MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

27/02/2015 13:16:00

"Miłość" brytyjsko-francuska

"Miłość" brytyjsko-francuska– Jak Francuz popełnia samobójstwo? – Strzelając 15 centymetrów ponad własną głową. Tylko tak może trafić prosto w swój kompleks wyższości.

To jeden z tysięcy dowcipów, które Anglicy opowiadają o sąsiadach z drugiej strony kanału La Manche. Mój ulubiony, co – jak sądzę – może mieć związek z tym, że pracowałem w Harrodsie, Selfridges i Hamleysie, które Francuzi odwiedzają tłumnie i zawsze udają, że angielskiego nie znają, brzmi tak: „Jak nazywasz kogoś, kto mówi trzema językami? Mówią, że jest trójjęzyczny. A dwoma? Dwujęzyczny. Jednym? Francuz”.

Dumni, na 15 centymetrów ponad swój wzrost, potomkowie Gallów nie pozostają zresztą dłużni i z wielkim zacięciem wyśmiewają np. brytyjską oziębłość: „Na bezludnej wyspie rozbił się samolot. Wypadek przetrwało trzech Hiszpanów, trzech Francuzów i Anglik. Pół roku później jeden Hiszpan zabił drugiego i żyje z Hiszpanką. Troje Francuzów zdecydowało się żyć w trójkącie. Anglik nadal czeka, by ktoś przedstawił go reszcie”. Ale na cel biorą też: brak umiejętności łóżkowych – choć to tyczy się chyba czasów bardzo dawnych, bo co by nie mówić, ostatnio na Wyspach to nie wstrzemiężliwość jest problemem; kuchnię – o co nie jest trudno, bo mince pie prosi się sam; i urodę wyspiarskich kobiet.

Żartują: „Jak w Anglii mówią na piękną kobietę? Turystka”.

Hastings 1066

Źródło sąsiedzkiej niechęci tkwi, jak to zwykle bywa w takich przypadkach, w skomplikowanej historii wzajemnych relacji. Przez ostatnie tysiąclecie Anglicy wojowali z Francuzami 35 razy, co daje średnią ponad trzech wojen na stulecie. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że ostatni raz zdarzyło się to 200 lat temu – w czasie wojen napoleońskich – to trzeba liczbę średnią nieco podwyższyć. Jednak nie o same wojny tutaj chodzi. Raczej o to, że jedną – pierwszą z nich – Wyspiarze przegrali z kretesem, do czego historia ich nie przyzwyczaiła.

„Nawet we współczesnych czasach (np. w inspirowanej wojnami propagandzie XX wieku) kultywowaliśmy przekonanie, że Brytania nie może być podbita; potężne siły, takie jak hiszpańska Armada, machina wojenna Napoleona i Luftwaffe – mówiliśmy sobie – nie potrafiły złamać naszej zdezelowanej, ale sprytnej obrony. Indoktrynacja pozostawia fałszywe, ale wyraźne wrażenie, że nigdy nie zostaliśmy najechani. Co więcej, słynna odmienność Brytyjczyków jest często przypisywana temu, że inaczej niż nasi kontynentalni przyjaciele nie mamy żadnych wspomnień o obcej okupacji. Ale to oznacza tylko tyle, że nasza pamięć jest krótka i zawodna, ponieważ nasza wczesna historia jest zupełnie inna” – pisał Robert Winder w „Bloody Foreigners”.

Inna, bo Anglia przez kilka stuleci była pod obcą okupacją. Wszystko zaczęło się w 1066 r., który jest – to Norman Davies – „wryty w świadomość współczesnych Anglików jak żadna inna data w historii”. (Choć, trzeba to podkreślić, nie musi to wcale znaczyć wiele, bo mało jest historycznych dat, które żyją w świadomości współczesnych Anglików). Doszło wtedy do bitwy pod Hastings, uważanej za jedną z najważniejszych w dziejach świata, od której zaczęła się ostatnia okupacja Wyspy. Jej autorami byli Normanowie, o których dziś częściej myśli się kategorią „Francuzi”. Nie na darmo Wilhelm Zdobywca, przez Anglików nazywany William the Conqueror, mówiłby dziś o sobie raczej Guillaume le Conquérant. Używał zresztą normańskiego.

Angleterre

Okupacja, która rozpoczęła się od Hastings, umocniła się w kilku kolejnych latach, gdy Normanowie podporządkowali sobie całą Anglię i zaprowadzili w niej wzorcową administrację kolonialną, wprowadzając rozwinięty feudalizm (Angleterre uchodziła za jego wzorzec), w którym rolę panów zarezerwowali dla siebie. Ten podbój nie skończył się bowiem masową migracją i zaprowadzeniem swojej kultury w podbitym kraju, a jedynie przejęciem szczytów władzy i zadbaniem o to, by pieniądze płynęły do właściwych rąk i we właściwym kierunku. „Twierdzi się czasami, że Zdobywca zamierzał pozostawić staroangielski ład w nienaruszonym stanie. Jeśli rzeczywiście tak było, to wybuch licznych powstań szybko go zniechęcił. Tak czy inaczej, horda normańskich, bretońskich i flamandzkich rycerzy oczekiwała nagrody za swe trudy” – pisał Norman Davies. I otrzymali ją. Wprawdzie na Wyspę przybyło wtedy zaledwie 10 tys. Francuzów, co nie stanowiło nawet 1 proc. populacji i była to nawet liczba mniejsza, niż kiedy swoją administrację ustanawiał tam Rzym, ale przybysze stali się – to Wilder – „crème de la crème społeczeństwa”.

Wzięli dla siebie wszystkie najważniejsze stanowiska i synekury. „Przybyli jako lub zostali na miejscu biskupami, baronami, możnymi i magnatami” – pisał Wilder i wymieniał ich, niezbyt angielskie, nazwiska: Hugh d’Avranches, De Mendeville, Vere, Peverel itd. Po 20 latach 1/3 królestwa znajdowała się w rękach 180 przybyłych z Francji możnych. Także angielski kościół w zasadzie w całości znalazł się w ich rękach – z 16 biskupstw dzierżyli 15. Wiele mówią też nazwiska kolejnych władców Anglii: Guillaume le Roux, Henri Beauclair… Jest również i tak, że wśród „Francuzów” znajdują się nawet postacie uważane w Anglii za bohaterów narodowych. Oto w „Ivanhoe”, pozycji będącej absolutnym klasykiem wyspiarskiej edukacji, Ryszard Lwie Serce mówi o sobie tak: „Nie, szlachetny Cedryku, nie Andegaweński, ale Angielski. Ryszard, król Anglii, któremu jak najbardziej zależy na zgodzie między jej synami i który niczego bardziej nie pragnie”.

W rzeczywistości jednak człowiek, którego tytułowano Richard Coeur de Lion, raczej tak nie mówił. Tak samo zresztą jak i jego brat Jean sans Terre.

To Francuzi zbudowali angielską arystokrację. I zostali nią do dziś – rodowód pięciu z siedemnastu angielskich książąt wciąż da się wywieść z tamtych czasów. Warto wspomnieć i to, że nie była to okupacja, która specjalnie ceniłaby miejscowych. „Obcokrajowcy bogacili się na angielskiej ziemi, podczas gdy jej właśni synowie byli bez wstydu mordowani lub zmuszani do przybrania roli wygnańców i beznadziejnego krążenia po obcych królestwach” – pisał William z Poitiers, mnich żyjący w XII wieku. Jednych i drugich oddzielał od siebie nawet język. Dwór i administracja były całkowicie normańskie. Staroangielski pozostawiano tym, których uważano za plebs. Tak było przez stulecie z okładem, w czasie którego powstał podział na „my” i „oni”. Przez kolejne sto lat różnice zaczęły się rozmywać – zwłaszcza gdy francuscy władcy Anglii zaczęli zdobywać niezależność od kontynentu – ale na dobrze ugruntowaną niechęć to już specjalnie nie pomogło. Przez kolejne stulecia karmiła się ona sama, a stereotypy rozkwitały.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska