MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

03/02/2015 09:07:00

O tym, jak Anglicy zagłodzili Irlandczyków

O tym, jak Anglicy zagłodzili IrlandczykówPomyślcie przez chwilę o tym, jak zaborcy, a zwłaszcza Rosjanie i Prusacy, traktowali Polaków, i to, co znacie z naszej historii, pomnóżcie co najmniej razy trzy. Jest to doskonały wstęp do wyobrażenia sobie tego, co Anglicy zrobili Irlandczykom w czasie kilkusetletnich rządów na Zielonej Wyspie.
Kraj w tym czasie był bezlitośnie eksploatowany i celowo zatrzymywano jego rozwój. Dbano o to, by szkolnictwo ograniczało się tam do kształcenia kolonialnej kadry, a ludzie byli biedni i niewykształceni, a przez to też potulni i posłuszni. Zniszczono język. Kulturę narodową ograniczono do chłopskich zagród i kościelnych murów. Ludzi wykorzystywano jako mięso armatnie potrzebne w kolejnych wojnach oraz wykonawców najprostszych prac. Mordowano ich bez skrupułów i groźby kary. Mówiąc krótko: w Zjednoczonym Królestwie Irlandczyków zwykle nie uważało się za „pełnoprawnych” ludzi. „W oczach wielu Irlandczycy byli Untermenschen, którzy płacili za zbrodnię bycia słabymi” – pisał Pit Tam Coogan w „The Famine Plot”.

Untermenschen

Użycie przez tego Irlandczyka terminu, który od połowy XX wieku nieodłącznie kojarzy się ze stosunkiem nazistowskich Niemiec do Żydów, nie jest tutaj przypadkowe. Nie jest też, o ile w ogóle, wielką przesadą. Oczywiście brytyjska okupacja trwała na tyle długo – w wersji najostrożniejszej można mówić o 250 latach – że miała swoje lepsze i gorsze okresy, jednak przez cały ten czas relacje opierały się na przypisaniu Anglikom roli panów, a Irlandczykom „dzikich” poddanych. Sytuacji nie poprawiał też obecny od czasów Henryka VIII konflikt religijny. Dla angielskich protestantów katolicy – czy raczej „papiści” – byli uosobieniem bluźnierstwa, lenistwa, zdrady i niemoralności.

W pewnym momencie wprowadzono tam nawet prawo, które zakazywało skazania Anglika za zabicie Irlandczyka, a o tym, jak wcześnie się to wszystko zaczęło, wyobrażenie daje pewna sprawa sądowa z… XIII wieku. Otóż dwóch Anglonormanów zgwałciło wówczas miejscową kobietę o nazwisku Margaret O’Rorke. Sprawców uniewinniono. Powód podany przez sąd był taki: „Zgwałcona jest Irlandką”. Wtórowali temu nawet angielscy duchowni i zalecali, by w przypadku zabicia miejscowego bez wahania udzielać rozgrzeszenia, bo „nie jest ono większym grzechem niż zabicie psa lub innej bestii”.

Ideologia z czasem rozwinęła się, utrwaliła i obu nacjom przypisała „właciwe” role. Jednym – panów, drugim – biedaków i niewolników. Efektem było powstanie kraju całkowicie zależnego od kolonialnego centrum w Londynie i celowo utrzymywanego w stanie przerażającego ubóstwa. Na początku XIX wieku 3 mln irlandzkich chłopów (cała populacja liczyła wtedy ok. 7 mln) żyło w warunkach, które Coogan opisał tak: „Żaden troskliwy właściciel nie trzymałby w nich psa”. Ci ludzie mieszkali w ziemiankach. Byli zmuszani do odrabiania pańszczyzny, a żeby to zrobić, musieli maszerować dziennie nawet 20 kilometrów w jedną stronę. Okien nie było, kominów też nie, a dym z palenisk uciekał przez dziury w dachu. Meble były luksusem i zwykle ograniczały się do łóżka. O ile w ogóle jakieś były, bo często spano na klepisku, a za źródło ciepła służyli inni.

Tak było na wsi, ale w miastach też nie było lepiej. Na przykład w Dublinie, który wyraźnie dzielił się na część imperialną – zamożną i bogatą – oraz lokalny slums. W tym było tak biednie, że w jednym pokoju mieszkały zwykle dwie, trzy, a nawet cztery rodziny. W jednym, liczącym kilkanaście metrów kwadratowych pomieszczeniu żyło po 10, 15, niekiedy 20 osób. Na więcej mogli sobie pozwolić tylko nieliczni. Umiejętność czytania była zarezerwowana dla tej części społeczeństwa, która w imieniu Londynu sprawowała władzę nad Wyspą, oraz duchowieństwa. Jedzono marnie, a podstawą i często jedynym elementem diety był ziemniak, który podbił Irlandię w okoliach XVIII wieku.

Król Ziemniak

Trafił do niej 200 lat wcześniej i zaczął jako roślina uprawiana w ogrodach jej bogatszych mieszkańców, ale przyjął się tak dobrze, że szybko stał się podstawą diety większości Irlandczyków. Zwłaszcza tych, którzy musieli się wyżywić z niewielkich działek. Gospodarka zaczęła wyglądać tak, że odrabiając pańszczyznę, chłopi uprawiali pszenicę, owies i pomagali hodować zwierzęta należące do właścicieli gruntów, a później wracali do domów i doglądali ziemniaków. Najważniejszym efektem było jednak to, że znacząco wzrosła liczba ludności, którą Irlandia mogła wyżywić. Ta – między połową XVIII wieku a rokiem 1840 – potroiła się. Każdy kolejny człowiek, którego nie dało się wykarmić w inny sposób, zwiększał zależność od zbiorów ziemniaka i z każdym rokiem coraz wyraźniej było widać, że jeżeli pojawi się coś, co będzie zagrażać poziomowi jego plonów, dojdzie do ogromnej tragedii. Angielska elita była świadoma problemu, ale niezbyt się nim przejmowano. Więcej nawet, uważano, że mogą z tego wyniknąć same korzyści, bo zmniejszy się przeludnienie wyspy, a gospodarstwa będzie można skonsolidować w rękach popleczników Londynu. Nassau Senior, członek królewskiej komisji mającej się zajmować irlandzką biedotą, mówił: „Nawet jeżeli podczas głodu umrze milion Irlandyczków, to w niczym nie pomoże”. To podejście stało się źródłem jednej z największych angielskich zbrodni w Irlandii – Wielkiego Głodu, nazywanego też sztucznym, który rozpoczął się w 1845 r. i zabrał jeszcze więcej ludzi, niż przepowiadał Nassau Senior. Anglicy nie tylko nie kiwnęli palcem, by tragedię zatrzymać, ale przez siedem lat jej trwania wywieźli z Wyspy tysiące ton żywności.

Głód przyszedł, gdy na wyspie pojawiła się zaraza ziemniaczana, której nie potrafiono leczyć ani jej zapobiec.

W 1845 r. było źle, ale urzędujący wówczas brytyjski premier Robert Pell zadbał o to, by przynajmniej część braków uzupełnić importowaną kukurydzą. Rok później, gdy zaraza dotknęła już większość upraw, na czele rządu stał już ktoś inny – Lord Russell. Nowy premier był zatwardziałym liberałem. W XIX wieku oznaczało to, że gdyby chcieć przyrównać do niego poglądy Davida Camerona i George’a Osborne’a, należałoby użyć określenia „radykalni socjaliści”. Russell uważał, że Irlandczykom należy odmówić wszelkiej pomocy, bo sytuację da się wykorzystać dla Londynu, a jakiekolwiek wsparcie psułoby mechanizm rynkowy ze szkodą dla Imperium.

Wtórował mu człowiek, który odpowiadał za pomoc dla Irlandii, a przez niemal cały okres Głodu był de facto dyktatorem kolonii. Nazywał się Charles Trevelyan i łączył skrajnie liberalne poglądy z religijnymi oraz narodowymi uprzedzeniami. Odpowiadał za pomoc dla kraju, a jednocześnie mawiał: „Sąd Boży zesłał plagę na Irlandczyków jako lekcję za ich grzechy i nie należy łagodzić jego skutków”. Wstrzymano transporty kukurydzy. Wprowadzono – z radością powitane przez angielskich „klientów” w Irlandii – nowe prawa, które pozwalały niemal dowolnie wyrzucać chłopów z domów i zajmować lub odkupywać za grosze ich ziemię. Dzięki temu wielkie posiadłości stawały się jeszcze większe, a biedota – nie mogąc znaleźć schronienia, pożywienia i pracy – umierała przy drogach z powodu głodu i chorób. By konsolidować grunty, przyjęto zasadę, która uzależniała przyznanie jakiejkolwiek pomocy – ta i tak była daleko niewystarczająca – od zrzeczenia się całej własności, w tym gospodarstwa. Głód zmuszał ludzi, by to robić. A zrobienie tego oznaczało, że taki człowiek tracił jakąkolwiek szansę na samowystarczalność.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 1)

peonia

245 komentarzy

7 luty '15

peonia napisała:

Bardzo ciekawy artykul. Dzieki za napisanie.

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska