pourazowego i deportowanie go do Polski naruszyłoby prawa człowieka. – On musi być hospitalizowany w szpitalu psychiatrycznym, a nie deportowany – podkreśla i dodaje – Ten człowiek od czasu wypadku nie może spać ani jeść, jest kłębkiem nerwów. Co więcej – po powrocie do Polski Łuczak nie będzie tam ubezpieczony, nie ma gdzie wracać. Oznacza to, że wyląduje na ulicy jako bezdomny i na dodatek psychicznie niezdolny do samodzielnego funkcjonowania.
W sprawie Kamila Łuczaka Fryc-Danielewska współpracuje z polskim konsulem w Edynburgu.
kk, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.