Gruźlicę kiedyś nazywano chorobą biedaków, ale obecnie każdy z nas może się nią zarazić. Jednak jak wynika z raportu London Assembly, w wielu dzielnicach Wielkiej Brytanii notuje się w ostatnim czasie dość wysoką liczbę zachorowań.
Jedna trzecia londyńskich dzielnic ma wysoki wskaźnik chorobowy – około 40 przypadków na 100 tys. mieszkańców. Ale w statystykach przodują takie rejony jak Newham, Brent, Hounslow, Ealing i Harrow, gdzie w niektórych szpitalach notuje się już ponad 150 przypadków na 100 tys. mieszkańców. To więcej niż notuje się w dużo biedniejszych rejonach świata – na przykład w Iraku czy Rwandzie.
To nie wina imigrantów ani uchodźców
Kto w UK znajduje się w grupie największego ryzyka zachorowania na gruźlicę? Z pewnością bezdomni, więźniowie, uchodźcy, imigranci i osoby zmagające się z uzależnieniami. Co ciekawe, w raporcie czytamy, że wśród osób urodzonych na Wyspach wskaźnik zachowania wzrósł, a z kolei w grupie osób urodzonych poza UK wskaźnik zmniejszył się. Autorzy raportu w ten sposób podkreślają, że winy za rozprzestrzenianie się gruźlicy w Londynie nie można zrzucić na imigrantów czy uchodźców.
Średnio w Newham notuje się prawie 107 przypadków gruźlicy na 100 tys. mieszkańców. Dla porównaniu wskaźnik dla Iraku wynosi 45, a dla Rwandy 69. Poza Londynem jest jednak lepiej – ogólnokrajowa średnia dla Wielkiej Brytanii to 13 przypadków.
Eksperci podkreślają, że nie tylko rosnąca liczba zachorowań w Londynie jest powodem do zmartwienia, ale również fakt, że coraz więcej szczepów choroby jest odpornych na antybiotyki. Powoduje to rosnące koszty leczenia – w skrajnych przypadkach leczenie jednego pacjenta może kosztować nawet 500 tys. funtów.
To właśnie dlatego przedstawiciele London Assembly apelują do władz miasta o edukowanie mieszkańców na temat gruźlicy i metod unikania tej choroby. Ich zdaniem wielu ludzi nie ma zielonego pojęcia, jak taka choroba się rozprzestrzenia. Zazwyczaj uważają, że zarazić się można przez ślinę, tymczasem główne kanały zarażenia to długotrwałe przebywanie z kimś kto kicha i ma kaszel.
- Nie mamy praktycznie żadnej profilaktyki, jeśli chodzi o tę chorobę. Do tego dochodzi niska świadomość i brak wiedzy, nawet wśród wielu lekarzy. Leczenie nowych szczepów jest kosztowne, długotrwałe i skomplikowane. To wszystko sprawia, że chyba najwyższa pora, aby władze Londynu zainteresowały się tym problemem. Póki nie jest za późno – mówi dr Onkar Sahota z London Assembly.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk