Jednocześnie nic nie wskazuje, żeby trend się odwrócił. Wprawdzie władze miasta przewidziały nowe miejsca pod zabudowę, ale dotyczy to takich przestrzeni jak np. obrzeża Barking. Umiarkowanie atrakcyjne i wciąż drogie, bo biorąc pod uwagę ceny gruntów, za własne M i tak trzeba będzie tam zapłacić od 300 tys. funtów w górę. Za te same pieniądze można mieć dom z 5 sypialniami w Ipswich, hektarową działkę z domem pod Aberdeen albo... czterogwiazdkowy pensjonat w Walii.
Nic dziwnego, że Anglicy mówią już o exodusie z Londynu, który odbywa się według stałego schematu. Stolica to doskonałe miejsce do życia dla młodych, więc ci – póki tacy są – pozostają w niej. Jednak w miarę upływu lat narasta fala wyprowadzek. Dotyczy to przede wszystkim osób między 30 i 35 rokiem życia.
– Czy można rozsądnie zakładać, że głównym powodem tego, że ludzie kończący 30 lat opuszczają Londyn jest to, że założyli rodzinę? Czy to rozsądne zakładać, że powodem, dla którego wyjeżdżają jest to, że nie mogą sobie pozwolić na wystarczająco dużo miejsca w Londynie? Czy to rozsądne sugerować, że rosnące ceny nieruchomości wypychają rodziny z miasta? – pytał niedawno Henry de Queteville z „Daily Telegraph” i sam sobie odpowiadał: tak, to rozsądne. I ma rację. Nowe priorytety każą im po prostu przedkładać pięć sypialni w Ipswich nad noce na Soho.
Czy jest z tej sytuacji wyjście? Może być. Pytanie tylko czy dobre. We wszystkich debatach powracają dwa komplementarne rozwiązania. Według pierwszego zabudowa jednej mili pasa zieleni wokół Londynu pozwoliłaby zbudować 1 mln mieszkań, co – przynajmniej na jakiś czas – złagodziłoby problemy mieszkaniowe stolicy. Drugie wskazuje na konieczność budowy w górę i stawiania wysokościowców. Jako miejsce wskazuje się przede wszystkim drugą strefę – na ogół tę jej część, która leży na południowym brzegu rzeki. To napotyka na opory tych, którzy chcą chronić tradycyjną niską zabudowę miasta, ale spotyka się z uznaniem jego władz. Jest jeszcze wyjście paryskie. Tam w sporej odległości od starego centrum, postawiono zupełnie nowe i bardzo wysokie dzielnice. Zakładając, że jedynym co będzie potrzebne, by je połączyć, jest doskonała komunikacja.
O tym się jednak nie mówi. Może i dobrze, bo Paryż to także bardzo drogie miasto. I należy się raczej spodziewać, że Londyn wkrótce zacznie piąć się w górę znacznie szybciej niż dziś.
Jednak czy to wystarczy, by ten przestał być miejscem do życia przede wszystkim dla ludzi młodych i bogatych? Trudno powiedzieć, ale to raczej wątpliwe. Tak długo, jak długo będzie tętnił życiem, tak jak teraz, znajdą się chętni, by zapłacić więcej za mieszkanie w stolicy. Jakby nie patrzeć, jest to bowiem coś za coś. Za pieniądze dostaje się możliwości, o których niektórzy mówią, że leżą na ulicy. Ale i to, że nuda jest ostatnią rzeczą, której można się w Londynie spodziewać. A większości szukających dużych metraży pozostanie wyprowadzka, bo większość milionów nie zarobi.
A na koniec – pytanie, które prof. Edward Glaeser zadał w bestsellerze „Triumph of the City”.
Czy Londyn to luksusowy resort?
Tomasz Borejza, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.