Sprawą zajęła się m.in. Jo Stevens, minister sprawiedliwości w gabinecie cieni, która interweniowała w firmie Clearsprings Ready Homes, odpowiadającej za zakwaterowanie nowo przybyłych uchodźców. Firma, która ma kontrakt z Home Office, zapewniła, że rezygnuje z kolorowych opasek, które musieli nosić azylanci, aby na przykład dostawać posiłki.
- Zmuszanie azylantów, którzy nie mają prawa do pracy, ani nie otrzymują żadnych zasiłków, do noszenia tego rodzaju identyfikatorów przypomina niedawną aferę z pomalowanymi na czerwono drzwiami w domach uchodźców zakwaterowanych w Middlesbrough. W obu przypadkach tych ludzi naznacza się, robiąc z nich łatwy do namierzenia cel. Na szczęście dziś otrzymałam zapewnienie ze strony szefów Clearsprings, że azylanci w Cardiff nie będą musieli już nosić upokarzających opasek – mówi Stevens.
Obowiązkowe opaski
Sprawa opasek na wniosek Stevens ma stać się jednym z punktów dyskusji w brytyjskim parlamencie. Cała sprawa została opisania w niedzielnym wydaniu „Guardiana”. Uchodźcom z Cardiff zapowiedziano, że muszą nosić opaski cały czas, w przeciwnym wypadku nie będą dostawać jedzenia.
Pracownicy Clearsprings od dziś będą ręcznie sprawdzać tożsamość uchodźców, a w ciągu kilku tygodni azylanci mają mieć identyfikatory ze zdjęciem, które będą używane tylko w razie potrzeby, np. przy pobieraniu posiłków.
- Moi wyborcy w Cardiff są pełni życzliwości i hojności dla uchodźców, tymczasem sprawa opasek jest nadużywaniem podważającym nasze intencje. Zamierzam również skontaktować się z Home Office i uzyskać odpowiedzi na moje pytania dotyczące procedur monitorowania zleceń wykonywanych przez firmy zewnętrzne. Ciekawa jestem kto zaakceptował taki pomysł rodem z Cardiff – dodaje Stevens.
Ludzie drugiej kategorii
36-letni Eric Ngalle, zanim dostał oficjalny status uchodźcy w listopadzie ubiegłego roku, spędził miesiąc w Lynx House w Cardiff. Obecnie pracuje jako pisarz i przygotowuje sztukę teatralną wraz z Arts Council of Wales.
– Czas spędzony w Lynx House to był jeden z najgorszych okresów mojego życia. Nienawidziłem noszenia opasek i czasami odmawiałem tego. Wtedy nie dawano mi posiłków. Straszono nas też, że jeśli nie będziemy nosić opasek, to nasze dane zostaną zgłoszone w Home Office. Część obsługi bardziej drastycznie egzekwowała noszenie opasek. Składałem skargi do dyrekcji firmy, ale nie było żadnego odzewu. Droga z miejsca, gdzie byliśmy zakwaterowani do Lynx House, gdzie dostawaliśmy posiłki zajmowała nam około 10 minut piechotą. Musieliśmy chodzić po ulicy z tymi opaskami na rękach. Ruch był spory, dużo samochodów, pieszych. Często zdarzało się, że kierowcy na nas trąbili, a część z nich odsuwało szyby krzycząc, abyśmy wracali do swojego kraju.
- Opaski były w jaskrawych kolorach, miejscowi szybko je rozpoznawali, gdy szliśmy ulicami. Wiedzieli kim jesteśmy, gdzie mieszkamy i dokąd idziemy. Szybko więc staraliśmy się chować nadgarstki, aby ludzie nie widzieli opasek. To jawna dyskryminacja, a do tego szantaż. Nie masz opaski, nie dostaniesz jeść. Czuliśmy się jak ludzie drugiej kategorii. – mówi 41-letnia azylantka.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk