MojaWyspa.co.uk - Polski Portal Informacyjny w Wielkiej Brytanii. Polish Community in the UK
Polska strona Wielkiej Brytanii

24/11/2014 07:32:00

Felieton: Mordobicie na salonach

Felieton: Mordobicie na salonachPolityka to arena walki wszystkich ze wszystkimi. Choć rozgrywa się na salonach i pod krawatem, to w praktyce przesiąknięta jest prawem dżungli. Nawet działanie we wspólnych szeregach skażone jest konkurencją, a zdolność do zawierania krótkotrwałych sojuszy trudno uznać za kulturowy awans, skoro w każdej chwili można skończyć z nożem w plecach.
Ostatnio pewien gadatliwy elektryk przekonywał mnie, że kiedyś polityką kierowały idee, a dziś to tylko pęd do koryta. Nie chciałem z nim wchodzić w spory, bo praca z prądem wymaga skupienia, a ja w technice reanimacji nie jestem biegły. Gdyby nie to, mógłbym mu przypomnieć o faraonach, Borgiach, Machiavellim, no i tych wszystkich ideowcach, którzy wyrośli na stosach trupów.

Nawet jeśli miał na myśli prozaiczne polskie lata 90., to i tak nie jestem przekonany co do słuszności jego tezy. Jaśniepanująca Platforma O., partia wybitnie nieideowa, zadziwia wprawdzie tupetem, ale czy poza mniejszą ogładą faktycznie tak wiele różni ją od kolesi, którzy dwie dekady temu mataczyli w życiu publicznym pod szyldami SLD, UW lub innych komórek „układu”? Na obrzeżach życia politycznego idee tętnią jak dawniej, może nawet z większą mocą i barwnością. Zmieniają się tylko ich nośniki, czyli partie i stronnictwa. Gdy dojrzali ideowcy dotrą do korytka, skoncentrują się na walce o paszę, a myśl strzelistą w dobrej wierze będą głosić kolejne świeżaki na obrzeżach.

Wiem, że nie odkrywam Ameryki, ale przecież wciąż wielu wierzy, że parlament to arena walki dobra ze złem. Ba, sam jestem w stanie uwierzyć, że takiemu prezesowi Kaczyńskiemu zależy na samosterownej Polsce, za którą gotów by oddać nerkę lub emeryturę (co nie znaczy, że faktycznie w to wierzę). Tylko że poświęcenie prezesa nie przykryje całego bajzlu i remizy, które rozgrywają się za fasadą walki o polskość. Tym bardziej że w ostatnim czasie ta walka się zaostrza, a różnic w koncepcjach polskości przybywa.

Patriotyczny wielogłos można było zauważyć przy okazji obchodów Święta Niepodległości 11 listopada. Pisowczycy co prawda nigdy nie obmacywali się z narodowcami, ale w tym roku dysonanse jakby przybrały na sile. W Krakowie pod Krzyżem Katyńskim koncert pieśni ojczyźnianej pod patronatem „Gazety Polskiej” (jeden z organów prasowych PiS) został zakłócony przez antynatowskie okrzyki pogrobowców Dmowskiego. Być może w akcie wendety za to obrazoburstwo tydzień później znany rysownik satyryczny a zarazem członek Ruchu Narodowego Jerzy Wasiukiewicz oberwał z kufla w jednej z warszawskich knajp od nabzdryngolonego Dawida Wildsteina. Ten ostatni, podobnie jak Wasiukiewicz, również „walczy” z „układem”, tyle że w innych szeregach.

Z kolei as prawicowej publicystyki i, zdaje się, przykładny katolik Rafał Ziemkiewicz zbiera bęcki na łamach „ultrakatolickiej” „Frondy” oraz tygodnika „W sieci”, wypełnianego kontentem przez jego byłych kolegów z niegdysiejszego „Uważam Rze”. Ziemkiewicz ma bowiem cierpieć na odchylenie narodowo-korwinowskie (czy to w ogóle możliwe?), nie wierzy też w mit Powstania Warszawskiego i ma ostrożny stosunek do Euromajdanu. Obrywa zresztą nie tylko on. Zarówno „Fronda”, jak i „W sieci” czy GazPol ładują na odlew w lewych i prawych katolików, jeśli ci zdradzają dystans do polskiego zaangażowania w „walkę o niepodległość” na Ukrainie – tu wszelka nieortodoksja podejrzewana jest o putinizm. Od wszystkich po równo obrywają natomiast „ultraprawicowi” korwiniści, którzy zresztą sami walą po równo we wszystkich.

Z drobniejszych incydentów, w ostatnim czasie zafrasowała mnie również wieść o schizmie w znakomitym niegdyś duecie rewizjonistów historii powojennej i najnowszej w osobach doktorów Sławomira Cenckiewicza (chyba już z habilitacją) i Piotra Gontarczyka. Zdradził ponoć ten drugi – trafił na posadkę i stracił moralną czystość naukowca. Aha, no i jeszcze ta niefortunna wpadka panów Hofmana, Kamińskiego i Rogackiego, którzy, jak ostatnie pętaki, połasili się na łatwy pieniądz z publicznej kasy (zgarnęli po trzy tysie kilometrówki na dojazd do jakiegoś europarlamentu, choć faktycznie polecieli tanimi liniami do Madrytu), skutkiem czego wylecieli z PiS-u. Może przyjmie ich PO? Nie dlatego, że tolerują tam znacznie grubsze wałki, ale dlatego, że mają gdzieś pozory przyzwoitości.

Gdybym śledził politykę na bieżąco i bardziej pod mikroskopem, pewnie przytoczyłbym dobitniejsze przykłady nawalanek za kotarą, moralnej (rety, jak to brzmi egzaltowanie w kontekście politycznej praxis) padaki salonów i antysalonów, podsrywania kolegów z własnych hufców w ramach walki o większy hajs, wygodniejszy stołek lub możliwość wąchania swądów prezesa (tego lub innego) z nieco bliższa. Cierpię jednak na polityczną cyklofrenię, która objawia się przeplatanką faz wzmożonego zainteresowania życiem publicznym z fazami kurczowego facepalmu. Kurczowy facepalm dopada mnie, gdy kolesie zarabiający na deklarowaniu troski o państwo obszczekują się jak podwórkowe burki, konkurujące o dostęp do resztek ze stołu, podczas gdy w jadalni serwują kawior, dziczyznę i Dom Perignon za pieniądze oskubanego proletariatu (usługowego, bo już rzadko fabrycznego).

Wtedy zresztą doceniam spryt tych wszystkich technologów władzy z tajnych lóż i podziemnych synagog, którzy, grając na ludzkich ambicjach, popędach i słabościach, wzniecają chaos, by wyłonić z niego – jak to się ładnie nazywa – nowy porządek światowy.

Pan Dobrodziek
Więcej w tym temacie (pełna lista artykułów)

 
Linki sponsorowane
Zaloguj się lub zarejestruj aby dodać komentarz.

Komentarze

Bądź pierwszą osobą, komentującą ten artykuł.

Reklama

dodaj reklamę »Boksy reklamowe

Najczęściej czytane artykuły

        Ogłoszenia

        Reklama


         
        • Copyright © MojaWyspa.co.uk,
        • Tel: 020 3026 6918 Wlk. Brytania,
        • Tel: 0 32 73 90 600 Polska