Sprzątaczki z brytyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych skarżą się na niskie płace. Kobiety zatrudnione przez firmę wewnętrzną napisały pismo do ministra, w którym proszą o zwiększenie stawki godzinowej.
Czternaście kobiet sprzątających gmach brytyjskiego MSZ miało dość zarabiania 7,05 funta na godzinę. Sprzątaczki zatrudnione przez firmę zewnętrzną Interserve zdecydowały się o sprawie zawiadomić szefa resortu. W ten sposób Philip Hammond otrzymał pismo podpisane przez czternaście sprzątaczek, w którym proszą o zwiększenie stawki godzinowej.
Informacja o piśmie do ministra szybko dotarła do szefów Interserve, którzy wszczęli postępowanie wyjaśniające przeciwko swoim pracownicom. Każda ze „zbuntowanych” sprzątaczek została wezwana na indywidualną rozmowę.
Kobiety cały czas domagały się spotkania z ministrem, podczas którego chciały przekonać go do podniesienia ich stawek godzinowych do 9,15 funtów. Ich zdaniem taka stawka jest sprawiedliwa i zgodna z rekomendacją Living Wage Foundation, którą popiera ponad 2000 pracodawców, w tym ministerstwo ds. energii i zmian klimatycznych.
Zwolnienie zamiast spotkania
Niestety, z tego co wiadomo, do spotkania z Hammondem nie doszło, a trzy z czternastu sprzątaczek zostały zwolnione z pracy. Jedną z nich jest pochodząca z Ekwadoru 44-letnia Katy Rojas. Kobieta od szefów usłyszała tylko tyle, że musi odejść z pracy od nowego miesiąca. Oficjalnie Interserve zaprzecza, jakoby zwolnienia sprzątaczek miały związek z listem do ministra.
W uzupełnieniu listu do Hammonda, 44-letnia Rojas napisała m.in. „Moja ojczyzna, Ekwador, jest nazywana krajem Trzeciego Świata, ale tam sprzątaczki są lepiej traktowane niż tutaj. Nie rozumiem, dlaczego w Wielkiej Brytanii ma się nas za nic”.
Rojas w rozmowie z dziennikarzami potwierdziła, że po wybuchu afery z listem miała rozmowę z dwoma członkami zarządu Interserve, które odbyło się w tym samym budynku ministerstwa, który sprzątała wraz z koleżankami. Panowie powiedzieli jej, że złamała warunki swojego kontraktu, a w dodatku „zawstydza ich przed dyrektorem finansowym”.
- Pokazali mi list do ministra i spytali czy go podpisałam. Potwierdziłam. Powiedzieli mi, że mój bezpośredni szef miał ze mnie niezły ubaw i żebym nie liczyła na cokolwiek od ministra – dodaje była sprzątaczka.
Co się stało z listem do Hammonda? Urzędnicy przekazali go firmie sprzątającej. Rzecznik resortu również zapewnia, że zwolnienia w firmie Interserve nie miały nic wspólnego ze sprawą listu.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk