ULEZ miałaby objąć zaledwie część powierzchni obecnej strefy niskoemisyjnej – tereny Westminsteru i City oraz fragment południowego wybrzeża Tamizy od Vauxhall Bridge po Tower Bridge. Na jej terenie obowiązywać będą jednak znacznie ostrzejsze niż obecnie limity emisji. Zmiany dotyczą przede wszystkim diesli. Wszystkie pojazdy z takimi silnikami będą mogły poruszać się po centrum miasta tylko pod warunkiem wypełnienia normy Euro VI. W praktyce będą to jedynie samochody wyprodukowane od jesieni tego roku.
Pomysł ten ma rzecz jasna zarówno zwolenników jak i przeciwników. Ci pierwsi twierdzą, że decyzja burmistrza jest i tak zbyt późna, a strefa objęta ULEZ powinna być taka sama jak obecnie istniejąca strefa niskoemisyjna.
Ten ostatni argument powtarza się również w raporcie przygotowanym przez London Assembly i nie jest wykluczone, że w ostatecznej wersji ULEZ nie zostanie rozszerzona do granic obecnej strefy niskoemisyjnej. Oprócz tego raport zaleca również podwyższenie proponowanych opłat za wjazd do strefy dla pojazdów nie spełniających norm emisyjnych, które w obecnym projekcie wynoszą 12,5 funta za dzień dla samochodów osobowych i dostawczych oraz motocykli oraz aż 100 funtów dziennie dla samochodów ciężarowych oraz autobusów.
Strefa pełna znaków zapytania
Zdaniem przeciwników, a w najlepszym razie sceptyków idei ULEZ, wprowadzenie jej od 2020 roku jest zdecydowanie przedwczesne. Obawiają się oni przede wszystkim, czy do tego czasu możliwe będzie zmodernizowanie flot pojazdów, które muszą poruszać się po centrum miasta. Chodzi przede wszystkim o pojazdy dostarczające różnego rodzaju zaopatrzenie, ale również taksówki, radiowozy policji, karetki czy wozy straży pożarnej.
Ich zdaniem, chcąc zachować ideę strefy, nie można również robić wyjątków od ustalonych reguł dla autobusów komunikacji miejskiej, a warto tu zaznaczyć, że norm ULEZ nie spełnią nawet najnowocześniejsze we flocie transportowej miasta autobusy Routemaster.
Ma to się zmienić już jesienią tego roku, gdy chińska firma BYD dostarczy Londynowi pięć pierwszych w pełni elektrycznych doubledeckerów. Będzie to pierwszy tego typu autobus na świecie. Chińskim konstruktorom jako pierwszym udało się usprawnić akumulatory pojazdów na tyle, że przestaną być konieczne baterie instalowane na dachu. Warunek ten był do tej pory przeszkodą dla wprowadzenia elektrycznych autobusów w Londynie – z akumulatorami na dachu nie mieściłyby się one pod wieloma londyńskimi wiaduktami.
Co ciekawe Chińczycy docelowo rozważają przeniesienie tych autobusów do Wielkiej Brytanii, uzależniając tę decyzję od skali zainteresowania lokalnego rynku.
Innym wyzwaniem nie do pokonania w tak krótkim okresie ma być, według sceptyków wprowadzenia ULEZ, możliwość zapewnienia odpowiedniej liczby punktów szybkiego ładowania samochodów elektrycznych oraz stacji tankowania wodoru, co jest niezbędne dla uniknięcia paraliżu komunikacyjnego w centrum stolicy.
Wątpliwości co do wprowadzenia zaostrzonych regulacji mają też mieszkańcy centrum Londynu. Mieliby oni co prawda otrzymać dodatkowe trzy lata na wymianę samochodów na spełniające nowe wymogi, ale nie zmienia to faktu, że pomysł ten nie cieszy się wśród nich wielkim poparciem.
Zadowoleni nie będą także taksówkarze. Burmistrz Londynu obiecał im co prawda okres przejściowy na dostosowanie floty do nowych wymogów, ale zaproponował również, by wszelkie nowe pojazdy starające się o licencję od stycznia 2018 roku spełniały już nowe wymogi emisyjne. Zachętą dla właścicieli taksówek ma być specjalny fundusz z budżetem wartym 25 mln funtów, który ma oferować wsparcie dla tych, którzy zdecydują się zainwestować w nowoczesne pojazdy.
Z proponowanych zmian nie cieszy się także branża motoryzacyjna, która i bez tego musi zmagać się z malejącą popularnością samochodów napędzanych olejem napędowym.
Dla wszystkich jasne jest, że samo wprowadzenie strefy o zaostrzonym rygorze emisji nie rozwiąże problemów Londynu z jakością powietrza. Do tego potrzebne są szeroko zakrojone działania o charakterze ogólnokrajowym, jak choćby wsparcie dla nisko- lub zeroemisyjnych środków transportu, a wręcz kontynentalnym. Brytyjska stolica daje jednak w ten sposób kolejny sygnał, że nie chce by na trwałe przylgnął do niej tytuł jednego z najbardziej zanieczyszczonych miast świata.
Marcin Szczepański, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.