Oj, tym obowiązkiem patriotycznym chyba zbyt wielu nie da się zanęcić. Tak przynajmniej wnoszę po lekturze komciów pod niusem na Interii, gdzie dominują wypowiedzi w rodzaju: „niech do wojska wezmą tych palantów którym tak pilno do wojenki a jeszcze w wojsku nie byli”, „do mnie nawet niech nie wysyłają wezwania, bo ja na PO nie głosowałem” czy „To nowy POMYSŁ RZĄDU na SPROWADZENIE EMIGRANTÓW do POLSKI”. Skąd ten „hejt”?
Otóż Ministerstwo Obrony Narodowej zamierza podobno w tym roku przeszkolić 12 tys. rezerwistów. Internet dopisuje do tych planów kolejne dziesiątki tysięcy i straszy powszechną branką polskiej młodzieży do 60. roku życia. MON Siemoniak zapewnia, że o zmasowanej akcji nie ma mowy i w ogóle brak powodu do niepokoju. Słowem, kochajcie się, rozmnażajcie i płaćcie podatki, a włos wam z głów nie spadnie. Brak powodu do niepokoju wynika także z innych kojących wypowiedzi tuzów polskiego życia politycznego. Poza tym, co wyżej, głowa MON oznajmiła także, że „Polska jest bezpieczna, bo ma własne zdolności obronne”, a „Putin nie odważy się zaatakować NATO [w domyśle: Polski – przyp. autora], bo byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne z jego strony”. Jeszcze bardziej kojąco, z właściwą sobie nutką żartobliwości, wybrzmiał pierwszy Forrest, tfu, obywatel III RP: „Życzę, by wszelkie myśli o zagrożeniach, wojnach powędrowały jak najdalej od wielkanocnego stołu. Żeby jedyna wojna, która wchodzi w grę, to była ewentualnie wojna w czasie śmigusa-dyngusa, wodna wojna, czego życzę przede wszystkim dzieciom”. Święte słowa – dzieci zapewne docenią je przy urnach po osiągnięciu pełnoletniości, jeśli przeżyją ruski śmigus. Najbardziej uspokoił mnie jednak głos nieocenionego eksa w osobie Aleksandra Kwaśniewskiego, który trzeźwo (domniemywam) stwierdził, że Putin nie sięgnie po atom, bo „ma bardzo młodą kobietę przy sobie”. Każdemu właściwie zorientowanemu rodakowi taki argument przemówi jeśli nie do rozumu, to przynajmniej do serca, albo gdzieś poniżej.
Skoro chór tak zgodny i dostojny zapewnia o nieuchronnym pokoju, będę dziś spał jak niemowlę. Wcześniej muszę jednak puścić w niepamięć słowa znamienitego socjotechnika, Zbigniewa Brzezińskiego, który lat temu ze dwa, trzy najdalej, przestrzegł, że Polska w razie napaści nie powinna tak z urzędu liczyć na NATO – do interwencji w obronie krwią zroszonej ziemi naszych przodków musiałaby bowiem zaistnieć wola większości członków Paktu Północnoatlantyckiego. A wystarczy przecież, że jeden z drugim członek wstaną lewą nogą w dniu, gdy pakciarze będą dywagować co z tą Polską, i nie zechce im się kiwnąć palcem w naszej obronie. I co wtedy? No nic, spróbuję puścić ten głos w niepamięć, ale dla spokojnej nocy muszę jeszcze przetrawić kwestie poborowe – bo a nuż armia zechce i mnie zaciągnąć za uszy w te swoje kamasze?
Ale zaraz – może zamiast bzdyczyć się i kwękolić, powinienem wciągnąć sześciopak, wypiąć klatę i zgłosić się wolontaryjnie na kurs obsługi AK-47 i rozbrajania min? Nie dla adrenaliny, rzecz jasna, ale dla ojczyzny (Ojczyzny). Tym bardziej że w narodzie rosną nastroje (kontr)ofensywne. Przybywa na przykład grup paramilitarnych, w których młodzież uczy się strzelać, wymieniać magazynek i być może również ginąć w słusznej sprawie. MON już szykuje się do objęcia „patronatem” tego przydatnego zasobnika zuchów-dobrowolców – wypada mieć kogo rzucić pod gąsienice, gdyby ruskie czołgi rozjechały już naszych zawodowców.
Oczywiście należy się cieszyć, że społeczeństwo przysposabia się do obronności. Sam chętnie wziąłbym udział w tych chwackich przedsięwzięciach – gdyby nie jedna wątpliwość. Za co, mianowicie, będziemy padać trupem w razie gdyby co? Bo nie jestem pewien, czy:
- za ziemię, którą od przyszłego roku będzie mógł bez przeszkód wykupywać zachodni „biznes”, dotychczas posługujący się słupami;
- czy np. za stojące na straży praworządności instytucje (ZUS, US, sądy i im podobne swądy), przeżarte kolesiostwem, sterowane przez mafijno-biurokratyczną sitwę i wydłubujące z naszych kieszeni więcej dutków niż ustrój pańszczyźniany;
- a może za prężną rodzimą gospodarkę i jej kluczowe sektory „sprywatyzowane” w ręce zachodnich koncernów, które doprywatyzują resztówkę naszej niezawisłości ekonomicznej za sprawą właśnie „negocjowanego” w Brukseli TTIP;
- tudzież za polską kulturę i edukację – teatralne homolobby, polskie kino PISF-zależne, wychowanie seksualne dla przedszkolaków, „feminizm”, dżenderyzm i ogólne równoogłupienie za pomocą radia, telewizji, a także innych mediów z portfela Axela Springera.
Oj, coś mi siadł motywator do wojaczki. Ale może wy się skusicie?
Pan Dobrodziej