MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

05/11/2015 06:25:00

Angielski, czyli współczesna łacina

Angielski, czyli współczesna łacinaAngielski to drugi język Polaków. Jest to też światowy „lingua franca”. Dlaczego? Powód pierwszy to USA. Drugim jest to, że jest to język prosty. Choć nie wszystko jest w nim łatwe. Jest wymowa, w której pewne jest jedynie to, że nic nie jest pewne. Są wreszcie połykający głoski Brytyjczycy i mniej więcej 50 różnych dialektów, którymi się posługują.
Nauczanie języka angielskiego to biznes, który na całym świecie jest wart 6 miliardów funtów rocznie. Nie może być inaczej, bo to współczesna łacina. 2/3 ukazujących się na świecie artykułów naukowych to teksty anglojęzyczne. W Europie 50 proc. umów biznesowych jest sporządzanych po angielsku. Na świecie żyje od 300 do 400 milionów ludzi, dla których jest on pierwszym językiem, ale to i tak niewiele, bo w samych Chinach uczy się go więcej osób, niż mieszka w Stanach Zjednoczonych. O jego sile stanowi to, że od przynajmniej 200 lat mówią nim najpotężniejsze światowe imperia. Najpierw korona brytyjska. Później Ameryka.

Ale też to, że jest to język wyjątkowo łatwy, bo nie ma odmian oraz elastyczny, bo szyk zdań nie jest stały. – Fiński ma 15 różnych odmian, więc każdy rzeczownik różni się w zależności od przypadku. Wyobraźcie sobie, jak uczycie się 15 sposobów, żeby powiedzieć kot, pies, dom, itd... Angielski porzucił odmiany – napisał Bill Bryson w świetnej książce, którą zatytułował „The Mother Tongue”. Fiński mógłby w tym porównaniu równie dobrze zamienić na polski z odmianami rzeczowników uzależnionymi od tego, czy są one męskożywotne, męskoosobowe czy męskonieżywotne. Choć trudno jest znaleźć odpowiedniki tych słów. Jednak istotne jest nie samo odniesienie, a po prostu to, że dzięki porzuceniu odmian i kilku podobnym uproszczeniom angielski jest jednym z najłatwiejszych języków świata.

Powód był taki, że mięso, które produkowali Anglicy, jedli Normanowie. Tyle tylko, że nie był to jedyny efekt istnienia takiego rozdziału. Francuski jako język dworu był bowiem także językiem ludzi uczonych. To o jego poprawność dbano. To jego zasady kodyfikowano. To jemu forma pisana nadawała trwałą strukturę. W tym samym czasie język ludu, używany jako język mówiony, ulegał szybkim transformacjom i uproszczeniom. Był to czas, w którym zginęło wiele zasad utrudniających posługiwanie się tzw. staroangielskim. Pozostało za to wiele słów. Choćby nazwy dni, którym imiona nadali nordyccy i germańscy bogowie. Środa to dzień Wodana (dlatego WENDESday) czwartek to dzień Tora (THURsday), a piątek Freji (FRIday). Wtorek z kolei ma jeszcze wcześniejszą genezę, bo pochodzi od Tiwa, którego utożsamiano z rzymskim Marsem.

Po samych Rzymianach, pomimo że Wyspami rządzili przez całkiem długi czas, zostało bardzo niewiele. A do tego większość słów mających swoje źródło w Italli, dotarło do Anglii później. Na przykład swojski „garbage” – za Brysonem – trafił tam z Normanami, którzy wcześniej zaadaptowali włoskie garbuzo. To pochodziło ze starowłoskiego „garbuglio”, zapożyczonego z łaciny – od „bullire” (gotować). Wśród łacińskich zapożyczeń są jednak słowa bardzo istotne. Na przykład „salary”. Jego źródłem jest „salarium”, co oznacza dokładnie „solne pieniądze”, bo legioniści żartowali (albo i nie), że ich żołd wystarcza tylko na to, by kupić odrobinę soli.

