Statkiem przez granicę
„To początek nowej ery” – hasła tej treści głosiły ulotki, które w sierpniu rozdawano na Oxford Street. W samym sercu Londynu młodzi ludzie nawoływali do poparcia Państwa Islamskiego, zachęcając przechodniów do przyłączenia się do świętej wojny. Policja, mimo że była obecna na miejscu, nie interweniowała.
Bezpośredni kontakt to jeden ze sposobów werbunku, jednak głównym źródłem pozyskiwania nowych bojowników jest internet. Poza religijną retoryką można tam znaleźć konkretne rady, jak dotrzeć na tereny proklamowanego przez ISIS kalifatu, w jaki sposób unikać kontroli granicznej czy jak domowym sposobem skonstruować materiały wybuchowe. Nie brakuje odwołań do bohaterów i męczenników za wiarę.
Przeciwwagą dla tej propagandy mają być publiczne wystąpienia rodziców, błagających swoje dzieci o powrót do domu. Tak było w przypadku Safiyi Hussein z Bristolu, której córka, 15-letnia Yusra, uciekła do Syrii, żeby zostać żoną dżihadysty.
– Prosimy cię, wracaj do nas. Bardzo cię kochamy – apelowała otoczona rodziną matka dziewczyny na specjalnie w tym celu zwołanej konferencji prasowej, szeroko relacjonowanej przez media.
Nastolatce udało się przekroczyć granicę, jednak część ochotników, zanim dotrze do celu podróży, ląduje za kratkami. W bieżącym roku brytyjska policja aresztowała ponad 200 osób planujących wyjazd do Syrii i Iraku.
Tymczasem islamiści nie zasypiają gruszek w popiele. Jak poinformował ostatnio szef ds. zwalczania terroryzmu w Interpolu Pierre St Hilarie, znaleźli oni nowy sposób przemieszczania się na Bliski Wschód – żeby ominąć coraz ostrzejsze kontrole na lotniskach, korzystają z luksusowych statków wycieczkowych, którymi dopływają do Turcji, a stamtąd podążają dalej do kalifatu.
Potencjalny terrorysta
Rzeczywistość, którą ochotnicy zastają na miejscu, nie zawsze okazuje się zgodna z ich wyobrażeniami. Dlatego po chwilowym zauroczeniu część chce wracać do domu. Często jednak są w sytuacji bez wyjścia – z jednej strony obawiają się łatki zdrajców i zemsty ze strony swoich towarzyszy, a z drugiej represji w ojczystym kraju. I mają ku temu podstawy.
– W brytyjskich więzieniach przetrzymywani są ludzie, którzy ideologicznie sprzeciwiają się ISIS, a w Syrii czy Iraku znaleźli się ze względu na udział w akcjach humanitarnych. Niektórzy byli tam bardzo krótko – twierdzi Moazzam Begg. Ten mający pakistańskie korzenie 46-latek, były więzień Guantanamo, podkreśla, że sam padł ofiarą stereotypów. Został aresztowany w lutym bieżącego roku i ostatnie osiem miesięcy spędził w londyńskim więzieniu Belmarsh. Oskarżono go o udział w szkoleniu w obozie dla terrorystów w Syrii, finansowanie islamistów oraz posiadanie dokumentów świadczących o jego ekstremistycznej działalności. W listopadzie miał stanąć przed sądem, jednak w przeddzień procesu zarzuty zostały wycofane – po tym, jak prokuratur uznał, że dowody się niewystarczające. Okazało się, że podstawą aresztowania był fakt, iż między październikiem 2012 a kwietniem 2013 r. przebywał w Syrii. To wystarczyło, żeby trafił na listę podejrzanych jako potencjalny terrorysta.
Begg twierdzi, że na początku roku, jeszcze przed swoim aresztowaniem, słyszał o przynajmniej 30 brytyjskich dżihadystach, którzy chcieli wrócić na Wyspy. A od tamtej pory ta liczba zapewne wzrosła. Jechali do Syrii, żeby walczyć z reżimem prezydenta Asada, ale ostatecznie znaleźli się w szeregach Państwa Islamskiego. Z różnych powodów. Jednym z nich jest kwestia języka, gdyż większość bojowników ISIS – w przeciwieństwie do członków innych organizacji – mówi po angielsku.
– Musimy tym ludziom pomóc w powrocie do domu – przekonuje Begg, który założył w tym celu organizację pod nazwą Cage. Równocześnie zaapelował do brytyjskich władz o amnestię dla skruszonych islamistów i objęcie ich programem resocjalizacyjnym.
Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.