Odpowiedź jest oczywista, ale nie dla wszystkich. Rosnąca sieć dobrze prosperujących polskich biznesów na Wyspach, obecność Polaków w życiu społecznym, działalność zarówno w polskich, jak i brytyjskich instytucjach charytatywnych, to tylko kropla w morzu podejmowanych działalności przez Polaków na Wyspach. I chociaż większość z nich już zadecydowała, że o powrocie do kraju nie może być mowy, że ich ośrodki życiowe znajdują się w Wielkiej Brytanii, a oni sami swoją przyszłość oraz przyszłość swoich dzieci wiążą właśnie z tym krajem, to jednak duży odsetek z nich mając na uwadze budowanie tożsamości swoich pociech, zapomina (?), albo zsuwa na margines znajomość przez nich języka polskiego. Mówią, że wystarczy dzieciom angielski, wszak to język, którym porozumiewa się ponad połowa świata, a polski znają z domu i że nauczyły się już pisać i czytać po polsku.
- Rodzice zapominają o tym, że im więcej zna dziecko języków obcych, tym ta wiedza stanowi o jego bogactwie, jest dla niego szansą na lepszą przyszłość. Język to kod, to przepustka do porozumiewania bez barier, to często klucz do sięgania po wymarzoną posadę w życiu dorosłym, to rozwój i szansa na lepszą przyszłość – mówi Agata Kluzek, nauczyciel polonijny. Kluzek dodaje, że nawet jeżeli dziecko na gruncie rodziny porozumiewa się w języku polskim, to czyni to na poziomie leksykalnym domu, a przecież tak samo Polacy, jak i Anglicy, czy rodziny innych narodowości, kaleczą swój ojczysty język. Ilu z nas posługuje się poprawnie polszczyzną, nie zniekształca, nie wprowadza do języka słów obcojęzycznych, szczególnie tu na emigracji, kiedy często słyszymy i to właśnie na gruncie polskich rodzin, konwersacje ponglisz. – Jedyny ratunek to polska szkoła. Ratunek i inwestycja, która się w przyszłości opłaci, i to na kilku frontach – podkreśla Kluzek, w której opinii mądry rodzic nie zastanawia się, nie roztrząsa, nie przelicza groszowych wydatków w skali roku na edukację dziecka w polskiej placówce. Mądry rodzic myśli nie o teraźniejszości, ale o przyszłości swojego dziecka. Ma na uwadze relacje ze swoimi dziećmi nie tylko tu i teraz, ale również w przyszłości, kiedy te dzieci będą już dorosłe.
Polska szkoła uczy i bawi...
Nauczyciele szkół polonijnych podkreślają, że znajomość języka ojczystego rodziców to więź, dziedzictwo, czyli najwyższa wartość, w którą małym kosztem, odrobiną woli możemy wyposażyć swoje dziecko. I ich zdaniem nie ma sensu zastanawiać się również nad wyborem szkoły, czy korepetycji. Bo to tak, jakby mając wybór wyjścia do prestiżowej restauracji, wybrać przekąskę w fast foodzie. Szkoła to prestiż, instytucja oferująca profesjonalne wsparcie na kilku poziomach (dwujęzyczność, znajomość języka i kultury rodziców, możliwość zdawania egzaminu z języka polskiego w brytyjskiej szkole na poziomie GCSE oraz A-level – przy. red.) nie tylko dla jej uczniów, ponieważ wiele szkół oferuje edukację i pomoc także rodzicom.
Zdaniem Aleksandry Podhorodeckiej – prezes Polskiej Macierzy Szkolnej, organizacji od ponad 62 lat wspierającej edukację polonijną na Wyspach Brytyjskich, polska szkoła sobotnia to wspólnota, to wiązanie dziecka ze środowiskiem polskim, przekazywanie mu wartości polskich, poznawanie kraju ojczystego z nauczycielem, rówieśnikami w klasie. To świadomość, że mieszkając w Anglii, mogą również czuć się Polakami i być z tego faktu dumni. Podobnego zdania są pracownicy szkół polonijnych, psychologowie i osoby zaangażowane w podtrzymanie polskiego ducha i poszerzanie pojęcia polskości wśród dzieci i młodzieży mieszkających na Wyspach Brytyjskich. – Dziecko nieuczęszczające do szkoły uczy się języka (języka polskiego – przy. red.) na poziomie leksykalnym domu, co powoduje, że nie będzie miało w przyszłości odpowiedniego zasobu słów. Jego język będzie ubogi, może zdarzyć się, że niepoprawny, bo zbyt potoczny, ale największym zagrożeniem jest to, że dziecko uczy się języka ze słuchu i tylko do pewnego poziomu. W momencie, kiedy przestanie w tym języku mówić, przestanie go ćwiczyć – jego język ojczysty zaniknie – przekonuje Anna Jurek psycholog kulturowy. Z kolei Katrzyna Łękarska – dyrektor Szkolnego Punktu Konsultacyjnego im. Lotników Polskich przy Ambasadzie RP w Londynie wyliczając zalety uczestnictwa w zajęciach szkoły sobotniej, argumentuje, że praca w grupie dodaje energii i motywacji. Jej zdaniem istnieje więcej możliwości gier, zabaw i konkursów. Bardzo ważnym elementem jest także element współzawodnictwa. Obecność innych uczniów w klasie dopinguje do osiągania lepszych wyników. Łękarska podkreśla, że musimy pamiętać, że w chwili rozpoczęcia przez dziecko edukacji szkolnej, do grona jego pedagogów wkracza nie tylko nauczyciel, ale również rówieśnicy. Dziecku łatwiej jest naśladować i analizować postępowanie rówieśnika niż osoby dorosłej, gdyż nie występuje drastyczna różnica wiedzy i doświadczeń. Rówieśnicy są dla dziecka źródłem pomocy, ponieważ doświadczają podobnych wymagań ze strony dorosłych i podobnych trudności w ich spełnianiu. W kontaktach z rówieśnikami dzieci często zabierają głos, a ich wypowiedzi są dłuższe, bardziej spójne i zróżnicowane gramatycznie.
Chrząszcz brzmi nie tylko w trzcinie...