Z Miriam Shaded na pewno będzie teraz sporo rycia, albowiem ta urodziwa niewiasta zasiliła ostatnio szeregi partii KORWiN. A że zbliżają się wybory i walka polityczna się zaostrza, redakcyjne burki (nie mylić z l.mn. od „burka”) szczekają coraz głośniej – w celu przepędzenia widma neonazizmu.
Neonazizm to m.in. nieaprobatywny stosunek do „uchodźców”, wśród których dominują młode, dziarskie chłopaki z Maghrebu i Lewantu, pozujące na wojennych niedobitków w celu załapania się na niemiecki i skandynawski socjal – Polska (na szczęście w nieszczęściu) wydaje im się niedostatecznie luksusowa, by zatrzymywać się w niej na dłużej. Zresztą nie ma się ich o co czepiać. Wszak, podobnie jak większość z nas, walczą oni o lepszy byt, tyle że w mniej dogodnych okolicznościach życiowych. No i jeszcze nie zaczęli nam podrzynać gardeł. Niestety stachanowcy z Brukseli pracują na wysokich obrotach, by to zmienić.
Spędzanie muzułmanów z krajów przeoranych amerykańskimi misjami pokojowymi – przy świadomości, że wielu z nich nauczyło się obsługi kałasznikowa w wieku, w którym my uczymy się przewrotu w przód – na tereny spasionej socjalem i zidioconej politpoprawnością Europy to coś w stylu detonacji społecznej bomby atomowej. Coś w stylu, bo bomba robi bum niezwłocznie, a procesy społeczne są jednak rozłożone w czasie.
Przeprowadzanie demograficzno-kulturowej demolki w Europie to pewnie jeszcze nie powód, żeby mówić o globalnej wojnie. Z drugiej strony, Europa to jedno z nie tak wielu miejsc na naszej planecie, gdzie w ogóle jest coś do demolowania. W Trzecim Świecie w ostatnich latach wyrosło co prawda parę metropolii, ale to wciąż oazy luksusu na rozległych połaciach nędzy, a rozwarstwienie społeczne w takich Chinach, Indiach, Meksyku czy (zbiorczo) Afryce jest wyższe niż tamtejsze drapacze chmur. W porównaniu z Europą – lub: niedawną Europą – większość tych regionów to tykające bomby, gotowe eksplodować w każdej chwili. Do czynników ekonomicznych dorzućmy waśnie etniczne, scysje religijne, konflikty graniczne – i już rysuje nam się elegancki system zapalników.
Można się oczywiście uspokajać, że tego typu napinki i niepokoje to sytuacje izolowane, które mogą nafajdać w regionie, ale nie rozleją się na inne kontynenty. Tylko że to bujda, czego przykładem są choćby: europejski „kryzys imigracyjny”, „kryzys ukraiński”, który jeszcze bardziej pompuje wojenno-światowe strachy, a przede wszystkim „złoty wiek” terroryzmu, zainicjowany przez amerykańską politykę międzynarodową co najmniej ostatnich 20 lat (inwazje na Irak, Afganistan, finansowanie „opozycji demokratycznych” i wspieranie przewrotów w Afryce i Azji).
Jeśli połączyć nasilający się europejski bardak, paninwazyjność amerykańskiej „demokracji” oraz społeczno-polityczną niestabilność rozległych regionów świata, można odnieść wrażenie, że faktycznie uczestniczymy w czymś na kształt uwertury do trzeciej wojny światowej. Niekoniecznie takiej, w której na linii Moskwa-Waszyngton-Pekin będą latały bomby atomowe, ale może takiej, w której masowe rozruchy społeczne będą przeplatać się z regionalnymi konfliktami zbrojnymi, a „synergia” owych wydarzeń przeora oblicze tej Ziemi do nierozpoznawalności.
Pan Dobrodziej
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.