Trzy godziny targowania
Mają ponad sto lat, ale nie zaniedbują swoich pasji. On interesuje się motoryzacją, ona komputerami, a ich wspólnym oczkiem w głowie jest brydż. Maurice (102) i Helen (101) Kay w sierpniu ubiegłego roku obchodzili 80. rocznicę ślubu i są drugą brytyjską parą na liście najdłużej żyjących obecnie małżeństw. Starsza pani ma polskie korzenie – urodziła się w Warszawie, jednak w wieku 6 lat razem z rodziną wyemigrowała do brytyjskiej stolicy.
Para, oboje żydowskiego pochodzenia, poznała się w 1929 r. w sklepie w Londynie, w którym pracowała Helen. Tamten dzień mocno utkwił jej w pamięci nie tylko z powodu Maurice’a. Również dlatego, że ojciec chłopaka, bogaty przedsiębiorca chcący sprzedać w sklepie towar, targował się z ekspedientką o cenę ponad trzy godziny. Helen po latach wspominała, że ogromne wrażenie zrobił na niej również samochód, którym przyjechał biznesmen. Auto przyciągało wzrok, niewiele takich modeli jeździło wówczas po brytyjskich ulicach. A Maurice? Zamienili ze sobą kilka słów, potem ponownie się spotkali. I z czasem zaiskrzyło. On miał 17, ona 16 lat. Do ślubnej ceremonii, która odbyła się w londyńskiej synagodze, doszło jednak dopiero pięć lat później, bo matka Helen chciała, żeby pierwsza za mąż wyszła jej starsza córka Paula.
Młoda para żyła dostatnio – Maurice prowadził fabrykę i dwa sklepy, a w czasie II wojny światowej na ochotnika zaciągnął się do armii, gdzie był instruktorem wychowania fizycznego. Po powrocie do kraju przeprowadzili się z Londynu i na stałe osiedli w Bournemouth. Dochowali się 4 dzieci, 7 wnucząt i 6 prawnucząt. Do tej pory regularnie grają w brydża, chociaż – jak przyznają – ich starzy karciani partnerzy już dawno nie żyją.
Jaki, według sędziwych małżonków, jest sekret długiego pożycia? – Najważniejsze to tolerancja oraz umiejętność wybaczania i zapominania tego, co było nie tak – twierdzą zgodnie.
Baton, który skradł serce
19 – tyle obecnie żyje na świecie par, które w związku małżeńskim są ponad 80 lat. Charakterystyczne, że aż 13 z nich pochodzi ze Stanów Zjednoczonych. Dwie są z Anglii, a po jednej z Chin, Chorwacji, Australii i Kanady.
Tak ogromna dysproporcja Amerykanów w stosunku do innych nacji nie jest przypadkowa. Dobrze ilustruje to również ich supremacja na liście wszech czasów, gdzie w pierwszej dwudziestce reprezentanci USA okupują aż 14 miejsc. Na kolejnych pozycjach są przedstawiciele Anglii i Indii (po 2) oraz Tajwanu i Korei (po 1).
Zdaniem socjologów to dowód na to, że tradycyjny model rodziny – mimo różnych zawirowań – za oceanem ciągle trzyma się mocno. Nie przypadkiem kandydaci na najwyższe urzędy w państwie muszą mieć ustabilizowaną sytuację rodzinną. Ślub, żona, dzieci – to podstawa, by myśleć o politycznej karierze. W Europie te normy wśród establishmentu już nie obowiązują, co przekłada się na całe społeczeństwo.
Według najnowszych danych, opublikowanych przez Office for National Statistics, w 2012 r. liczba rozwodów w Anglii i Walii wyniosła 118 140, a więc o pół procenta więcej niż w roku poprzednim. Najwyższy wskaźnik rozwodników odnotowano w przedziale wiekowym od 40 do 44 lat.
Dlaczego te liczby są tak wysokie? Joseph Littlewood (99) ma na ten temat własną teorię. – Młodzi za szybko zawierają małżeństwa. Najpierw trzeba się poznać, wzajemnie dotrzeć i przekonać, czy dana osoba jest tą jedyną, z którą chce się spędzić całe życie. Tak było w naszym przypadku. Poza tym dziś ludzie żyją w pośpiechu, często nie wiedzą, czego oczekują od siebie – mówi Joseph, który ze swoją żoną Sally (100) są najdłużej obecnie żyjącą parą rodowitych Brytyjczyków. W czerwcu ubiegłego roku obchodzili 75-lecie ślubu. Ale znają się znacznie dłużej – spotkali się w 1933 r. na zabawie tanecznej w Oldham. Po niej poszli na spacer, na którym 16-letni wówczas Joseph skradł dziewczynie serce, wręczając jej… batona Marsa, który w tym okresie pojawił się na rynku.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.