MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

26/12/2014 08:58:00

Pani od emigracji

Pani od emigracjiEwa Winnicka, autorka „Londyńczyków”, wydała kolejną książkę o emigracji polskiej w Wielkiej Brytanii. W trakcie pracy nad „Angolami” rozmawiała z ponad trzystoma osobami. O tym, jaki obraz emigracji wyłonił się z tych rozmów, rozmawiała Justyna Daniluk.
Odbyło się parę spotkań promocyjnych pani najnowszej książki w Polsce. O co jest pani najczęściej pytana?

– Pytanie, które jest dla mnie najbardziej ambarasujące i irytujące to pytanie „Czy warto wyjechać do Wielkiej Brytanii?”. Moja książka nie daje odpowiedzi na to pytanie. To nie był jej zamysł. Nie jest to też książka o Polakach w Wielkiej Brytanii. A o tym jak my, najeźdźcy – jak mówią o nas politycznie niepoprawne gazety, albo gazety, które urywają się ze smyczy politycznej poprawności – widzimy ten kraj. Przypisałam sobie rolę XIX-wiecznego antropologa, domorosłego Bronisława Malinowskiego, który jeździ po kraju i opisuje tubylców, ustami ludzi którzy tam się zjawili.

I stąd tytuł książki „Angole”?

– Tak.

Prawdę mówiąc nie znam nikogo, kto by na Brytyjczyków mówił: Angole. To chyba dość pejoratywne, lekceważące określenie.

– Ależ proszę wyjść poza elegancką redakcję. Wiele osób tak mówi. Podobnie jak na Hindusów mówi się „ciapaci”. Czy spotkała się pani z tym określeniem? Oczywiście tytuł jest prowokacyjny i nadałam go po to, by mnie pani o niego zapytała. I żeby potem więcej osób uważało, co mówi o innych nacjach. Gdybym miała określić jakie były proporcje, jaki procent rozmówców używał określenia „Angole”, to było to 70 procent. Rozmawiałam z ponad trzystoma osobami. Rozmowy musiałam poddać dużej selekcji. W książce zawarłam czterdzieści historii. I tylko jedna moja rozmówczyni zaznaczyła, że nie nazywa Brytyjczyków Angolami. Wydaje mi się też, że to określenie nie jest negatywne, lub lekceważące, ale protekcjonalne. Dość często zdarza się, że my, Polacy, jesteśmy protekcjonalni. Nie tylko na emigracji. Mamy też poczucie wyższości. Albo takie sprawiamy wrażenie.

W polskim Londynie mówi się: ilu emigrantów, tyle historii. Jak wybrać te najciekawsze? Jakim kluczem się pani posłużyła?

– Jeśli chodzi o dobór rozmówców to, nie używałam żadnego klucza. Poruszałam się ruchem konika szachowego. Od historii do historii. Jeśli przeczytałam jakąś ciekawą historię w gazecie, to szłam jej tropem. Szukałam bohaterów przez audycje radiowe, lub kontaktowałam się z tymi osobami, które poznałam pracując nad moją poprzednią książką „Londyńczycy”. Pojechałam do Belfastu, który zupełnie mnie zaskoczył, bo nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak wygląda sytuacja w Ulsterze, i polityczna, i społeczna. A przyjeżdżający tam Polacy, ściągnięci przez agencje pracy nagle znajdują się w środku wojny podjazdowej, której nie rozumieją i której się nie spodziewali.

Naturalnie dobór historii był reporterski. Wybierałam te z największym ładunkiem emocji, tam gdzie się działo najwięcej. Z piętnastu historii dziewczyn, zresztą bardzo fajnych, które pracowały w hotelarstwie, historia Basi, która sprzeciwiła się złym warunkom sprzątaczek w hotelu, była najmocniejsza („Będę płakać” – przyp. red). To jest bohaterska osoba, strasznie dzielna, bardzo ją cenię. W książce jest też historia Jacka, prowadzącego zakład pogrzebowy. To jest opowieść self-made mana, człowieka ambitnego, który zaczynał gdzieś na stacji kolejowej w fastfoodzie. Był ambitny, tak jak tysiące innych. Zaciskają zęby, oszczędzają, pnąc się po szczeblach, a potem stają się właścicielami własnego biznesu. Kiedy zapytałam, kim są klienci Jacka, okazało się, że połowa to samobójcy, którzy nie wytrzymują trudów emigracji. Ci, którzy przyjechali bez znajomości języka, nieprzygotowani. Wódka, samotność ich tutaj zabiły. Nieczęsto się o tym mówi.

W zbiorze pani reportaży te emocje są zdecydowanie odczuwalne i miejscami bardzo ciemne. Czy wszystkie historie emigracyjne muszą być „złamane”, żeby były ciekawe? Co z historiami kogoś zwyczajnego. Bez dramatów, rozwodów, samobójstw, samotności?

– Ależ są tam takie historie. Przecież moi bohaterowie opisują swoją codzienność. Dojazdy do pracy, współpracowników, sposób, w jaki przygotowują posiłki, w kim się zakochują, czym się martwią. Wielu moich rozmówców znalazło na Wyspach wytchnienie, albo normalność. Fajnie żyją. Faktycznie jednak za każdym zwykłym życiem kryje się poświęcenie. Każdy się z czymś zmaga. Z brakiem języka, który uniemożliwia awans, ze „szklanymi sufitami”, które tworzą struktury brytyjskie. Oczywiście na różnych poziomach, to są różne „szklane sufity”, rozmaite wybory. Nawet ci, o których myślmy, że mają zwykłe historie też przeżywają swoje dramaty, mają one większa lub mniejszą amplitudę. Sama to przeżyłam. Nigdy nie myślałam o tym, żeby zostać w Wielkiej Brytanii, ale na studiach prawie pół roku ścieliłam łóżka w centralnym Londynie. Zwykła historia. Gdyby mnie pani zobaczyła jak biegnę do pracy, po pracy zrzucam legginsy i zakładam sukienkę w toalecie Mc Donaldsa przy Tottenham Court Road, bo nie chcę się spóźnić na praktyki do Reutersa, a wieczorem wracam do pokoju w podziemiach hotelu – pomyślałaby pani, że to nic szczególnego. Też tak mówiłam rodzicom. Ale za moją historią kryła się totalna depresja, poczucie wyobcowania, upokorzenia, tęsknoty za domem i tęsknoty za czymś nieznanym, ambicji itd. Dodam, że wtedy nie znałam nikogo oprócz filipińskiego managera hotelu w Bloomsbury.

Moja książka nie epatuje nieszczęściem. Opowiada ze szczegółami ludzkie historie.

Wywiad z Ewą Winnicką - Wielka Brytania to dla Polaków egzotyczny kraj.

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze (wszystkich 4)

galadriel

821 komentarz

26 grudzień '14

galadriel napisała:

Okreslenie "Angol" moze byc negatywne lub nie: zalezy od intencji, kontekstu i tonacji. Nie ma az tak negatywnego wydzwieku jak "ciapaty".

Natomiast jesli chodzi o inna emocjonalnosc i przyzwyczajenie do dobrobytu, to prawda. Mentalnosc imperialistyczna i postkolonialna. Takie zadowolone z zycia Gibaski.

profil | IP logowane

pablo_picasso

41 komentarz

26 grudzień '14

pablo_picasso napisał:

Londyn - emigracja, reszta UK - osiedleńcy ;-)

profil | IP logowane

Turefu

58 komentarzy

26 grudzień '14

Turefu napisała:

Zgadza sie, irytuje mnie, ze jesli emigracja do UK, to do Londynu.

profil | IP logowane

stanislawski

469 komentarzy

26 grudzień '14

stanislawski napisał:

W polskim Londynie... ech, ta pani chyba też ze wsi. Tam jak ktoś jedzie " Na Zachód" to "do Londynu".
O Scarborough Maniek z Bolkiem nie słyszeli. Jaki by fajny dres nie posiadali i jakimby Passatem nie jeździli.

profil | IP logowane

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska