Podobnie jest z jego stosunkiem do mniejszości homoseksualnych. Niegdyś w swoich felietonach wyszydzał środowiska LGBT, ale dziś jest dużo bardziej liberalny w tych sprawach. Sam mówi, że to w dużej mierze zasługa jego żony oraz obcowania z bardziej liberalnymi londyńskimi środowiskami. Johnson nie unika też zajmowania zdecydowanego stanowiska w głośnych sprawach. Gdy na początku czerwca noblista Tim Hunt stracił pracę na University College London po wypowiedziach o tym, że „z kobietami jest problem w laboratoriach”, ponieważ „często się zakochują i płaczą po krytyce”, Johnson wziął go w obronę. Przytoczył nawet badania z Uniwersytetu w Tilburgu, że rzeczywiście – kobiety płaczą co najmniej kilka razy częściej niż mężczyźni.
Przez „Brexit” na Downing Street?
Mimo tego, że David Cameron wygrał ostatnie wybory, jego przyszłość w partii wcale nie jest pewna. Większość komentatorów politycznych uważa, że to, czy uda mu się utrzymać na stanowisku zależy od wyników referendum w sprawie wyjścia z Unii. Bo choć na europejskich salonach Cameron uznawany jest za czołowego eurosceptyka, to w swojej partii jest bezustannie krytykowany za miękkość w sprawie „Brexitu”. Dlatego na główną twarz kampanii za wyjściem Wielkiej Brytanii z Unii wyrasta właśnie Johnson. Gdy Cameron podejmował zakulisowe działania, by zakazać jego ministrom opowiadać się za wyjściem królestwa z UE, Johnson powiedział wprost, że członkowie rządu powinni mieć możliwość zajmowania swojego stanowiska w tej sprawie. Niewykluczone, że to początek jego publicznych polemik z premierem. Jak się zakończą? Choć Cameron delikatnie dawał do zrozumienia, że to jego ostatnia kadencja jako premiera, to w Partii Konserwatywnej coraz częściej słychać głosy, że zmiana jest potrzebna wcześniej. Cameron zdaje sobie sprawę, że nie tylko wyjście Wielkiej Brytanii z Unii może zakończyć jego karierę.
Paradoksalnie, gdy Brytyjczycy jednak zdecydują się pozostać w UE, mocna eurosceptyczna frakcja konserwatystów również będzie mogła się domagać głowy Camerona. Czas wydaje się działać na korzyść Johnsona. Jego kadencja jako burmistrza Londynu kończy się w maju 2016. Referendum unijne odbędzie się w 2017 roku. Wydaje się więc, że burmistrz będzie miał czas, by zaangażować się w kampanię i przygotować ewentualną sukcesję Camerona. Oczywiście łatwo mu nie będzie, tym bardziej, że ma mocną konkurencję w partii. Nie jest tajemnicą, że liderem konserwatystów i przyszłym premierem bardzo chce zostać również Theresa May, obecna sekretarz ds. wewnętrznych w rządzie Camerona. Choć nie ma charyzmy Johnsona, w niektórych sondażach to właśnie ją wyborcy preferują jako przyszłego premiera. Sama buduje swój wizerunek jako twardej damy brytyjskiej polityki. Może jeszcze nie na miarę Margaret Thatcher, ale na pewno kogoś w rodzaju brytyjskiej Angeli Merkel.
Ten pojedynek rozstrzygnie się w ramach Partii Konserwatywnej, ale jedno jest pewne – Johnson ma mocne wsparcie Londyńczyków. W sondażu YouGov z początku roku, 60 procent mieszkańców stolicy uważa, że burmistrz dobrze wykonuje swoją pracę. Przeciwnego zdania jest niecałe 30 procent. To duży sukces, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że mówimy w końcu o konserwatyście na czele bardzo liberalnego miasta. Można więc założyć, że przeciętni Brytyjczycy, w końcu dużo bardziej zachowawczy, byliby z przywództwa zadowoleni jeszcze bardziej. Sam komentował szanse zostania premierem w swoim stylu: „bardziej prawdopodobne jest odnalezienie Elvisa na Marsie”.
Mateusz Madejski, Cooltura
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.