Dwóch ojców

Z okresu francuskiej dominacji Anglicy wyszli właściwie z nowym językiem. I to językiem bardzo dobrym, bo prostym, który dopiero czekał na solidną kodyfikację. Lingwiści mówią o nim „średnioangielski”. Funkcjonowało już wówczas wiele słów, które wciąż są w użyciu. Tyle tyko, że niektóre miały nieco inne znaczenia. Np. odnotowano, że w 1290 roku słowem nice posługiwano się, by powiedzieć, że ktoś jest głupi. Schyłkowa forma średnioangielskiego przyniosła już wielkie dzieła literatury angielskiej, w tym przede wszystkim Geoffreya Chaucere'a, który jest uznawany za ojca wyspiarskiego pisarstwa i jego „Opowieści kanterberyjskie”. Jak wyglądał ówczesny język?

Tak:
„Whan þat Aprill with his shoures sote
Þe droghte of Marche haþ perced to the rote,
And baðed euery veyne in swich licour,
Of which vertu engendred is þe flour;”

Zrozumieliście coś? Jeżeli tyle co ja, to przede wszystkim „which”. Tylko trzeba pamiętać, że wówczas stosowało się je nie tylko do rzeczy, ale też do ludzi. Dlatego w angielskim „Ojcze nasz” da się znaleźć „Father which art...”. Jednak o ile Chaucere to dla Anglików ktoś w rodzaju połączenia Kadłubka, Reja i Kochanowskiego, to pisząc o ojcach ich języka, nie można pominąć także największego dramaturga, którego wydały Wyspy – Szekspira.

William Szekspir tworzył w formacyjnym okresie angielskiego. Wtedy, gdy tworzyły się zręby i zasady nowoangielskiego, które trwają do dziś. Część z nich przetrwała w mowie, inne tylko w pisowni. Tak jak  knee, knight, itd..., które czyta się bez „k” tylko dlatego, że w czasach Szekspira pierwsza sylaba nie była jeszcze niema i mówiono „kne”, „knajt”, itd... Z czasem „k” zniknęło z wymowy, ale zostało na papierze. Podobnych przykładów jest zresztą o wiele więcej, a wracając do dramaturga i jego roli w ewolucji języka angielskiego, to trudno ją przecenić. Wszystko za sprawą jego nieskrępowanej kreatywności. Naliczono, że w swoich sztukach użył 17677 słów. I teraz – uwaga! - co 10 z nich było nowe. Nie wszystkie się przyjęły, ale bardzo wiele tak. To on wymyślił np. słowo „homicide”. Wprowadził też do języka szereg zwrotów. By wymienić tylko: „to be in a pickle”, „flesh and blood”, „foul play”, „play fast and loose”, itd..., itp...

Radosna słowotwórczość była możliwa, bo dopiero upowszechnienie druku, wymusiło jaką taką standaryzację angielskiego. Jeszcze w XVII wieku było ponoć tak, że 50 mil od Londynu jego mieszkaniec w żaden sposób nie mógł się dogadać. Co się zresztą tak bardzo nie zmieniło, bo angielski i angielski to wciąż niekoniecznie jest to samo. Nietrudno to zauważyć. Najłatwiej jest w windzie. Tą pewnego razu podróżowałem z dwoma kolegami z pracy. Jeden był Szkotem, a drugi pochodził z Walii. Przez minutę lub półtorej (podobno Brytyjczyk może wytrzymać w ciszy co najwyżej cztery sekundy – później pyta o pogodę) zdążyli przeprowadzić całkiem długi dialog. Rzecz jednak w tym, że choć mówili do siebie i ze sobą, to mówili na zupełnie różne tematy. Panowie po prostu nie rozumieli się nawzajem, ale nie chcieli tego pokazać. A może uznali, że to po prostu nie jest istotne? Takie sytuacje nie są zresztą rzadkie, bo obok zalet są też problemy.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska