Do strajku przystąpiło 18 firm przewozowych działających na terenie Londynu, w których łącznie pracuje 27 tys. kierowców. Domagają się oni jednolitych stawek wynagrodzenia, podobnie jak to działa w przypadku pracowników londyńskiego metra.
Zdaniem kierowców obecnie panuje ogromny bałagan – jako przykład podają 80 różnych stawek wynagrodzenia, które funkcjonują we wszystkich firmach przewozowych. Tymczasem wszyscy przecież wykonują tę samą pracę.
Protest potrwa do środy rano. Przypomnijmy, że każdego dnia po Londynie odbywa się łącznie 6,5 mln przejazdów autobusowych. Strajk, który powoduje nawet paraliż części tras musi być odczuwalny dla pasażerów. I tak właśnie jest od rana, mimo że około 40 linii funkcjonuje bez zakłóceń (aktualna lista znajduje się na stronie
Transport for London).
Niskie poparcie dla akcji
- Kierowcy w Londynie mają do czynienia z loterią zarobkową, w którą bawią się ich pracodawcy. Ci ludzie wykonują tę samą pracę, często jeżdżą po tych samych trasach, a mimo to mają różne stawki wynagrodzeń – mówi Wayne King, ze związków Unite.
- Jesteśmy bardzo rozczarowani postawą liderów związkowców, którzy zdecydowali się na taką formę protestu. Tym bardziej, że w głosowaniu nad strajkiem wzięło udział niewielu kierowców, co wskazuje na niskie poparcie dla tego typu akcji. Jeszcze raz przypominam, że sprawy wynagrodzeń kierowców autobusów są kompetencją ich pracodawców. Przedstawiciele Unite mogą przecież brać udział w negocjacjach i rozmowach. Tak jest od 20 lat, a my jako Transport for London cały czas zachęcamy strony do kompromisu, głównie dla dobra naszych pasażerów – mówi Leon Daniels z TfL.
- Chciałbym przeprosić pasażerów za zakłócenia – mówi rzecznik Metroline, jednej z firm autobusowych, której kierowcy strajkują. - Tylko jeden na pięciu naszych kierowców wziął udział w głosowaniu, a tylko co szósty opowiedział się za taką formą protestu. To bezprecedensowo niskie poparcie dla akcji, co powinni wziąć pod uwagę szefowie Unite. Naszym zdaniem strajk był i jest niepotrzebny – dodaje rzecznik.
Boris Johnson, burmistrz Londynu, stwierdził, że dzisiejszy strajk potwierdza konieczność kontynuowania pracy legislacyjnych zaproponowanych przez Konserwatystów. Rząd pracuje bowiem nad zmianami w prawie, które utrudniałyby związkowcom organizowanie strajków w sektorze publicznym. Takie zmiany Cameron chciałby wprowadzić w przypadku wygrania majowych wyborów.
- Jako burmistrz nie mam zastrzeżeń do polityki wynagrodzeń kierowców autobusów. Zróżnicowanie stawek wcale nie jest takie nierozsądne. Londyn to duże miasto, gdzie znajdziemy duże różnice w środowiskach pracy w obrębie nawet tego samego zawodu – mówi Johnson.
Małgorzata Słupska, MojaWyspa.co.uk
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.