MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

02/02/2015 08:29:00

Felieton: Życie naspidowane

Felieton: Życie naspidowaneZa dużo pracy, za mało czasu? Współczesny standard. Tyramy po fabrykach w różnych branżach, żeby mieć akurat tyle, byle do pierwszego, a co ambitniejsi – również na spłatę kredytu na domek z ogródkiem. Własna inicjatywa, pomysły na biznes czy rozwój często nie wychodzą poza sferę wyobraźni. Dlaczego tak jest?
Słuchałem sobie wczoraj radyjka. Jak zwykle nie mówili nic ciekawego, ale gdy człowiek kroi kapustę na obiad, to miło jak coś mu rzęzi do ucha. Nic ciekawego, mówili o „frankowiczach”, czyli tych, co wzięli kredyt we frankach, a teraz są w biedzie, bo muszą spłacać w kokosach. Wartość franka nieoczekiwanie wzrosła bowiem do nieprzyzwoitych rozmiarów. Sprawa mnie w zasadzie nie interesuje, gdyż prowadzę osobistą politykę antypożyczkową, co oznacza, że na dźwięk takich słów, jak „kredyt” czy „pożyczka” odzywa się we mnie zbój Łamignat. Zatrzymałem się natomiast na uwadze natury egzystencjalnej, rzuconej całkiem mimochodem przez gościa programu. Gość, w świątobliwej funkcji eksperta, przypomniał słuchaczom, że współczesny tryb życia nie pozwala na chwilę wytchnienia i wiąże się z nieustanną gonitwą zawodową.

Spostrzeżenie to niezbyt odkrywcze, ale mózg niezajęty głębszą myślą chętnie uczepi się banału, żeby podtrzymać wewnętrzny szum informacyjny i uniknąć kontaktu z rzeczywistością (w rozumieniu zen). Zacząłem więc międlić ten banał, aż doszedłem do niepokojącego wniosku, że sam również cierpię na opisane schorzenie. Mam pod wieloma względami wygodną sytuację życiową, a jednak niemal codziennie zerkam nerwicowo na zegarek z niepokojem, czy uda mi się wyrobić założoną normę. Normę zakładam według standardów, z grubsza rzecz biorąc, europejskich, w sensie: nie tyram jak chińskie dzieci w fabryce trampek. Mimo to ciągle jestem na bakier z czasem, koncentracją, energią, a czasami także forsą (choć na filet drobiowy szczęśliwie wystarcza). A pod koniec tygodnia, miesiąca, roku, gapię się wstecz i zastanawiam, co właściwie wartościowego zrobiłem w mijającym okresie. Podejrzewam, że spora część z was ma podobnie – w końcu zwrócił na to uwagę ekspert w studiu. Where the fuck does that come from? – chciałoby się zapytać językiem Szekspira.

Cóż, to temat na dłuższy esej, a ja i tak już przekroczyłem liczbę znaków akceptowalną przez internet. Zatem, jak zwykle, postaram się krótko. Pierwsza moja hipoteza na ten temat jest brawurowo populistyczna, mianowicie: jesteśmy okradani. Kiedyś, drodzy proletariusze, dla operatorów systemu społecznego byliśmy źródłem prostej fizycznej siły roboczej. Dziś fizolkę najczęściej odbębniają za nas maszyny. Dlatego za pieniądze sprzedajemy – lub zaprzedajemy – inne nasze aktywa. Przede wszystkim: czas, energię, potencjał twórczy, a także wolność i prywatność. A ponieważ operatorzy systemu wpuszczają na rynek coraz więcej pieniędzy (pustych, bez pokrycia w wartości trwałej), musimy sprzedawać się coraz intensywniej, żeby zarobić na ekwiwalenty gotówki, takie jak jedzenie, mieszkanie, elektro-AGD itp.

Druga moja hipoteza dotycząca odpowiedzi na powyższe szekspirowskie pytanie wiąże się z charakterem naszej pracy: większość z nas produkuje szajs. (Chciałbym to napisać po polsku, a nawet wykrzyczeć, ale redakcja nadto się rumieni na nieparlamentaryzmy.) Jeśli czujecie się urażeni, to zacznę od siebie: poza pisaniem przenikliwych diagnoz świata do MW zwiększam głównie ilość śmieci w internecie. To za pieniądze. Nie za pieniądze piszę również zacne kawałki. Tylko że za zacne kawałki mało kto płaci. Nie wiem, co robicie wy, ale podejrzewam, że również wytwarzacie plastik. W obsłudze klienta, IT, logistyce, na budowie, w przemyśle, kulturze lub, nie daj Boże, branży security. Smutna prawda jest taka, że niemal każdy z nas dokłada swoją cegiełkę do cywilizacyjnej wieży Babel, opartej na zorganizowanym wyzysku. Pewnie mało kto myśli o tym na co dzień. I słusznie – tak zdrowiej. Ale pod koniec tygodnia, miesiąca, roku, gdy gapicie się wstecz, może przychodzi wam do głowy, że wolelibyście hodować bażanty, uprawiać orchidee, grać na didgeridoo, malować abstrakcje ekspresjonistyczne albo pędzić bimber i komponować wspaniałe nalewki. Słowem: robić cokolwiek niepowtarzalnego, twórczego, po prostu własnego i wartościowego. A gdy już wam przyjdzie, porównujecie to wstecz z planami na przód i widzicie długi prosty kanał linearnego życia. No i frustracja gotowa.

Trzecia hipoteza odnośnie karuzeli dni naszych powszednich to właściwie nie hipoteza, tylko organoleptyczny fakt. Chodzi o nadmiar. Wszystkiego, choć to „wszystko” można opisać jako strumień toksycznych informacji sączonych nam do mózgów przez uszy, oczy, nosy i inne receptory. Nawigowanie przez życie wymaga zwykle uczestniczenia w tym chaosie na jego (chaosu lub jego siewców) warunkach: akceptowanie narzuconych reguł i narracji, mimo że wydają nam się szkodliwe i pozbawione sensu. Współczesny świat jest jak ten Walmart napakowany tonami „chemicznych” płatków śniadaniowymi w przeróżnych pstrokatych opakowaniach. Opakowania są różne, ale wkładka ta sama – farbowane *%^&$.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska