MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

20/04/2015 07:40:00

Nieznośna tymczasowość pracy

Nieznośna tymczasowość pracyJest robota? No to klawo. Tym bardziej że za chwilę może jej nie być. Świat staje się coraz bardziej – jak mawiają uczeni – sprekaryzowany. Oznacza to, że dziś każdy z nas może dostać kopa od prezesa znacznie łatwiej niż kiedyś.
„Dziś mniej więcej połowa światowej siły roboczej posiada zatrudnienie zarobkowe, ale znaczna jej część nie pracuje w pełnym wymiarze godzin dla konkretnego pracodawcy. Nietypowy do niedawna sposób zarobkowania stał się dziś normą, a „standardowe” formy zatrudnienia stały się wyjątkiem”. To opinia Guya Rydera, dyrektora Światowej Organizacji Pracy (agenda ONZ), zamieszczona w tegorocznym raporcie międzynarodowej federacji agencji zatrudnienia CIETT. Ryder, opisując współczesny rynek pracy, nie tryskał zapewne optymizmem (choć sam w oenzecie ma raczej niezłą fuchę), jednak do raportu branżowej organizacji pośredniaków jego wypowiedź, będąca obserwacją niepokojącego trendu, trafiła raczej jako obietnica złotych żniw.

A zresztą – jaka tam obietnica. Agencje pracy tymczasowej wożą się na bogato co najmniej od czasów „wielkiego kryzysu” z przełomu dekad. Wówczas to pracodawcy zaczęli szerokim gestem wycinać etaty, redukując koszty pracy. Nie tylko przez wzgląd na składki, podatki i inną pięćdziesiącinę (sześć-, siedem-, osiemdziesiącinę?) dla harpii z instytucji centralnych, ale również ze względu na fakt, że standardowy pracownik w kilkudziesięciu procentach składa się z „darmozjada”. Przyjdzie taki do biura, wypije trzy kawy, wyjara dziesięć szlugów, postawi pasjansa i popytluje z panią Madzią z księgowości. I co ma z tego przedsiębiorca? Głównie miłą atmosferę i nadmiar cyferek w rubryczce „Rozchody”.

Głównie – ale jest też wartość dodana, której pracodawca sam nie wygeneruje, bo nie rozciąga czasu jak Einstein, ani nie ma mocy przerobowej jak koparka. Potrzebuje jednak ludzi w ich użytecznościowym aspekcie. W towarzyskim pewnie mniej – a i w tym aspekcie zawsze może skorzystać z usług wyspecjalizowanej agencji. Tymczasem aspekt użytecznościowy obstawiają agencje pracy tymczasowej. Dzięki nim pracodawca nie musi utrzymywać pracownika na dobre i na złe, tylko płaci za jego siłę roboczą w konkretnym przedziale czasowym. Kryzys i konieczność cięć uświadomił pracodawcom, że to znacznie wygodniejszy sposób pozyskiwania „rąk do pracy” niż normalny etat. Na tej świadomości agencje pracy tymczasowej urosły jak na drożdżach – i jeszcze sobie podrosną. Jak wynika z raportu CIETT, w zeszłym roku liczba pracowników tymczasowych zwiększyła się o 4 miliony – do 40 milionów.

Jednak rosnąca popularność zatrudnienia via pośredniak to nie jedyny czynnik przesądzający o „nietypowości” współczesnych metod zarobkowania. Innym jest rozkwit freelancingu, czyli „wolnej strzelanki” na zlecenie „kontrahenta”. To pozornie atrakcyjny sposób pracy. Brak przywiązania do miejsca zatrudnienia, nieświeżego oddechu szefa na karku, szeroka możliwość wyboru zleceń itp. itd. W praktyce zlecanie robótek drobnym rzemieślnikom to również sposób pracodawcy na cięcie kosztów. W rezultacie odbębniający fuchy freelancer jednego miesiąca ma na czynsz, drugiego już niekoniecznie. Tym bardziej że konkurencja na tym „rynku” jest zażarta. Wystarczy poszperać po stronach typu Freelancer.pl czy Freelancer.com. Wyścig na najniższe stawki jest doprawdy imponujący. Do tego stopnia, że praca niekiedy zamienia się w wolontariat. W rezultacie wolnostrzelectwo obdarza swoimi urokami przede wszystkim tych, którzy mają albo lśniącą reputację w branży albo dobrą sieć kontaktów.

Ci, których nie dotknęło to szczęście, a w dodatku nie radzą sobie z przedsiębiorczością – z braku inwencji lub wskutek kiepskich relacji ze skarbówką – mają do wyboru odpalanie sporej części dochodu agencji pracy tymczasowej lub, przy odpowiednich kwalifikacjach, mozolną, depresyjnie nudną tyrkę w fabryce XXI w., zwanej dumnie korporacją, gdzie „redukcje” również nie należą do rzadkich rozrywek. Rozwiązaniem dla desperatów jest crowdsourcing, czyli wykonywanie mikrozleceń za mikrowynagrodzenia na użytek globalnych korporacji – przy mieszkaniu na squacie i zaprowiantowaniu w trybie freegańskim wystarczy na fajki i piwo z dyskontu.

Tak czy siak, większość z tych, którzy nie są dla pracodawców tak cenni, że aż niezastępowalni, musi liczyć się z „niestandardową” ulotnością źródeł dochodu. I nie jest tak, że stabilność zatrudnienia gwarantował tylko PRL, w którym bezrobocie oczywiście „nie istniało”. Również przed przeprowadzką amerykańskiego sektora produkcyjnego do Chin (a nawet jeszcze długo później), szeregowy obywatel USA mógł doczekać emerytury w tym samym zakładzie pracy, w którym zaczynał jako stażysta. Dziś rynek pracy, tak jak gospodarka, przypomina domek z kart, który w każdej chwili mogą zdmuchnąć krupierzy z FED i Wall Street. A ostatnio także inżnierowie Google, wytrwale pracujący nad automatyzacją usług, która w ciągu kilku dekad wytnie jakąś połowę miejsc pracy na świecie.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 1)

hants

66 komentarzy

24 kwiecień '15

hants napisał:

Stały pracodawca 8.91 ph, agencja 14.50 ph

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska