MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

26/10/2015 07:37:00

Felieton: Refleksje okołowyborcze

Felieton: Refleksje okołowyborczeNad Wisłą ponownie doszło do wyborów parlamentarnych. Nie pamiętam, które to już w „wolnej” Polsce i nie chce mi się sprawdzać. Wiem jedno – walka polityczna niezmiennie od ‘89 toczy się o to, kto kogo wydziobie z kurnika i jaką narrację nawinie szarej masie.
Wiem, że to populistyczny punkt widzenia, ale mimo wszystko – jak sądzę – zgodny z prawdą. Wierzę w ideowość paru osób przecierających sobie szlaki do dużej polityki, ale to prawdopodobnie nieliczne jednostki narażone na liczne kompromisy i innego typu pułapki. Nawet taki twardziel, jak Marian Kowalski ugiął się pod presją sondaży i rzucił Ruch Narodowy dla KORWIN-a, i nawet taki bystrzak jak Grzegorz Braun dał się wrobić w „romans” ze Stonogą. Siłę przebicia rozmaitych „niezłomnych” osłabia również fakt, że w polskim systemie politycznym, niemal na każdym odcinku ideologicznym, panuje kult wodza, który ogranicza możliwość konstruktywnej, wewnątrzpartyjnej współpracy. A wodzów jakich mamy, każdy widzi: jedni oscylują wokół „wzorca” cwanego sk*****la, a inni – niestabilnego maniaka.

Wodzowie, niezależnie od ich osobliwości, odgrywają w polityce bardzo pożyteczną rolę. Niestety nie z punktu widzenia interesu społecznego. Dzięki wodzom partie działają pod komendę i żadna płotka nie wystąpi przed szereg z niezależną opinią lub działaniem dla wspólnego dobra „nieuzgodnionym” wcześniej z prezesem. W takich warunkach wielogłos poglądów oraz indywidualne poczucie odpowiedzialności za losy kraju wśród członków partii to rzadkie wypadki przy pracy, mogące zakończyć karierę dzielnego posła – który zbyt rzadko odpowiada przed wyborcami, a zbyt często przed swoim szefem.

Na czym więc polega pożyteczna rola wodzów? To proste – na utrzymywaniu w ryzach żywiołu politycznego od lewa do prawa. Gdyby bowiem szaraczki z niższych szczebli hierarchii dziobania zaczęły dostawać wiatru w żagle, cała organizacja władzy, cały porządek sterowania społecznego mógłby runąć w gruzach i przerodzić się w wesołą anarchię. A tego byśmy nie chcieli, prawda? To znaczy my, jako społeczeństwo, może i byśmy chcieli – gdybyśmy byli dostatecznie samodzielni umysłowo i zdolni do współdziałania bez pośrednictwa „instytucji centralnych”. Ale z pewnością nie chcieliby tego błyskotliwi inżynierowie, którzy korzystają ze scentralizowanego modelu władzy, do projektowania świata na nowo. Żeby nie pozostawiać wątpliwości, wyjaśnijmy bez zaambarasowania, że błyskotliwi inżynierowie to ten ułamek społeczeństwa, który wedle niedawnego raportu Credit Suisse posiada ponad połowę globalnego bogactwa i z powodzeniem może sobie kupować media, instytucje, rządy oraz wszelkie niezbędne narzędzia sterowania polityką i społeczeństwem.

Oczywiście nie wypada nie docenić faktu, że w ostatnich latach na polskiej scenie politycznej zrobiło się dosyć kolorowo. I nie chodzi mi tu o tęczowe skojarzenia, ale o zwiększoną aktywność ugrupowań o postulatach odbiegających od lekkostrawnej, pseudocentrowej mamałygi. To zjawisko społecznie pożądane, ponieważ zaznajamia infożerkę z szerszym spektrum światopoglądowym niż opcje proberlińska i prowaszyngtońska. Z jednej strony cieszy mnie ta różnorodność, a z drugiej strony nie opuszczają antywodzowskie obiekcje: każda kolejna partia to tylko sformatowany pakiet światopoglądowy, dostosowany do wymogów społeczeństwa doby internetu, łaknącego odmiany od TVN-owsko-TVP-owskiej nudy. A każdy z tych pakietów firmuje człowiek łatwy – jak to człowiek – do zmanipulowania, sprowokowania, słowem: kontrolowania przez specjalistów od psychosocjotechniki.

Wyobrażam sobie, że wszystkie obecne w polityce ugrupowania partyjne stanowią coś w rodzaju elementów zestawu klocków Lego, przeznaczonego do zabawy dla dużych dzieci. Duże dzieci z zaangażowaniem bawią się tymi zestawami, zaprojektowanymi przez błyskotliwych inżynierów, i układają klocki według instrukcji z opakowania. Zabawa klockami może być rozwojowa – chyba że akurat dziecko mieszka w lepiance nieopodal dżungli i jego przetrwanie zależy bardziej od rozwijania umiejętności polowania na lwy i antylopy.

Może jestem przewrażliwiony, ale w czasach Starbucksa, McDonalda, Facebooka i wygodnych mebelków z Ikei wciąż postrzegam świat jako dżunglę, w której każdy na swój sposób walczy o przetrwanie, a samodzielność i przytomność umysłu są jednymi z najcenniejszych cech osobniczych – tym bardziej że dziś amunicją stała się (dez)informacja. Zaś łykanie jakichkolwiek poglądów w pakiecie i ślinienie się do „autorytetu” przywódcy lub partyjnego logo to coś na kształt umysłowej samokastracji.

Myśląc o lokalnej, w tym przypadku polskiej, scenie politycznej, warto mieć na względzie to, że międzynarodowa kasta inżynierów może niespodziewanie przeprowadzić twardy reset o zasięgu ogólnoświatowym. A wtedy wszelkie budowane z zaangażowaniem klockowe konstrukcje rozsypią się jak babka z piasku.

Dlatego pewnie i warto chodzić na wybory, ale nie warto się nadmiernie przejmować ich wynikami.

Pan Dobrodziej

PS Przepraszam, że tak bez odniesienia do wyników, ale jeszcze nie wiem, kto wygrał.
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska