MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

01/06/2015 08:35:00

Felieton: Z tęczy pod rynnę

Felieton: Z tęczy pod rynnęŚwiat postępowy celebruje swój kolejny sukces. W Irlandii zalegalizowano „małżeństwa” jednopłciowe. Gdyby było to ostatnie słowo rewolucji obyczajowej, pewnie nie byłoby szczególnego powodu do dymu, ale przecież to tylko jeden z wielu słupów milowych na drodze do kulturowego armagedonu, przy którym Sodoma to zwykły peep-show.
Irlandia poparła homozwiązki dość zdecydowanie. Na „tak” zagłosowało 62,1 proc. uczestników referendum przy frekwencji ponad 62 proc. W niektórych okręgach stołecznych poparcie wynosiło nawet 80–90 proc. Wiadomo – ryba psuje się od głowy. Na szczęście od procesów psujnych wciąż chroni się głowa Kościoła Katolickiego (zapraszamy do hejtu w komentarzach), czyli – kolegialnie rzecz biorąc – Watykan, który ustami swojego sekretarza stanu, kardynała Pietro Parolina, oświadczył, że „wynik przeprowadzonego w Irlandii referendum w sprawie legalizacji małżeństw osób tej samej płci to porażka ludzkości”.

Takie dictum brzmi pocieszająco w kontekście plotek rozpowszechnianych przez „New York Times”, jakoby papież Franciszek za czasów argentyńskich opowiedział się za legalizacją związków partnerskich dla osób tej samej płci. Nie podejrzewam zresztą, żeby NYT specjalnie podkręcał, bo przecież obecna głowa KK nie dalej jak dwa lata temu oznajmiła, że „nie potępia” księży gejów. Że nie potępia – to może i dobrze, wszak po chrześcijańsku. Trudno jednak nie odczytać tej wypowiedzi jako votum separatum wobec stanowiska Benedykta XVI, który przed udaniem się na emeryturę oświadczył, że mężczyźni preferujący mężczyzn nie powinni zostawać duchownymi. Reasumując, Kościół na razie w miarę skutecznie broni się przed podjazdami tęczowego zakonu, jednak nie wiadomo, jak długo i czy w rozmaitych tajnych kancelariach nie wykluwają się projekty zawieszenia broni.

Tymczasem wojna kulturowa trwa i jakby człowiek w życiu nie szwejkował, trudno mu się o nią nie otrzeć. Ja wprawdzie po barykadach nie chadzam, ale lubię przywalić klawiaturą – co zresztą chętnie uczynię, tym bardziej że właśnie zjadłem śniadanie. W zasadzie co tu dużo walić, sprawa jest prosta: dasz palec, urwą ci rękę. Jeśli ktoś serio myśli, że w tym całym emancyhomo idzie wyłącznie o „równouprawnienie” uciskanych gejów, żeby pary – albo i wielokąty – LGBT mogły bezstresowo przechadzać się w świetle tęczy, zaciągać wspólnie kredyty, dziedziczyć po sobie itp., to chyba nie dociera mu do mózgu glukoza. Niestety od nadmiaru telewizji lud nabawił się krótkowzroczności i nie kontaktuje dalej niż parę dni naprzód. A już „widzenie peryferyjne”, rozumienie kontekstów – w tym przypadku polityczno-kulturowych – i w ogóle zdolność do sytuowania spraw bieżących w dynamice długofalowych zmian to skile może nie ekstremalnie rzadkie, ale z pewnością niezbyt popularne i wyklęte w mainstreamie.

No dobra, wykrztusiłem się, a teraz konkretniej. Przez spory kawałek czasu fundamentem społeczeństw była rodzina. Taka tradycyjna: mama, tata, piątka dzieci i pies Azor. Było tak nie bez powodu: dzieci, jak wiadomo, biorą się z mamy przy aktywnym udziale taty. Gdy już się pojawią na tym łez padole, zaliczają zwykle dorastanie i wychowanie – rozwój psychofizyczny, połączony z kształtowaniem w małych głowach kompetencji kulturowych, zasad moralnych i światopoglądu. Dotychczas przemożny wpływ na te procesy mieli rodzice.

Niestety od pewnego czasu swoje łapy pod adresem dzieci coraz natrętniej wyciąga państwo. Bardzo intensywnie stara się ono przy tym „zawirusować” mikrosystem rodziny, tworzącej zrąb zdrowego społeczeństwa. Pod tym względem przypomina nowotwór atakujący zdrowe komórki organizmu i stopniowo rozprzestrzeniający się na wszystkie jego tkanki. Dzieje się to na wielu frontach – począwszy od dotowania postępowych producentów kultury i opiniotwórstwa (ach, te spółki skarbu państwa reklamujące się w liso- i michnikoidach), przez terror opieki społecznej odbierającej rodzicom maluchy z wyssanych powodów, promocję/legalizację in vitro i aborcji, lansowanie dżenderyzmu, zakłócanie naturalnego rozwoju płciowego dzieci już na etapie przedszkola pod pretekstem edukacji seksualnej, po robienie dobrze środowiskom LGTB z przyznawaniem im prawa do adopcji włącznie.

Konsekwencją tej moralno-kulturowej rozwałki nie będzie wyzwolenie uciśnionych wielowiekowym patriarchatem mniejszości do podmiotowego współistnienia w społeczeństwie obywatelskim – jak być może sądzą filotęczowcy. Ze zgliszcz po cywilizacji „patriarchalnej” wyłoni się świat pozbawiony struktur etycznych i norm kulturowych wyrastających z prawa naturalnego – a finalnie: społeczeństwo niewolników. Staniemy się ponurym zbiorowiskiem atomów zniewolonych przez zwierzęce popędy, podsycane popkulturowym praniem mózgu, poddanych nieustannej inwigilacji, kontroli i cenzurze. Te ostatnie okażą się bowiem nieodzowne w celu skutecznego zapobiegania mowie i czynom „nienawiści”. W tym sensie „kultura tęczy” doskonale uzupełnia się z „kulturą” terroryzmu: obie służą establishmentowi do zamykania społeczeństwa powiedzmy-że-otwartego.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 2)

stanislawski

469 komentarzy

1 czerwiec '15

stanislawski napisał:

Zgadza się.

profil | IP logowane

GRZEGORZ69

26 komentarzy

1 czerwiec '15

GRZEGORZ69 napisał:

Swiat na psy schodzi to juz koniec ludzkosci sie zbliza.

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska