Pomimo tego, co można często przeczytać w brytyjskich gazetach i w internecie, Wielka Brytania nie jest wcale najdroższym krajem Unii Europejskiej pod względem cen energii. Według danych Eurostat za 2014 r. znalazła się ona mniej więcej w połowie stawki, jeśli chodzi o cenę energii elektrycznej dla odbiorców indywidualnych. Stawka 19 eurocentów za kilowatogodzinę to o jedną trzecią mniej, niż płacą mieszkańcy Danii czy Niemiec. Drożej jest także we Włoszech, Irlandii, Portugalii czy Belgii. Polska jest w tym zestawieniu jeszcze niżej, z ceną 14 eurocentów za kWh.
Całkiem nieźle na mapie innych europejskich stolic pod tym względem wypada również Londyn. Według raportu fińskiego instytutu VaasaETT brytyjska stolica jest co prawda siódmą najdroższą pod względem cen energii elektrycznej, jednak już po uwzględnieniu siły nabywczej, a więc tego, ile danego dobra możemy kupić za średnie wynagrodzenie, znalazła się również na miejscu siódmym, lecz tym razem od końca (a więc jest jedną z tańszych europejskich stolic). W tym ostatnim zestawieniu niechlubnie przoduje Lizbona, przed Pragą i Berlinem, a na piątym miejscu znalazła się Warszawa.
Mieszkańcy Wysp nie mają więc na co narzekać, a sytuacja jest jeszcze lepsza, jeśli spojrzy się na detaliczne ceny gazu. Według danych VaasaETT Londyn zajmuje pod tym względem 13. miejsce wśród 23 europejskich stolic. Po uwzględnieniu siły nabywczej brytyjska stolica spada na trzecie miejsce od końca tabeli! Taniej jest tylko w Brukseli i Luksemburgu.
Energia energii nierówna
Otwierając rachunek z firmy energetycznej, najczęściej zwracamy uwagę tylko na cenę końcową. Tymczasem warto popatrzeć również na składowe tej ceny, przede wszystkim na podatki oraz koszt dystrybucji, czyli to, ile kosztuje dostarczenie energii z elektrowni do naszego domu.
I tutaj kolejna niespodzianka: Wielka Brytania ma najniższy udział podatków i kosztu dystrybucji w cenie energii ze wszystkich krajów UE. Według raportu fińskiego instytutu łącznie stanowią one 40 proc. ceny detalicznej energii. Dla porównania w Danii jest to aż 87 proc. ceny energii elektrycznej, a unijna średnia wynosi 62 proc.
W przypadku gazu podatki i koszt dystrybucji stanowią 29 proc. ceny detalicznej i jest to drugi najniższy wynik w Europie.
Wydawałoby się, że to dobrze, ale medal ten ma też swoją drugą stronę. Wynika z tego bowiem wprost, że Wielka Brytania pomimo swojego ogromnego potencjału naturalnego (złoża ropy i gazu, silne wiatry i pływy morskie) ma najwyższy w Europie koszt wytwarzania energii.
Energia energii nierówna i widać to dokładnie, jeśli prześledzimy tzw. miks energetyczny poszczególnych krajów UE, a więc to, z czego w danym kraju produkuje się energię.
W samej Unii panuje pod tym względem ogromna różnorodność – są bowiem kraje (w tym Polska) w ogromnej większości uzależnione od wytwarzania energii ze źródeł konwencjonalnych (węgiel, gaz czy ropa naftowa), ale również takie, których miks energetyczny już teraz zdominowany jest przez źródła odnawialne, jak np. Islandia czy Norwegia.
Wielka Brytania jest pod tym względem dosyć wypośrodkowana – według najnowszych danych najwięcej energii elektrycznej wytwarza się tu z gazu (około 30 proc.) oraz z węgla (29 proc.). Co ciekawe, w przypadku węgla jest to głównie surowiec importowany z USA – w Wielkiej Brytanii pozostały przy życiu już tylko trzy kopalnie głębinowe, a i one mają zostać zamknięte najpóźniej w 2016 r. Około 20 proc. produkowanej na Wyspach energii pochodzi z elektrowni atomowych i tyle samo z odnawialnych źródeł energii (wiatr, słońce, biomasa).
Na razie kraje, w których wytwarzanie energii oparte jest na wciąż stosunkowo drogich źródłach odnawialnych, należą do najdroższych pod względem cen detalicznych. Jeśli jednak polityczne cele w zakresie walki ze zmianami klimatu będą konsekwentnie realizowane, koszt wytwarzania energii z węgla czy nawet gazu wzrośnie tak bardzo, że przestanie to być opłacalne źródło energii.
Gra toczy się więc o to, by możliwie jak najszybciej i jak najbardziej obniżyć koszt wytwarzania energii ze źródeł niskoemisyjnych.
Ekologia vs. ekonomia?
Znak zapytania sugeruje, że oba elementy tego równania nie muszą być przeciwstawne – i zdaniem ekspertów jest to realne. Trzeba jednak jasno podkreślić, że „tanio to już było”.
O tym, że energetyka odnawialna nie musi być droga, wiadomo od dawna. Warunkiem jest jednak odpowiedni efekt skali, a więc takie spopularyzowanie tych źródeł energii, które pozwolą znacząco zmniejszyć koszt produkcji turbin wiatrowych, paneli solarnych czy innych nowoczesnych technologii.
Dowody na to już mamy, obserwując choćby gwałtowny spadek cen paneli solarnych, tak popularnych na dachach brytyjskich domów, szkół, hal magazynowych czy zakładów przemysłowych. Problem jednak w tym, że spadek ten był w ogromnym stopniu zasługą nie rzeczywistego popytu, a dofinansowania tych inwestycji ze strony państwa, za które de facto musieli zapłacić wszyscy konsumenci energii w postaci dodatkowych danin doliczanych do rachunków za prąd czy gaz.
Ostatnie lata i miesiące przynoszą zwrot w polityce rządowej w tym zakresie. David Cameron już na początku swojej pierwszej kadencji na fotelu premiera jasno zapowiedział, że zamierza ograniczyć państwowe wsparcie finansowe dla odnawialnych źródeł energii i sprawić, by zaczęły one konkurować pomiędzy sobą na zasadach rynkowych. W ostatnich dwóch latach przeprowadzono szereg reform, które mają zwiększyć skalę nowych inwestycji, a przy tym obniżyć ich koszt.
Takim mechanizmem jest choćby znana nam wszystkim z internetowych serwisów aukcja. Brytyjski rząd od zeszłego roku wprowadził aukcje, w których dostawcy energii ze źródeł odnawialnych rywalizują ze sobą o to, kto dostarczy zamawianą przez rząd energię po najniższej cenie. Wydaje się to proste, ale potrzeba było kilku dobrych lat, by rynek dojrzał do takiego rozwiązania.
Jak płacić mniej?
To pytanie nurtuje nas wszystkich najbardziej. Każdy z konsumentów może bowiem już teraz realnie wpłynąć na niższe koszty pojawiające się na rachunkach za prąd i gaz.
Oczywiście w internecie nie brakuje poradników na temat tego, jak zmniejszyć zużycie energii, i wiele z zawartych w nich porad rzeczywiście może przynieść wymierne efekty, lecz tu chodzi raczej o możliwości uzyskania niższej ceny za dostarczaną energię.
Brytyjczycy od lat mają bzika na punkcie tzw. porównywarek internetowych. Pozwalają one wybrać najtańsze ubezpieczenie auta, najkorzystniejszą ofertę abonamentu komórkowego czy internetowego. Dają one również możliwość znalezienia tańszego dostawcy energii.
Trzeba jednak bardzo uważać. Niedawno głośno było bowiem o aferze związanej z tego typu serwisami, które w wynikach wyszukiwania na pierwszych miejscach niekoniecznie wyświetlały najtańsze oferty, lecz takie, od których sprzedawcy oferowali im wyższą prowizję. W tej sprawie postępowanie wszczął brytyjski urząd antymonopolowy.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.