Poniżej publikujemy w całości list, jaki otrzymaliśmy, w sprawie wydarzeń 20 sierpnia.
Droga redakcjo, piszę do was, bo jestem bardzo załamana tym, co się stało dziś w Londynie w związku ze strajkiem Polaków. Miał być hałas, wielkie zjednoczenie i wspólna walka o lepsze jutro na Wyspach. Wyszło jak zawsze czyli pod parlamentem pojawiła się tylko garstka protestujących. Gdzie były te tysiące osób deklarujących w sieci swój udział w wydarzeniu? Zastrajkowały przeciwko strajkującym? Nie. Po prostu nie dały się nabić w medialną butelkę.
Od rana na polskojęzyczne fora i strony dotyczące strajku pojawiały się wpisy tych którzy mieli wziąć udział w proteście a którym nie udało się przybyć na miejsce. Imigranci tłumaczyli, że nie mogli wziąć wolnego, że szef nie dał się przekonać, że nie chcą ryzykować utratą pracy. To, że tak się stanie i że niewielu Polaków pojawi się pod Westminsterem było do przewidzenia. Mniej czy bardziej pewien etat jest na wagę złota. Kiedyś, jak na posadę zajmowaną przez Polaka nie czyhało dziesięciu Litwinów czy Czechów można było sobie pozwolić na wyegzekwowanie urlopu na życzenie. Teraz? Nie bardzo.
Wiedzą o tym wszyscy uczciwie pracujący imigranci z Polski. Polonijna prasa też wie, która mimo tego kwestię strajku rozdmuchała do granic niemożliwości. Atmosferę do czerwoności podgrzewały przede wszystkim publikowane prawie codziennie artykuły „Polish Express” (może nie do końca formalnego, ale na pewno medialnego patrona wydarzenia) pod którymi pojawiały się dziesiątki komentarzy. Też tych negatywnych, zawierających sensowne argumenty przemawiające żeby protestu nie organizować. Niestety takie opinie w odróżnieniu od komentarzy zaczepnych noszących znamiona nędznego trollingu znikały szybciej niż się pojawiały.
Sprytni wydawcy musieli o strajku pisać, nie mogli udawać, że protestu nie będzie. Nie pozwalały im na to słupki statystyk i instynkt samozachowawczy. Mamy sezon ogórkowy i zwykle o tej porze roku każdy względnie chwytliwy news jest na wagę złota. Poza tym czytelnicy są już znudzeni artykułami o kolejnym psie pogryzionym przez dziecko czy naciągaczce, która zrobiła sobie cycki za benefity. Ludzie chcą nowości, medialnie nagłośnionych igrzysk. Takich jak strajk Polaków, który od początku był wielkim niewypałem.
Ktoś może być za, ktoś przeciw protestom imigrantów. Sama idea była ciekawa. Gorzej z organizacją, ale to nie brak koordynacji wykończył wydarzenie. To media, które kolejny raz zadziałały na naszą szkodę.
Redakcje, zwłaszcza polonijne, musiałyby gremialnie upaść na głowy żeby uwierzyć w powodzenie tego przedsięwzięcia. Każdy kto pracuje w sieci, prowadzi aktywną stronę i jako tako choćby orientuje się w specyfice wydarzeń organizowanych za pośrednictwem serwisów społecznościowych, wie, że podobne akcje rzadko kiedy wieńczone są spektakularnym finałem. Tak jest po prostu. Chętnie deklarujemy, że weźmiemy udział w zbiórce pieniędzy, ratowaniu schroniska czy koncercie, zbierają się nas na Facebooku tysiące, a na faktycznym wydarzeniu pojawia ledwo garstka.
To media, nie Polaków, którzy nie wzięli udział w strajku bo bali się utraty pracy, obwiniać należy za to, że protest okazał się niewypałem i że daliśmy brytyjskim tabloidom kolejny powód do pisania paszkwili o niewdzięcznych imigrantach.
To się nie mogło udać w takiej formie w jakiej było planowane.
Pod brytyjskim parlamentem pojawiło się ledwo kilkanaście strajkujących i spore grono dziennikarzy uzbrojonych w aparaty i kamery. Reporterzy chcieli porozmawiać z protestującymi, zrobić im kilka ujęć. Z nagrań umieszczonych w sieci wychodzi, że udało im się porozumieć z zaledwie kilkoma z i tak nielicznych protestujących. Oglądając filmiki z zajścia na YouTube można wyraźnie usłyszeć jak strajkujący proszą aby ich nie nagrywać i żeby nie robić im zdjęć. Tak jakby w trakcie całego zamieszania się rozmyślili i uznali, że już nie chcą rozgłosu, a raczej jakby zdali sobie sprawę z tego, że ich protest to karykatura zrywu a nie wielkie zjednoczenie i początek walki o lepsze jutro.
Idę o zakład, że bez medialnej wrzawy i przy podobnym, a więc praktycznie żadnym, systemie koordynacji protest cieszyłby się podobną frekwencją. To, że akcji patronował polonijny tytuł, że praktycznie codziennie pojawiały się newsy o strajku i podgrzewające atmosferę artykuły zadziałało to na szkodę nas wszystkich. Bez tego brytyjskie tytuły nie podchwyciły by tematu, skończyło by się cichą klapą. A tak tąpnięcie towarzyszące upadkowi od początku skazanej na porażkę inicjatywy dało się słyszeć w całej Wielkiej Brytanii i w Polsce.
Wyszło tak jak u Wyspiańskiego:
„Miałeś, chamie, złoty róg,
miałeś, chamie, czapkę z piór:
czapkę wicher niesie,
róg huka po lesie,
ostał ci się ino sznur,
ostał ci się ino sznur”
Pozostaje albo skorzystać ze sznura albo zakrzyknąć tradycyjne „nic się nie stało, Polacy”. Jest jeszcze jedno rozwiązanie, można też „nie dać się schamieć”: przełknąć łzy, zacisnąć zęby, wziąć się do roboty, podnosić kwalifikacje, lepiej się organizować i nie dawać się prowokować.
Mamy nauczkę na przyszłość. Nie pozwólmy się wkręcać w akcje nie mające szans na szczęśliwy finał, nie pozwólmy sobą manipulować mediom walczącym nie o lepsze jutro, ale o wyższe statystyki kliknięć w newsa. Żyjmy godnie i dostatnie z podniesionymi głowami. Nie dajmy kretyńskim brytyjskim tabloidom kolejnych pretekstów do pisania o Polakach jak pijakach i miernotach żyjących na koszt państwa, które nie jest ich państwem, ale które ich przyjęło i które nikogo nie zatrzymuje na siłę. Zwłaszcza internetowych krzykaczy i medialnych podjudzaczy.
Joanna Orzechowska
Ps. Tego maila wysyłam do największych polonijnych redakcji z ciekawością, która z nich odważy się przedstawić moje zdanie.