MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

02/03/2015 07:47:00

Felieton: Problemy z pracą

Felieton: Problemy z pracąPraca to problematyczna sprawa: mało komu się chce, większość z nas musi. Co gorsza, współczesne warunki zatrudnienia są wybitnie niehumanitarne: nie ze względu na nadużycia pracodawców – mniej przecież dotkliwe niż w wieku pary i żelaza – ale oddalenie pracowników od naturalnego środowiska hominidów.
Korzystając z mobilności freelancera, bawię znowu u znajomych na wsi. Przez pierwszy tydzień pobytu, zamiast ujeżdżać hucuły i czochrać owce, przerzucałem kompost – cyfrowy. Rozbolało mnie od tego w krzyżu bardziej niż od roboty widłami. Ale cóż – dobrze, że coś jest do przerzucania, bo dzięki temu człowiek ma na bułkę. Niestety szczególnie w okolicznościach przyrody doświadczam tego, jak molestowanie klawiatury odległe jest od biologicznych predyspozycji sapiensów. (Przezornie, choć szczerze, nadmienię, że teksty do MW to ulga po godzinach produkcji wypychadeł internetu). Mimo że umiemy rachować, rymować i krzesać ogień, to jednak wciąż nie do końca wyszliśmy z lasu. I chyba dobrze – bo w lesie jakoś milej niż w korporacyjnym boksie.

Problem w tym, że nasze minimum egzystencjalne od pewnego czasu wykracza poza ziemiankę, ognisko i zupę z szyszek. A i w lesie nie tak łatwo zadekować się na dłużej – w obliczu zagrożenia ze strony funkcjonariuszy nadleśnictwa. Do lasu jeździ się więc na rekreację w czasie wolnym po sumiennie spełnionych obowiązkach. Nawet jeśli ktoś ma fart (?) być freelancerem, to i tak wyrabia czasową równowartość półtora etatu, hodując garb przed kompem, a na łonie – tym polno-łącznym – spędza zwykle najwyżej dwie, trzy godziny niedzielnego popołudnia. Chyba że akurat wypadła mu wizyta w galerii handlowej lub inne atrakcje wśród betonów.

Współczesna praca nie tylko oddaliła nas od natury: w sensie miejsca i form aktywności, ale również przyczynia się do naszego regresu – by nie rzecz degeneracji – biologicznego. Pierwsza sprawa, to zdrowie fizyczne. Lata spędzone na tyłku mogą zrobić z człowieka wrak. Ci, którzy mają dostatecznie dużo instynktu samozachowawczego i odrobinę czasu na prywatny użytek, wyciskają po godzinach rozmaite aeroby. Reszta zapłacze z bólu jeszcze przed emeryturą, której – jak wiadomo – i tak nie będzie. Druga rzecz to głowa. Jeśli fizjologia nie działa jak należy, a od stołkowania nikomu jeszcze nie spadł cholesterol, to nie miejcie złudzeń, że nawet przy trzech średnich krajowych poziomem satysfakcji z życia dorównacie kopaczowi rowów.

To co, zmieniamy robotę? Ha, żeby to było takie proste. Dla większości z nas praca oznacza zawodowy kanał. Wchodzi się w tototo i brnie po prostej latami. Dziś co prawda jest inaczej niż przed laty. Czasy są zmienne i niepewne, zanikają stare zawody, rosną nowe rynki – i pryskają jak bańki mydlane. Generalnie jednak kto jest biurwą, pewnie biurwą pozostanie, kto dłubie w finansach, też łatwo stamtąd nie ucieknie (dorodna pensyjka to solidna smycz), a kto robi w budowlance, pewnie nie odnajdzie się w branży SEO. Jasne, że są wyjątki albo nawet grubszy margines, bo teraz trzeba być flexible, gdyż rynek pracy buja jak stara łajba na oceanie. Ale urwać się z miasta, kupić ziemię i żyć z uprawy pietruszki lub hodowli bażantów to pomysł raczej na kolejny odcinek „Klanu”, czy inną trutkę dla mas, niż realne życie.

Teoretycznie sprawa nie jest zupełnie spalona. Można przecież rzucić korporacyjne wyrobisko lub inny krąg piekła i załapać się na jakiś transatlantyk, choćby i do szorowania pokładów, byle dla przygody, albo uciec z oszczędnościami na kilka lat do Tajlandii. Ale w tym eksperymencie myślowym szybko pojawia się zimny prysznic. Bowiem dłuższy odwyk od pracy w zawodzie często oznacza wylotkę z rynku. Jeśli zarabiamy w branży o wysokim wskaźniku innowacji, dynamice zmian czy po prostu takiej, w której trzeba nieustannie nadstawiać oczu, uszu i nosa, to zmiana profesji albo dwu-, trzyletnia laba oznacza gigantyczny regres zawodowy – dla niektórych nie do nadrobienia. Czasem nie chodzi nawet o poważną cofkę, ale o utratę zleceń, klientów, znajomości. Dlatego większość z nas kurczowo trzyma się swoich robótek, ewentualnie zmienia posady lub zleceniodawców w obrębie jednej smutnej dziedziny, która mnoży chaos tudzież zanieczyszcza środowisko, ale daje hajs na (prze)życie.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska