MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

26/01/2015 06:58:00

Felieton: Smoleńsk – teoria ultraspiskowa

Felieton: Smoleńsk – teoria ultraspiskowaLubicie historie z dreszczykiem? No to zapraszam. Będzie o zbrodni, spisku i końcu cywilizacji – najlepsze konfitury na udany początek tygodnia.
Zanęcił was tytuł? Dałem taki specjalnie, żeby podkręcić klikalność. A skoro już kliknęliście, to sobie poczytajcie. Najlepiej do końca. Skąd znowu Smoleńsk? Ano, może stąd, że postępy w wyjaśnianiu tej, jak to się mówi, katastrofy polegają głównie na zaciemnianiu dowodów – więc żadne tam „znowu”: sprawa jest nieustannie w toku. Drugi powód jest taki, że ostatnio kolejny kroczek na drodze do wygaszenia tematu postawiła naczelna prokuratura wojskowa (normalnie takie nazwy pisze się z dużych, ale nie chciałbym być posądzony o szacunek dla tej instytucji). Zielone ludziki z gwiazdkami na pagonach wpuściły do mediów ściemniony odczyt zapisu ze smoleńskiej wieży kontroli lotów. O szczegółach poczytajcie sobie w internetach. Generalnie idzie o to, że wojskowe ważniaki utrzymywane przez polskich podatników fałszują dowody w sprawie smoleńskiego „wypadku”, by zwalić winę na ofiary.

Wiem, że niektórym od Smoleńska parują już mózgi. A jednak to temat, którego „nie wypada” mieć dość. To naprawdę dramat narodowy. I to pod kilkoma względami. Pierwszy to taki, że w tej tragedii zginęła znaczna część patriotycznej elity naszego kraju. Drugi – że sposób, w jaki obeszła się z nami Rosja (plus zlew ze strony „sojuszników” z NATO), dobitnie unaocznił nam oraz części świata świadomej naszego istnienia, że właściwie jesteśmy tylko większych rozmiarów pryszczem na mapie, który bez istotnych trudności można wycisnąć, a brzydką pozostałość przypudrować wacikiem (wybaczcie absmak) – czyli zaorać, zabetonować lub rozwiercić na łupki. Trzeci powód do rozpaczy to fakt, że personel agenturalny zawiadujący naszym terytorium z eksponowanych stanowisk – formalnie reprezentujący polskie interesy i przysięgający na polską konstytucję – ustawił się na linii Niemcy-Rosja w pozycji, która może kojarzyć się jedynie z uczestnictwem w czynnościach nieprzyzwoitych (wybaczcie obrazowość). Czwarty powód, by traktować Smoleńsk jako wielki dramat, jest taki, że większa część naszego narodu ma ten wielki dramat w miejscu, które można skojarzyć z poprzedniego zdania (wybaczcie oględność – chciałem uniknąć obrazowości). To tyle moralniaka.

Teraz odrobina spiskowego fristajlu poprzedzona comingoutem: mimo że nie wypada, to jednak sam mam trochę dość Smoleńska. Nie tak jawnie i z tupetem, tylko skrycie i nieśmiało. Jako mały żuczek, który pielęgnuje swoje małe sprawy i jest zbyt leniwy, a zarazem zbyt „rozsądny” (eufemizm na asekuranctwo), żeby iść na barykady. Mam trochę dość Smoleńska również z powodu rozsądku bezcudzysłowiowego – takiego, który ma umocowanie nie w tchórzostwie, ale w racjonalności. A racjonalność podpowiada mi na temat Smoleńska kilka istotnych rzeczy, które prowadzą do nie-„rozsądnych” wniosków. Najbardziej podstawowa z nich jest taka: nagromadzenie matactw i danych przemawiających przeciwko wersji niefartownego wypadku jest tak ogromne, że w wykładnię oficjalną (o błędzie pilota, pijanym Błasiku, zderzeniu z wroną czy inne aktualnie obowiązujące bzdury) może uwierzyć albo osoba niemająca o sprawie bladego pojęcia (np. turysta z Fidżi) albo matoł. Ewentualnie ktoś, komu ze strachu przed utratą fuchy w mediach lub urzędzie odebrało rozum.

Druga podpowiedź, której udziela mi rozsądek, jest taka, że pierwsza podpowiedź nie implikuje konieczności pójścia na wojnę z „ruskimi”, do czego zdają się dążyć mędrcy z PiS. Rozumieją to choćby Jacek Żakowski czy Radek Sikorski, wierzący przecież – przynajmniej „podświadomie” i „po freudowsku”  – w wersję o zamachu. Nie tylko dlatego, że takiej wojny z pewnością byśmy nie wygrali, ale dlatego, że matactwa i ogólnodostępne dane w sprawie Smoleńska nie pozwalają na jednoznaczne i wyłączne przylepienie odpowiedzialności za tę „katastrofę” Rosji – jak zdają się sugerować mędrcy z PiS, pozostawiając margines odpowiedzialności jedynie dla rosyjskiej agentury w Polsce.

I tu podzielę się trzecią sugestią, której udziela mi rozsądek na podstawie zarówno suchych danych, jak i opinii mądrych ludzi. Obok wybuchowej narracji o bombie na pokładzie i wyłącznej (z wyłączeniem agenturalnego marginesu) winie ruskich czekistów, istnieje jeszcze co najmniej jedna interpretacja wydarzeń smoleńskich: wersja o wielopiętrowej aranżacji tego happeningu, w której uczestniczy alians ponad- i/lub wielonarodowych sił. Ta tak zwana hipoteza maskirowki sugeruje, że przed polską i w ogóle światową publiką odegrano misternie przygotowany teatrzyk, maskujący nie tylko wydarzenia, które rozegrały się faktycznie, ale również tych wydarzeń wersję spiskową „pierwszego poziomu”: wersję o rosyjskim zamachu.

Hipoteza maskirowki – najszerzej lansowana m.in. przez niejakiego dr Pawła Przywarę, działającego w sieci pod pseudonimem Free Your Mind – to nie tyle domknięta opowieść z pakietem odpowiedzi na smoleńskie pytania, ile pakiet smoleńskich pytań, których stawiania unikają śledczy z prawej strony polskiego parlamentu. Trochę tak, jakby nie pasowały im te pytania do własnego toku myślenia, by nie rzecz: wstępnie założonego scenariusza. Część wątpliwości, które wyleciały z głównego obiegu, możecie znaleźć tu. Niedawno w tym temacie wypowiadał się również jeden z najlepiej zorientowanych w zawiłościach geopolityki i, jak sądzę, najuczciwszych publicystów III RP, Grzegorz Braun:



Ponieważ znowu nadto się rozgadałem, pozwolę sobie przejść do puenty. Jeśli Smoleńsk nie jest zwykłym wypadkiem (nie potrafię mieć co do tego wątpliwości) ani „zwykłym”, „bezczelnym” kagiebowskim zamachem (co do tego mam niewiele mniej wątpliwości), to jaki może być inny sens tego wydarzenia?

Rzecz jasna, nie mogę tego wiedzieć, ale całkiem poważnie zastanawiam się, czy nasi natowscy przyjaciele nie sprzedali nam fatalnej podpuchy. Podobnej do tej, której ofiarą padliśmy w ’39, tylko bardziej wyrafinowanej. Otóż gdy czołowi śledczy smoleńscy wydłubią spod ziemi dowody na to, że Rosja zdetonowała nam „tutkę”, uzyskamy tak zwany casus belli. I podobnie jak w ’39 lokalna szarpanina – do której w takiej sytuacji niechybnie by doszło – może się nieoczekiwanie rozrosnąć do rozmiarów światowych, czemu sprzyjałby obecny konflikt na linii Rosja-Zachód. Innymi słowy: cała ta inżynieria smoleńska może być po prostu zapalnikiem mającym odpalić ostatnią wojnę w historii naszej cywilizacji. W końcu plotki, że takowa ma nadejść – celem ogólnego oczyszczenia atmosfery, w tym likwidacji pieniądza, długu, granic państwowych oraz części populacji – krążą co najmniej od czasów Nostradamusa, a w ostatnich latach opanowały nawet salony.

Jeśli więc czasem mam dość Smoleńska, to głównie dlatego, że nie chcę, by któryś z pisowskich ogarów nieświadomie wplątał nas w tę niezdrową intrygę o potencjalnie ludobójczych skutkach.

Pan Dobrodziej
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)


 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 5)

paposki19

40 komentarzy

26 styczeń '15

paposki19 napisał:

Ze tak powiem...kogo to k....wa obchodzi!

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska